Chiny dążą do wojny?

Long Tao, wpływowy analityk Komitetu ds. Funduszy Energetycznych, a także członek działającego na uniwersytecie w Zhejiang Centrum Badań nad Pokojem i Bezpieczeństwem, wezwał chiński rząd do wypowiedzenia wojny Wietnamowi i Filipinom. Celem akcji miałoby być przejęcie pełnej kontroli nad rejonem Wysp Paracelskich i Wysp Spratly na Morzu Południowochińskim, gdzie znajdują się duże złoża ropy naftowej.

Long Tao zamieścił swój komentarz na łamach "Global Times" ("Huanqiu"), gazety wydawanej przez Komunistyczną Partię Chin Ludowych. Analityk wskazuje, że atak na Wietnam i Filipiny, które to państwa określa jako "najgłośniejszych wichrzycieli w rejonie", odstraszy innych potencjalnych, i to większych, wrogów ChRL. W wyniku działań wojennych - jak uważa Long Tao - Chiny przekształcą Morze Południowochińskie w "morze ognia", jako że w rejonie Wysp Spratlay znajduje się około tysiąca platform wiertniczych i lotnisk, z których jednak żadne nie należy do Chin. Jego zdaniem, Pekin nie powinien obawiać się interwencji międzynarodowej. "USA zajęte są wojną z terroryzmem i Bliskim Wschodem (...) a więc nie mogą pozwolić sobie na nową wojnę na Morzu Południowochińskim. Nieustępliwe stanowisko USA będzie tylko blefem" - wyjaśnia chiński ekspert. Podkreśla on, że z czasem i tak zostanie osiągnięta stabilizacja w tym regionie "w wyniku strategicznej ugody".
Specjaliści podkreślają, że ten tekst można traktować jako swego rodzaju test dla USA i opinii międzynarodowej ze strony chińskich władz, bo przecież artykuł nie ukazałby się bez przyzwolenia rządu. I może chodzić tu nie tyle o grożenie dwóm krajom, z którymi Chiny toczą spór, ale jest to forma nacisku na Wietnam i Filipiny, aby uwzględniły chińskie interesy gospodarcze w rejonie Morza Południowochińskiego. Pekinowi zależy przede wszystkim na dostępie do złóż ropy naftowej i gazu ziemnego.
NaszDziennik

Komentarze

  1. Pani Hanno!

    Czytając już pierwszy akapit Pani artykułu, doszły mnie takie refleksje: (a) deklarowany zamiar to "balon próbny" dla Amerykanów, (b) ewentualny atak na VN przypominałby raczej wojnę chrlowsko-wietnamską z 1979 r., o której Golicyn pisał, że była pozorowana, a analitycy amerykańskiego wywiadu wojskowego - że to... manewry, z których aparat dezinformacji zrobił wojnę. Czy aby obecnie (po 1989 r.) ChRL nie sprawuje nad Wietnamem kontroli, takiej jak sowieci nad demoludami?

    Tak czy inaczej, wydaje się, że głównym kierunkiem ekspansji geopolitycznej ChRL jest właśnie ten rejon: Indochiny, Azja Pd-Wsch. i w dalszej kolejności, basen otwartego Pacyfiku. Nie Daleki Wschód i Syberia, które ze względu na ukształtowanie geograficzne i klimat stanowią strefę buforową z Sowietami. Stąd m.in. otwarty konflikt sino-sowiecki należałoby włożyć między bajki. I to takie, które bolszewia z obu stron Amuru wykorzystywała i czyni to nadal jako dezinformację (przy której nikt nie zauważa np. SCO).

    Niemniej całkiem możliwa jest inna opcja ataku na Filipiny - poprzez wywołanie rewolucji na wzór arabskich czy latynoamerykańskich. Wówczas okrążony byłby nie tylko Tajwan, ale obok części amerykańskiego "imperium zewnętrznego" o znaczeniu strategicznym (Palau, Mikronezja, Mariany, Guam) znalazłby się satelita ChRL.

    P.S. Czy znany jest Pani tekst autorstwa (tow.) gen. Chi Haotian'a z 2006 roku? Był szeroko omawiany m.in. w Epoch Times i National Review. Czy to jest faktyczna deklaracja zamiarów pekińskich towarzyszy, czy może wrzutka?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Tajwańskie maszyny trafiały do Rosji

Mieszanka chińskiego autorytaryzmu i zachodniego wokeizmu