Musicie to zobaczyć – „海角七號”


Aga ma dość Tajpej; nie zrobił tu kariery muzyka i wraca do rodzinnego Hengchun, małego miasteczka na południu Tajwanu. Tu otrzymuje pracę listonosza. 80-letni Mao, który do tej pory pracował jako listonosz miał właśnie wypadek. Roznosząc listy Aga trafia na przesyłkę z Japonii. Adres na przesyłce: Cape No. 7 już nie istnieje - używany był ponad 60 lat temu, gdy Tajwan był kolonią japońską. Aga decyduje się otworzyć paczkę i tu znajduje niewysłane listy miłosne pisane w latach 40-tych przez Japońskiego nauczyciela zakochanego w Tajwance; Japończyk po wojnie wrócił do kraju, a gdy zmarł jego córka odnalazła listy i wysłała je do dawnej miłości ojca.
Aga stara się odnaleźć adresatkę, ale w międzyczasie miasteczko ma odwiedzić znany japoński piosenkarz. Burmistz Hengchun nalega, aby przed występem japońskiej gwiazdy zaprezentowano lokalną grupę..problem w tym, że takiej w Hengchun nie ma; władze postanawiają więc szybko stworzyć grupę, a Aga ma napisać dwie piosenki. Nad przygotowaniami do koncertu czuwa Tomoko z Japonii. Początkowo jej współpraca z lokalną grupą, a zwłaszcza z Agą nie układa się pomyślnie..można się domyśleć jak dalej potoczy się historia w tajwańskim filmie „Cape No. 7”; to romantyczna komedia, która zdobyła serca widowni na Tajwanie. Rodzime filmy nie cieszą się popularnościa na wyspie; przeciętnie przynoszą ok. 2 miliony dolarów tajwańskich dochodu (ok. 145 tys. PLN); Cape No. 7 do tej pory (w trzecim tygodniu wyświetlania) zarobił 100 mln (ok. 7.3 mln PLN).
Jak to możliwe, że ta prosta dość historia stała się hitem na wyspie? Oglądając film nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że pokazany tu Tajwan i Tajwańczycy są tacy jakich znam, tacy jakich ich na co dzień widzę. Czasem śmieszni – któż z mieszkających na wyspie nie spotkał policjanta, który rozgalada się „bacznie” za łamiącymi prawo, a obok niego przejeżdzają motocykliści bez kasków..ktoż z nas nie doświadczył tajwańskiej impulsywności: pokłócą się na ulicy a nawet pobiją (na przykład na środku drogi, o to kto ma pierwszeństwo), po to aby pięć minut póżniej się uściskać; ktoż z nas nie spotkał tajwańkiego biznesmana kłaniającego się w pas i reklamujące swój produkt wszędzie, gdzie to jest możliwe..śmieszna wydaje się z trudem dobrana lokalna grupa muzyczna mającą wystąpić przed koncertem wielkiej gwiazda z Japonii; jest tu 80-letni Mao wychowany w okresie okupacji japońskiej, mówiący więc płynnie po japońsku, jest policjant aborygen, jak większość aborygenów utalentowany muzycznie, dumny ze swojego pochodzenia i starający się wszędzie dorzucić jakiś fragment melodii aborygenów, jest sprzedawca wina, reprezentant Hakka, podgrupy etnicznej Chinczyków wywodzącej się z płd. Chini uchodączych za symbol pracowitości na wyspie; jest nastoletnia Tajwanka, co niedziela grająca w lokalnym kościele, i jest Aga, przedstawiciel pokolenia 20-latków, mieszkając w Tajpej pewnie na co dzień używał mandaryńskiego, a po prowrocie w rodzinne stronny jest to juz mieszanka tajwańsko (dialekt minnan)- mandaryńska. (Nota bene grający rolę Aga to aborygen, tajwański piosenkarz Van Fan). Podczas pierwszej próby członkowie grupy grają wspólnie ten sam utwór, ale każdy po swojemu..z czasem dźwięki stają się coraz bardziej harmonijne...i tu film wzrusza bo właśnie taki jest Tajwan; nie jest ani chiński, ani japoński, ani Hakka, ani aborygenów; języki tych grup można usłyszeć w filmie. Można, bo wyspa jest mieszanką tych wszystkich kultur współżyjących tu już od wielu lat...zgrali się tak jak zespół w miasteczku Hengchun...
Jeden ze sloganów reklamujących turystom Tajwan głosi „Taiwan will touch your heart”; tak właśnie czyni film Cape No.7: wzbudza śmiech i ściska serce. Taki jest Tajwan na jakim przyszło mi mieszkać....Musicie to zobaczyć.

Cape No. 7 (海角七號)
Reżyseria: 魏德聖 (Wei De-sheng)
Oficjalna strona filmu: Tutaj

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Bonum est diffusivum sui

Wojna bez zasad