Tybet - Polski akcent
W weekendowym wydaniu „Naszego Dziennika” ukazał się bardzo ciekawy artykuł o polskich pilotach pomagającym Tybetańczykom w ich walce o niepodległość w latach 50-tych w ramach zorganizowanej przez CIA operacji noszącej kryptonim „St Circus.” Pierwsza część operacji, w której brali udział Polacy nazwano "St Barnum". W roku 195 Chińska Armia -Ludowo Wyzwoleńcza zajęła Tybet. W związku z narastającym uciskiem politycznym dochodziło do coraz częstszych wystąpień ze strony Tybetańczyków. W połowie lat 50-tych CIA postanowiło pomóc opozycyjonistom tybetańskim.
W ramach operacji "St Barnum" wytypowano grupę 6 skoczków tybetańskich, którzy mieli dostarczyć radiostację i włączyć się w działania prowadzone przez partyzantów.
Gdy Tybetańczy przechodzili 6-miesięczny trening na wyspie Saipan, Amerykanie szukali załogi zdolnej przerzucić skoczków ze sprzętem na terytorium ChRL-u.
Na Tajwanie Amerykanie dysponowali dobrze zorganizowanym lotnictem jednak nie chcieli korzystać z pomocy Chang Kaisheka. Republika Chińska na Tajwanie, tak samo jak ChRL, nie uznawała odrębności Tybetu. Obawiano się sabotażu ze strony Chińczków na Tajwanie. Wybrano więc cieszących się doskonałą opinią polskich pilotów, ktorzy w tym czasie w Wiesbaden brali udział w operacji Project Cherry (wykonywali loty szpiegowskie nad terytorium Polski, państw nadbałtyckich, Rosji, Ukrainy i Białorusi). Zastępca wydziału lotniczego dalekowschodniego oddziału CIA, Gar Thorsrud potrzebował dwóch załóg pięcioosobowych. Pierwszą dowodził kapitan Franciszek Czekalski, a drugą kapitan Jan Drobny. Do operacji wybrano samoloty B-17 Flying Fortress[h1] , z których korzystało lotnictwo Republiki Chińskiej na Tajwanie. Polacy wcześniej nie latami na B-17 więc przeszli szkolenie pod okiem zarządzającego oddziałem przy lotnictwie Republiki Chińskiej Roberta Kleya.
Operację rozpoczęto w październiku 1957 roku. W ramach pierwszego lotu planowano dwa zrzuty. Wykonano jednak tylko jeden; z drugiego rezygnowano z powodu złych warunków pogodowych; następny zrzut odbył się listopadzie. Polacy powrócili do Wiesbaden, ale akcje zrzutowe dla Tybetańczków były kontynuowane do maja 1960 roku.
Z czasem w obliczu konfliktu Chin Ludowych i ZSRR, Pekin stał się sprzymierzeńcem Zachodu i w 1968 Amerykanie zaprzestali pomocy partyzantom tybetańskim.
Tak jak Polacy Tybetańczycy poczuli smak zdrady.
W ramach operacji "St Barnum" wytypowano grupę 6 skoczków tybetańskich, którzy mieli dostarczyć radiostację i włączyć się w działania prowadzone przez partyzantów.
Gdy Tybetańczy przechodzili 6-miesięczny trening na wyspie Saipan, Amerykanie szukali załogi zdolnej przerzucić skoczków ze sprzętem na terytorium ChRL-u.
Na Tajwanie Amerykanie dysponowali dobrze zorganizowanym lotnictem jednak nie chcieli korzystać z pomocy Chang Kaisheka. Republika Chińska na Tajwanie, tak samo jak ChRL, nie uznawała odrębności Tybetu. Obawiano się sabotażu ze strony Chińczków na Tajwanie. Wybrano więc cieszących się doskonałą opinią polskich pilotów, ktorzy w tym czasie w Wiesbaden brali udział w operacji Project Cherry (wykonywali loty szpiegowskie nad terytorium Polski, państw nadbałtyckich, Rosji, Ukrainy i Białorusi). Zastępca wydziału lotniczego dalekowschodniego oddziału CIA, Gar Thorsrud potrzebował dwóch załóg pięcioosobowych. Pierwszą dowodził kapitan Franciszek Czekalski, a drugą kapitan Jan Drobny. Do operacji wybrano samoloty B-17 Flying Fortress[h1] , z których korzystało lotnictwo Republiki Chińskiej na Tajwanie. Polacy wcześniej nie latami na B-17 więc przeszli szkolenie pod okiem zarządzającego oddziałem przy lotnictwie Republiki Chińskiej Roberta Kleya.
Operację rozpoczęto w październiku 1957 roku. W ramach pierwszego lotu planowano dwa zrzuty. Wykonano jednak tylko jeden; z drugiego rezygnowano z powodu złych warunków pogodowych; następny zrzut odbył się listopadzie. Polacy powrócili do Wiesbaden, ale akcje zrzutowe dla Tybetańczków były kontynuowane do maja 1960 roku.
Z czasem w obliczu konfliktu Chin Ludowych i ZSRR, Pekin stał się sprzymierzeńcem Zachodu i w 1968 Amerykanie zaprzestali pomocy partyzantom tybetańskim.
Tak jak Polacy Tybetańczycy poczuli smak zdrady.
Komentarze
Prześlij komentarz