Chińska gra na Morzu Południowowschodnim
Napięcie, do jakiego doszło w ostatnich tygodniach na linii Hanoi–Pekin dowodzi, że racje mają eksperci twierdzący, że spór o Morze Południowochińskie to jedno z największych zagrożeń dla bezpieczeństwa regionalnego
Dwa archipelagi położone w tym rejonie, Wysp Paracelskich i Wysp Spratly, mają duże znaczenie strategiczne. Tędy przebiegają ważne szlaki zaopatrzeniowe i trasy flot morskich i tu znajdują się złoża ropy naftowej, gazu ziemnego, bogate łowiska ryb i obfite ilości guana – naturalnego ptasiego nawozu. Nic więc dziwnego, że prawa do strategicznych terenów na Morzu Południowochińskim rości sobie wiele okolicznych państw, takich jak Chiny Ludowe, Wietnam, Filipiny, a także Malezja i Tajwan (Republika Chińska).
ChRL wkarcza do akcji
Pekin stoi na stanowisku, że wody Morza Południowochińskiego od zawsze należały do chińskiej strefy wpływów. Władze komunistyczne powołują się na źródła historyczne i dane archeologiczne mówiące o tym, że już przed naszą erą rybacy chińscy dokonywali połowów w tym regionie. Gwałtownie rozwijająca się gospodarka Państwa Środka i konieczność sprostania wymaganiom w sektorze energetycznym zmuszają Pekin do szukania nowych źródeł surowców. Chińczycy szacują, że złoża ropy naftowej w rejonie Morza Południowochińskiego wynoszą od 23 do 30 mld ton, a gazu około 16. trylionów m sześc. Aby korzystać z tego bogactwa, 2 maja b.r. obok wysp Paracelskich umieszczono platformę wiertniczę Haiyang Shiyou 981, należącą do Chińskiej Narodowej Korporacji Naftowej (CNOOC), państwowego giganta energetycznego. Wokół platformy krążą chińskie okręty obrony przybrzeżnej, a także myśliwce. Ponieważ gigantyczna konstrukcja znajduje się na obszarze wyłącznej strefy ekonomicznej Wietnamu, okręty tego kraju starały się powstrzymać montaż platform. Doszło do bitwy za pomocą armatek wodnych i do kolizji jednostek pływających Chin i Wietnamu. Wtedy na ulicach wietnamskich miast doszło do antychińskich demonstracji.
Płonące fabryki i poszukiwanie sojuszników
Protesty zaczęły się na południu Wietnamu w prowincji Binh Doung, a z czasem rozprzestrzeniły się na cały kraj. Niszczono i podpalano chińskie fabryki. Wietnamskie władze komunistyczne 17 maja rozesłały SMS-y do obywateli z apelem, aby ci pozostali w domu. Zostało to jednak zignorowane i w wielu miastach, m.in. w stolicy kraju Hanoi, doszło ponownie do antychińskich demonstracji. W tej chwili oficjalne dane mówią o dwóch ofiarach śmiertelnych i ok. 140 rannych. Wśród poszkodowanych są nie tylko Chińczycy, lecz także Tajwańczycy, Koreańczycy i mieszkańcy Hongkongu. Wielu z nich zdecydowało się opuścić Wietnam, co może się okazać zgubne dla wietnamskiej gospodarki. Do tej pory wiele firm przenosiło tu swoje fabryki z Chin, w których wzrastają koszty pracy .
Dean Cheng z konserwatywnej amerykańskiej Fundacji Heritage uważa, że fakt, iż ofiarami zamieszek stali się także przedsiębiorcy z Tajwanu, Korei Płd. i Japonii, może spowodować, że Wietnam będzie traktowany jako miejsce zbyt ryzykowne i wielu z planujących dalsze inwestycje w Azji może w tej chwili zamiast Wietnamu wybrać Birmę, Bangladesz czy Kambodżę.
Władze wietnamskie zdają sobie z tego sprawę i starają się ratować sytuację. Wietnamski przedstawiciel na Tajwanie na specjalnie zwołanej konferencji zapowiedział, że rząd Wietnamu opracowuje plan rekompensat dla poszkodowanych inwestorów, m.in. obniżenie podatków i redukcję zadłużenia z tytułu pożyczek.
Szef wietnamskiego rządu spotkał się m.in. z prezydentem Filipin Benigno Aquino III, który podkreślił, że Manila i Hanoi powinny zintensyfikować współpracę w dziedzinach obrony i gospodarki i dążyć do partnerstwa strategicznego.
Chińskie marzenie o ekspansji w Azji
Premier Wietnamu mówi także o „różnych opcjach obronnych przeciwko Chinom“, co jest odpowiedzią na fakt, że Chiny rozpoczeły gromadzenie wojska przy granicy z Wietnamem. Donieśli o tym chińscy internauci piszący, że w znajdującym się przy granicy z Wietnamem mieście Chonghzuo (region Guangxi) pojawiły się nowe jednostki Armii Ludowo-Wyzwoleńczej i czołgi. Informację tę potwierdziły także tajwańskie media.
Zarówno Waszyngton jak i Tokio skrytykowały działania Pekinu i nazwały je prowokacją. Ekspert ds. Chin, prof. Edward Friedman uważa, że konflikt z Hanoi to część ekspansjonistycznej polityki ChRL wobec sąsiadów, której zadaniem jest osiągnięcie dominacji w regionie Azji. Wybór Wietnamu nie jest przypadkowy, bo kraj ten nie jest powiązany żadnymi umowami obronnymi z USA. Pekin chce pokazać, że jakiekolwiek myślenie o uniezależnieniu się mniejszych państw azjatyckich od Chin jest złudne. Komunistyczne władze Chin inwestują ogromne ilości pieniędzy w krajach sasiednich (w Wietnamie tylko w 2013 r. zainwestowano 2,3 mld USD), a w zamian chcą mieć dostęp do bogactw tych krajów, nawet jeśli lokalne ludności się buntują. A buntują się nie tylko Wietnamczycy. Także chińskie inwestycje w Birmie napotykają na coraz liczniejsze protesty ze strony miejscowej ludności; Birmańczycy buntują się, bo konfiskowane są ich grunty, na których powstają chińskie inwestycje, a także degradowane jest środowisko naturalne.
Protesty w Birmie dotyczą m.in. Rurociągów Shwe , które są wspólnym przedsięwzięciem państwowego China National Petroleum Corporation (CNPC) i kontrolowanego przez wojsko Myanmar Oil and Gas Enterprise (MOGE). Inwestycja łączy Zatokę Bengalską z chińską prowincją Yunnan i pozwola Chinom na uniknięcie żeglugi przez cieśninę Malakka oraz Morze Południowochińskie. Rurociąg gazowy jest już uruchomiony i ma przesyłać rocznie do Chin 12 mld m sześc gazu ziemnego. Rurociąg naftowy będzie miał pojemność 22 mln ton ropy naftowej rocznie.
Walka o dominację to też bój o przetrwanie partii
Wu Fan, chiński dysydent i redaktor naczelny magazynu internetowego „China Affairs“ uważa, że napięcia w regionie są korzystne dla Komunistycznej Partii Chin Ludowych, bo odwracają uwagę Chińczyków od problemów wewnątrz kraju. Po dojściu do władzy w marcu zeszłego roku prezydent Xi Jinping zapowiadał walkę z korupcją. Kampania ta jednak ponosi klęskę. Xi musi także stawić czoła słabnącej chińskiej gospodarce. Na domiar złego spada sprzedaż domów (w kwietniu tego roku zmniejszyla sie o 18 proc.), co podsyca obawy przed kryzysem na chińskim rynku nieruchomości. Dramatycznie wzrasta też liczba protestów. Rządzący przyznali, że w 2010 r. było ich 180 tys., potem już zaprzestano publikowania danych. Chińczycy demonstrują przeciwko skażonej żywności, przymusowym wysiedleniom, niskim zarobkom i zanieczyszczaniu środowiska. Na masową skalę występują z KPChL – szeregi partii opuściło do dziś ponad 140 mln osób. Wu Fan uważa, że jeśli Xi Jinping nie odniesie jakiś sukcesów na arenie międzynarodowej, to “być może cały ten reżim wkrótce upadnie”. Wu uważa, że poczynania chińskich komunistycznych władz coraz bardziej przypominają ruchy Rosji– aby odbudować wielkomocarstwową pozycję tak jak Putin zagrabił Krym, tak Chiny nie będą stronić nawet od militarnego konfliktu z Wietnamem.
Gazeta Polska
Dwa archipelagi położone w tym rejonie, Wysp Paracelskich i Wysp Spratly, mają duże znaczenie strategiczne. Tędy przebiegają ważne szlaki zaopatrzeniowe i trasy flot morskich i tu znajdują się złoża ropy naftowej, gazu ziemnego, bogate łowiska ryb i obfite ilości guana – naturalnego ptasiego nawozu. Nic więc dziwnego, że prawa do strategicznych terenów na Morzu Południowochińskim rości sobie wiele okolicznych państw, takich jak Chiny Ludowe, Wietnam, Filipiny, a także Malezja i Tajwan (Republika Chińska).
ChRL wkarcza do akcji
Pekin stoi na stanowisku, że wody Morza Południowochińskiego od zawsze należały do chińskiej strefy wpływów. Władze komunistyczne powołują się na źródła historyczne i dane archeologiczne mówiące o tym, że już przed naszą erą rybacy chińscy dokonywali połowów w tym regionie. Gwałtownie rozwijająca się gospodarka Państwa Środka i konieczność sprostania wymaganiom w sektorze energetycznym zmuszają Pekin do szukania nowych źródeł surowców. Chińczycy szacują, że złoża ropy naftowej w rejonie Morza Południowochińskiego wynoszą od 23 do 30 mld ton, a gazu około 16. trylionów m sześc. Aby korzystać z tego bogactwa, 2 maja b.r. obok wysp Paracelskich umieszczono platformę wiertniczę Haiyang Shiyou 981, należącą do Chińskiej Narodowej Korporacji Naftowej (CNOOC), państwowego giganta energetycznego. Wokół platformy krążą chińskie okręty obrony przybrzeżnej, a także myśliwce. Ponieważ gigantyczna konstrukcja znajduje się na obszarze wyłącznej strefy ekonomicznej Wietnamu, okręty tego kraju starały się powstrzymać montaż platform. Doszło do bitwy za pomocą armatek wodnych i do kolizji jednostek pływających Chin i Wietnamu. Wtedy na ulicach wietnamskich miast doszło do antychińskich demonstracji.
Płonące fabryki i poszukiwanie sojuszników
Protesty zaczęły się na południu Wietnamu w prowincji Binh Doung, a z czasem rozprzestrzeniły się na cały kraj. Niszczono i podpalano chińskie fabryki. Wietnamskie władze komunistyczne 17 maja rozesłały SMS-y do obywateli z apelem, aby ci pozostali w domu. Zostało to jednak zignorowane i w wielu miastach, m.in. w stolicy kraju Hanoi, doszło ponownie do antychińskich demonstracji. W tej chwili oficjalne dane mówią o dwóch ofiarach śmiertelnych i ok. 140 rannych. Wśród poszkodowanych są nie tylko Chińczycy, lecz także Tajwańczycy, Koreańczycy i mieszkańcy Hongkongu. Wielu z nich zdecydowało się opuścić Wietnam, co może się okazać zgubne dla wietnamskiej gospodarki. Do tej pory wiele firm przenosiło tu swoje fabryki z Chin, w których wzrastają koszty pracy .
Dean Cheng z konserwatywnej amerykańskiej Fundacji Heritage uważa, że fakt, iż ofiarami zamieszek stali się także przedsiębiorcy z Tajwanu, Korei Płd. i Japonii, może spowodować, że Wietnam będzie traktowany jako miejsce zbyt ryzykowne i wielu z planujących dalsze inwestycje w Azji może w tej chwili zamiast Wietnamu wybrać Birmę, Bangladesz czy Kambodżę.
Władze wietnamskie zdają sobie z tego sprawę i starają się ratować sytuację. Wietnamski przedstawiciel na Tajwanie na specjalnie zwołanej konferencji zapowiedział, że rząd Wietnamu opracowuje plan rekompensat dla poszkodowanych inwestorów, m.in. obniżenie podatków i redukcję zadłużenia z tytułu pożyczek.
Szef wietnamskiego rządu spotkał się m.in. z prezydentem Filipin Benigno Aquino III, który podkreślił, że Manila i Hanoi powinny zintensyfikować współpracę w dziedzinach obrony i gospodarki i dążyć do partnerstwa strategicznego.
Chińskie marzenie o ekspansji w Azji
Premier Wietnamu mówi także o „różnych opcjach obronnych przeciwko Chinom“, co jest odpowiedzią na fakt, że Chiny rozpoczeły gromadzenie wojska przy granicy z Wietnamem. Donieśli o tym chińscy internauci piszący, że w znajdującym się przy granicy z Wietnamem mieście Chonghzuo (region Guangxi) pojawiły się nowe jednostki Armii Ludowo-Wyzwoleńczej i czołgi. Informację tę potwierdziły także tajwańskie media.
Zarówno Waszyngton jak i Tokio skrytykowały działania Pekinu i nazwały je prowokacją. Ekspert ds. Chin, prof. Edward Friedman uważa, że konflikt z Hanoi to część ekspansjonistycznej polityki ChRL wobec sąsiadów, której zadaniem jest osiągnięcie dominacji w regionie Azji. Wybór Wietnamu nie jest przypadkowy, bo kraj ten nie jest powiązany żadnymi umowami obronnymi z USA. Pekin chce pokazać, że jakiekolwiek myślenie o uniezależnieniu się mniejszych państw azjatyckich od Chin jest złudne. Komunistyczne władze Chin inwestują ogromne ilości pieniędzy w krajach sasiednich (w Wietnamie tylko w 2013 r. zainwestowano 2,3 mld USD), a w zamian chcą mieć dostęp do bogactw tych krajów, nawet jeśli lokalne ludności się buntują. A buntują się nie tylko Wietnamczycy. Także chińskie inwestycje w Birmie napotykają na coraz liczniejsze protesty ze strony miejscowej ludności; Birmańczycy buntują się, bo konfiskowane są ich grunty, na których powstają chińskie inwestycje, a także degradowane jest środowisko naturalne.
Protesty w Birmie dotyczą m.in. Rurociągów Shwe , które są wspólnym przedsięwzięciem państwowego China National Petroleum Corporation (CNPC) i kontrolowanego przez wojsko Myanmar Oil and Gas Enterprise (MOGE). Inwestycja łączy Zatokę Bengalską z chińską prowincją Yunnan i pozwola Chinom na uniknięcie żeglugi przez cieśninę Malakka oraz Morze Południowochińskie. Rurociąg gazowy jest już uruchomiony i ma przesyłać rocznie do Chin 12 mld m sześc gazu ziemnego. Rurociąg naftowy będzie miał pojemność 22 mln ton ropy naftowej rocznie.
Walka o dominację to też bój o przetrwanie partii
Wu Fan, chiński dysydent i redaktor naczelny magazynu internetowego „China Affairs“ uważa, że napięcia w regionie są korzystne dla Komunistycznej Partii Chin Ludowych, bo odwracają uwagę Chińczyków od problemów wewnątrz kraju. Po dojściu do władzy w marcu zeszłego roku prezydent Xi Jinping zapowiadał walkę z korupcją. Kampania ta jednak ponosi klęskę. Xi musi także stawić czoła słabnącej chińskiej gospodarce. Na domiar złego spada sprzedaż domów (w kwietniu tego roku zmniejszyla sie o 18 proc.), co podsyca obawy przed kryzysem na chińskim rynku nieruchomości. Dramatycznie wzrasta też liczba protestów. Rządzący przyznali, że w 2010 r. było ich 180 tys., potem już zaprzestano publikowania danych. Chińczycy demonstrują przeciwko skażonej żywności, przymusowym wysiedleniom, niskim zarobkom i zanieczyszczaniu środowiska. Na masową skalę występują z KPChL – szeregi partii opuściło do dziś ponad 140 mln osób. Wu Fan uważa, że jeśli Xi Jinping nie odniesie jakiś sukcesów na arenie międzynarodowej, to “być może cały ten reżim wkrótce upadnie”. Wu uważa, że poczynania chińskich komunistycznych władz coraz bardziej przypominają ruchy Rosji– aby odbudować wielkomocarstwową pozycję tak jak Putin zagrabił Krym, tak Chiny nie będą stronić nawet od militarnego konfliktu z Wietnamem.
Gazeta Polska
Komentarze
Prześlij komentarz