Chiński dysydent: obecność Ewy Kopacz 4 czerwca w Pekinie to poparcie dla oprawców

Chińscy dysydenci nie rozumieją, dlaczego Polacy akurat tego dnia muszą ściskać dłonie komunistycznych
aparatczyków. Cao Changqing, dysydent i publicysta, w wypowiedzi dla „Gazety Polskiej Codziennie” przypomina, że 4 czerwca to dzień, kiedy zachodni przywódcy unikają spotkań z oficjałami w Pekinie. Gdy przed pięciu laty ówczesny minister spraw zagranicznych Indii, a obecnie prezydent Pranaba Mukherjee odwiedził Pekin, opinia publiczna w Indiach wrzała. Prasa określiła wizytę w dniu rocznicy masakry haniebną.
"Rozumiem, że marszałek polskiego Sejmu pani Ewa Kopacz odwiedza Chiny, bo Polska chce rozwijać stosunki z Chinami. Jednak składanie wizyty właśnie 4 czerwca, jeśli weźmie się pod uwagę to, że 24 lata temu w Pekinie dokonano rzezi, jest równoznaczne z poparciem dla rządu oprawców. Polacy zawsze bardzo dzielnie walczyli z komunizmem i byli dla Chińczyków wzorem do naśladowania. Spotkanie z komunistycznym aparatem akurat w rocznicę masakry na placu Niebiańskiego Spokoju chińscy opozycjoniści i dysydenci odbierają jednoznacznie jako zniszczenie wizerunku, jaki Polska do tej pory miała wśród nas, Chińczyków – bojownika przeciwko komunizmowi i obrońcy wartości, takich jak wolność, prawda i sprawiedliwość", mówi Cao.
Marszałek Kopacz zapewnia, że „będzie szeptać” komunistycznym oficjałom w Pekinie o prawach człowieka. Oby jednak nie skończyło się tak, jak z wizytą prezydenta Bronisława Komorowskiego w Państwie Środka w zeszłym roku. Komuniści wykorzystali ją propagandowo. Chińskie oficjalne media podkreślały wtedy, że polskim przywódcą nie jest już prozachodni Lech Kaczyński, ale przy władzy są liberałowie i Komorowski, którzy są otwarci na Wschód: na Rosję i Chiny. Rozczarowani byli także chińscy dysydenci, którzy wizytę widzieli jako sukces chińskich komunistów chwalących się otwarcie tym, że zyskali teraz „sojusznika na podwórku NATO".
Wizyta marszałek Sejmu w Pekinie została świetnie zaplanowana (to nie przypadek) przez komunistów – akurat na 4 czerwca, 24 lata po tym, jak armia Chińskiej Republiki Ludowej rozpędziła protestujących studentów na placu Tiananmen. Według oficjalnych rządowych danych zginęło wtedy 214 osób, ale nieoficjalne dane mówią o 4 tys. zabitych. Dziś publiczna dyskusja o tych wydarzeniach jest w Chinach zabroniona. I nie o morderstwie dokonanym 24 lata temu przez komunistów będą 4 czerwca donosiły tuby komunistycznej propagandy w ChRL, takie jak gazeta „Renminbao" czy agencja Xinhua. Nie o reakcji Waszyngtonu, który co roku właśnie tego dnia wydaje oświadczenie w sprawie masakry, apelując do Chin o uwolnienie przebywających w dalszym ciągu w więzieniach uczestników tragicznych wydarzeń. Chińscy spece od prania mózgu mają przecież o czym pisać: z komunistami w Pekinie akurat tego dnia będzie się ściskała marszałek Sejmu RP, sojusznik ChRL.
GPCodziennie, Niezalezna pl

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Tajwańskie maszyny trafiały do Rosji

Mieszanka chińskiego autorytaryzmu i zachodniego wokeizmu