Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2014

Chińska cenzura walczy nawet z zupkami błyskawicznymi

Obraz
Rząd chiński prowadzonej w internecie kontroli nie nazywa cenzurą. Według komunistów w Pekinie  to "sterowanie opinią publiczną" i budowanie "harmonijnego społeczeństwa". Chińscy internauci widzac więc znikające informacje żartobliwe powiadamiają innych blogerów, że strona została "zharmonizowani" - pisze Hanna Shen*. Po dojściu do władzy w marcu zeszłego roku chiński prezydent Xi Jinping jako jeden z priorytetów dla partii komunistycznej wynienił kontrolę ideologiczną sieci. Na spotkaniu z kierownictwem departamentu propagandy Komunistycznej Partii Chin Ludowych (KPChL), odpowiedzialnym za monitorowanie mediów, w tym także internetu, Xi nakazał utworzenie „silnej armii internetowej”, aby „przejąć pełną kontrolę nad tym medium”. Dziś oddziały cenzorów walczą w internecie nie tylko z blogerami komentującymi wydarzenia w Państwie Środka, ale i potrafią dopatrzyć się zagrożenia nawet w nazwie firm i produktów sprzedawanych na chińskim rynku. Przekonała

Nie pierwszy taki protest – dlaczego dziennikarz solidaryzuje się ze sprawcą wybuchu

Obraz
Solidaryzowanie się z człowiekiem, który dopuścił się zatrważającego czynu, wydaje się czymś  zrozumiałym, gdy  słyszymy tak liczne historie osób skrzywdzonych, którym brakuje już woli życia - tłumaczyła i opracowała Hanna Shen.  W ciągu kilku ostatnich lat jako dziennikarz spotkałam wielu ludzi, którym odebrano jakąkolwiek wolę życia. Dziś do tej grupy dołączył jeszcze jeden człowiek – Ji Zhongxing, niepełnosprawny, który 20 lipca zdetonował bombę na lotnisku w Pekinie. Jesteśmy z Ji rówieśnikami. Oboje urodziliśmy się w 1979 r. Gdy wczoraj czytałam o tym, co go spotkało w życiu, doznałam dziwnego uczucia. W 2005 r. oboje mieliśmy po 26 lat. Ji Zhongxing mieszkał w Dongguan, w prowincji Kanton. Na swoim motocyklu w nocy oczekiwał na pasażerów. Było to oczywiście nielegalne, ale Ji pracował ciężko. Pragnął się ożenić, mieć dzieci. Ja także byłam wtedy w Kantonie. Miałam chłopaka, a nasz związek był źródłem starć z moimi rodzicami. Ani myślałam z niego zrezygnować, więc przenieśliśmy

Przehandlowana niewinność

Obraz
Dwa dni przed końcem ubiegłego roku przed sądem w Chinach stanęła 55-letnia Zhang Shuxia, lekarka z prowincji Shaanxia. Przyznała się, że w latach 2011–2013 sprzedała siedmioro dzieci. Zaraz po porodzie pani doktor przekonywała rodziców, że ich pociechy cierpią na poważne choroby genetyczne i dlatego powinni zrezygnować z rodzicielstwa. Dzieci trafiały w ręce pośredników Jak poinformowała chińska agencja Xinhua: „Lekarka zabierała dzieci do domu, a następnie sprzedawała je za 3,5 tys. dol. Kilka dni później pośrednik przekazywał dziecko nowym rodzicom za 10 tys. dol.”. Poza dr Zhang w proceder zamieszani byli dyrektor szpitala, jego zastępca kierujący oddziałem położniczym, a także jedna z pielęgniarek. Sprawa wyszła na jaw, kiedy jednej z matek zachowanie lekarki wydało się podejrzane i zgłosiła sprawę na policję. Tej udało się uratować sześcioro z siedmiorga sprzedanych dzieci. Ostatnie z nich zmarło w kwietniu ub.r., zanim trafiło do nowych rodziców. Handel dziećmi Pomimo surowy