20 lat po Tiananmen

Choć od wydarzeń na Placu Niebiańskiego Spokoju (Tiananmen) w Pekinie minęło już 20 lat, trudno zapomnieć o zbrodni, jakiej wtedy dokonano. W 1989 r. wielu Chińczyków miało nadzieje na zmiany: liczono na szybką śmierć Deng Xiaopinga (tego, który faktycznie wydał rozkaz użycia broni 4 czerwca) i na reformy; tymczasem Deng przetrwał następne osiem lat, a przed śmiercią na swego następcę wyznaczył Jiang Zemina, także despotę.

Gdy17 kwietnia 1898 r. na Placu Niebiańskiego Spokoju rozpoczął się studencki wiec, nie przypuszczano, że jego koniec będzie tak tragiczny. Protestujący praktycznie nie wysuwali haseł bezpośrednio atakujących władzę KPCh. Domagano się reform i walki z korupcją. 3 czerwca chińskie kierownictwo postanowiło rozprawić się z protestującymi. O drugiej w nocy 4 czerwca 1989 r. na plac Tiananmen wjechały czołgi i opancerzone transportery. Według nieoficjalnych danych liczbę zabitych w czasie masakry szacuje się na ok. 5 tys., rannych na ok. 10 tys., a aresztowanych na ponad 2,5 tys. osób (w procesach politycznych kilkunastu skazano na karę śmierci).
Z przeszłością, ale bez przyszłości
Co dziś dzieje się z tymi którzy brali udział w protestach studenckich w Chinach w 1989 roku?
Według raportu przygotowanego przez amerykański Departament Stanu 20 lat po masakrze na Placu Niebiańskiego Spokoju w chińskich więzieniach przebywa nadal 50–200 uczestników tamtych protestów. Ale wyjście z więzienia to nie koniec gehenny. Napiętnowani jako „skazańcy” uczestnicy protestów, a także ci, którzy poparli studentów, mają kłopoty ze znalezieniem stałej pracy. Często schorowani żyją w biedzie.
41-letni Zhang spędził w więzieniu 14 lat. W momencie wybuchu protestów w 1989 r. Zhang pracował w Centrum Wystawowym w Pekinie; nie był studentem, nie brał udziału w organizowaniu demonstracji. 4 czerwca był na Placu Niebiańskiego Spokoju i widział, jak żołnierze filmowali protestujących. Zdając sobie sprawę, że dojdzie do aresztowań tych, których zarejestrowały kamery, ukradł i zniszczył jedną z taśm. Aresztowany został zwolniony warunkowo w 2003 r. z ostrzeżeniem, że jeśli będzie udzielać wywiadów mediom, publikować i podróżować po Chinach, to „wróci tam, skąd wyszedł”. Dziś Zhang bez możliwości stałego zatrudnienia mieszka w małym mieszkaniu razem z mamą i oboje utrzymują się z jej emerytury wynoszącej 1000 chińskich yuanów (ok. 460 zł).
Sun Chuanheng za podpalenie dwóch ciężarówek wojskowych spędził w więzieniu 18 lat. 20 lat po wydarzeniach na Placu Tiananmen jako sprzedawcy w sklepie z wyrobami żelaznymi starcza mu pieniędzy na jeden posiłek dziennie. Więcej „szczęścia” miał Sun Liyong, były policjant, który za krytykę poczynań władz wobec studentów skazany został na siedem lat więzieniu. Sun dziś mieszka w Australii, pracuje dla firmy zajmującej się przeprowadzkami i ustanowił fundusz, który ma pomagać byłym więźniom – uczestnikom protestu z 1898 r.
Także zagranicą mieszka wielu z czołowych organizatorów manifestacji na Placu Niebiańskiego Spokoju. Dla niektórych z nich schronieniem okazał się Tajwan.
Wuer Kaixi mówi, że ma szczęście, bo ma dom. Co prawda przez ostatnie 20 lat nie mógł spotkać się ze swoimi rodzicami – mają zakaz opuszczania Chin – ale jest dwójka synów i żona, Tajwanka. W 1989 r. Kaixi był studentem Uniwersytetu w Pekinie i zorganizował strajk głodowy wśród studentów. Znalazł się na liście najbardziej poszukiwanych przez reżim chiński, ale zdołał zbiec, przez Hong Kong trafił do Francji, do Stanów i wreszcie w połowie lat 90. na Tajwan. Dziś na wyspie publikuje artykuły w lokalnej prasie i występuje w mediach.
Kilka dni przed tegoroczną rocznicą masakry na Placu Niebiańskiego Spokoju na Tajwan przybył Wang Dan, główny organizator protestów studentów w 1989 r. Aresztowany po 4 czerwca 1989 r. spędził w więzieniu 10 lat; Wang twierdzi, że zainteresowanie jego osobą zachodnich mediów i polityków spowodowało, że nie był zbyt okrutnie traktowany w więzieniu. Wypuszczony w 1993 r. został ponownie schwytany i skazany, tym razem na 11 lat za krytykowanie rządu. W 1998 r. tuż przed wizytą ówczesnego prezydenta USA, Billa Clintona w Chinach, Wang został wypuszczony warunkowo ze względu na pogarszające się zdrowie. Władze zezwoliły na jego leczenie w Stanach. Wang studiował na Harvardzie, a następnie Oxfordzie. Często odwiedzał Tajwan, a w tym roku postanowił ubiegać się o pracę na jednej z tajwańskich uczelni. Będzie pracował na Wydziale Historii Tajwanu, bo, jak twierdzi, proces demokratyzacji wyspy, to cenne doświadczenie dla Chin. „Tajwan pokazuje nam, Chińczykom, że nie należy bać się wolności i demokracji” – mówi Wang.
O pamięć zabitych
Ale poza tymi, którzy przeżyli masakrę na Placu Niebiańskiego Spokoju 4 czerwca 1989 r., są jeszcze ofiary i pamięć o nich, którą zachowują ich najbliżsi. Nie jest to łatwe, bo władza komunistyczna nawet dziś, 20 lat po tragedii, nieprzychylnie patrzy na jakiekolwiek formy uczczenia pamięci zabitych – „kontrewolucjonistów”. W tym roku zgodzono się, aby rodzice 50 zabitych spotkali się w jednej z dzielnic Pekinu pod koniec maja. Policja ostrzegała jednak, że w spotkaniu mogą brać udział tylko najbliżsi krewni zabitych, nie można fotografować i pod żadnym pozorem zaprosić dziennikarzy. W spotkaniu będącym uczczeniem pamięci zamordowanych na Placu Niebiańskiego Spokoju miała wziąć udział prof. Ding Zilin, założycielka organizacji Matki Tiananmen. Policja nie pozwoliła jej jednak opuścić domu. Ta wątłą siedemdziesięcioparoletnia kobieta uznana jest przez partię komunistyczną za wroga Chin. W nocy z 3 na 4 czerwca 1989 r. policja naszła jej dom, zostawiając na podłodze przeszyte kulami ciało jej 17-letniego syna, Jiang Jielan. Profesor Ding była jednym z niewielu rodziców, którzy odzyskali ciała swoich dzieci zabitych na Placu. Ponieważ większość młodych zaginęła bez śladu, Ding Zilin i jej mąż przygotowali listę ofiar. Chcieli upamiętnić zmarłych i zaginionych, a także pomóc rodzicom pogodzić się ze stratą. W wyniku tego działania zaczęli być nękani przez bezpiekę, a wkrótce stracili pracę na uniwersytecie. Ding Zilin na wieść, że inni rodzice zostali pozbawieni podstawowych środków do życia tylko za stwierdzenie, że dziecko zaginęło na Placu Niebiańskiego Spokoju, próbowała zebrać pieniądze wśród Chińczyków mieszkających zagranicą. Partia oskarżyła ją o przemyt i wsadziła do więzienia. Ding Zilin nie poddaje się i zorganizowała stowarzyszenia rodzin ofiar zwane Matki Tiananmen. Zebrała imiona i nazwiska 600 osób, które uważane są za zmarłe. Co roku, gdy zbliża się rocznica 4 czerwca, Ding Zilin jest przetrzymywana w areszcie domowym. Tuż przed Olimpiadą w Pekinie w 2008 r. wysłano ją na przymusowe wakacje poza Pekin.„Nasi odważni, mądrzy synowie i córki. Minęło już 20 lat, ale my nigdy Was nie zapomnimy” – powiedziała na spotkaniu rodzin ofiar masakry na Palcu Niebiańskiego Spokoju, Tan Shuqin, matka jednej z zabitych. 20 lat po Tiananmen, w ChRL, państwie cudu gospodarczego, wielu nadal walczy o przetrwanie, o pamięć.
Niezależna Gazeta Polska wydanie czerwcowe, psz.pl

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Tajwańskie maszyny trafiały do Rosji

Mieszanka chińskiego autorytaryzmu i zachodniego wokeizmu