Orwellowski koszmar
Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna (KRLD) to państwo, w którym nierozerwalnymi elementami życia codziennego są wszechobecne propaganda, nadzór, cenzura, represje i głód. A wszystko to w tle ogromnych plakatów wywieszonych na ulicach miast i miasteczek zapewniających obywateli, że to „Wielki Wódz” i partia pozwalają im „cieszyć się własnym życiem”.
Zaraz po ogłoszeniu informacji o śmierci przywódcy Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratyczej Kim Dzong Ila świat obiegły zdjęcia i materiały filmowe pokazujące mieszkańców Korei Płn. opłakujących śmierć „Ukochanego Przywódcy”. Dzieci w szkołach szlochały, żołnierze padali na kolana, nawet północni Koreańczycy pracujący w Chinach, na przykład w restauracjach w Pekinie, histerycznie lamentowali.'Myślozbrodnia jest śmiercią'
Zaraz po pogrzebie „Słońca XXI wieku”, który odbył się 28 grudnia, rozpoczęły się aresztowania. Na przynajmniej sześć miesięcy w obozach pracy skazano tych, którzy nie brali udziału w uroczystościach żałobnych odbywających się w szkołach, zakładach pracy, na placach i przed licznymi pomnikami wodza. Więzienie spotykało także tych, którzy nie rozpaczali „wystarczająco szczerze”, bo przecież, jak donosiła koreańska telewizja, wtedy nawet „ptaki płakały”. W zakładach pracy i na uczelniach organizowano tzw. sesje krytyki, gdzie dokonywano zbiorowych oskarżeń wobec tych, którzy nie uczcili „Wiecznego Przywódcy” we właściwy sposób.
W tym samym czasie rozpoczęła się już indoktrynacja mającą zbudować kult nowego przywódcy Kim Dzong Una. Każdego dnia od 7.00 rano do 7.00 wieczorem poprzez głośniki umieszczone na ulicach utwierdzano w przekonaniu udających się do pracy i na uczelnie czy wracających do domów Koreańczyków o wielkości następcy Kim Dzong Ila. W zakładach pracy odbywały się zebrania trwające do późnych godzin nocnych, podczas których robotnicy słuchali wykładów na temat „Geniusza Geniuszów” – nowego lidera KRLD. Agencja prasowa KCNA apelowała, aby „wszyscy członkowie Partii Pracy, wojskowi i obywatele wiernie podążali za towarzyszem Kim Dzong Unem oraz chronili i umacniali wspólny front partii, armii i narodu”.
Udział w sesjach czy zebraniach propagandowych był zawsze obowiązkiem każdego obywatela KRLD. Jakiekolwiek próby wymigania się od spełniania tej powinności kończą się w najlepszym wypadku więzieniem. W trakcie przerwy w pracy albo wieczorem w fabryce odbywają się zebrania przypominające sesje nienawiści; to tu można donieść o podejrzanym zachowaniu sąsiada albo kolegi z pracy. Na politycznych wiecach członkowie partii pilnie obserwują twarze współtowarzyszy; każdy grymas, oznaka sceptycyzmu zostaną przeanalizowane na sesjach nienawiści.
„Myślozbrodnia jest śmiercią” – pisał w pamiętniku Orwellowski bohater Winston Smith. W Korei Płn. to prawda. W więzieniach i obozach pracy informatorzy donoszą na współwięźniów, którzy zdradzają partię, nawet śpiąc – mówią przez sen.
Zrzutka na pomniki
Partia, jej byli i obecni wodzowie są wszechobecni. Plakaty, zdjęcia gloryfikujące przywódców wypełniają ulice koreańskich miast i miasteczek. Portret aktualnego wodza musi zawisnąć na ścianie w domu każdego obywatela. To przed nim należy oddawać ukłony w dniu ważnych świąt państwowych, na przykład urodzin wodza. Po śmierci „Słońca XXI wieku” – Kim Dzong Ila – ustalono, że dzień jego urodzin 16 lutego będzie nosił nazwę Dnia Świecącej Gwiazdy. Nawiązuje to do legendy głoszącej, że w dniu narodzin Kim Dzong Ila w 1942 r. na niebie pojawiły się podwójna tęcza oraz świetlista gwiazda. Na rok 2012 przygotowano specjalne odznaki z wizerunkiem zmarłego lidera. Jak doniosło „Chosun Shinho”, czasopismo wydawane przez „Stowarzyszenie Obywateli Północnokoreańskich w Japonii”, na ulicach Phenianu „wszyscy noszą owe insygnia”.W całym kraju budowane też są pomniki ku czci „wiecznego wodza partii i rewolucji, który posiadał moce nadprzyrodzone”. Materiały i pieniądze na budowę pomników przynoszą „dobrowolnie” obywatele. I tak na przykład każdy student musi dostarczyć 600 g miedzi.
Wielkiego Wodza oko na Internet
Ale poza wymogiem uczestniczenia w sesjach indoktrynacyjny, świętach partyjnych i pogrzebach przywódców, mieszkańcy KRLD mogą upajać się rozrywką, która także dociera do nich dzięki hojności władzy. W telewizji nadawane są głównie filmy o robotnikach, bohaterach wojennych i oczywiście o Kim Dzong Ilu. Są nawet gwiazdy telewizyjne – takie jak Ri Chun Hui prezenterka Centralnej Telewizji Koreańskiej pracująca w stacji od 1971 r.
To Ri czyta najważniejsze wiadomości, czyli np. te dotyczące Kim Dzong Ila czy Kim Dzong Una. To ona w 1994 r. przekazała Koreańczykom informację o śmierci „Wiecznego Prezydenta” Kim Il Sunga czy w 2006 r. o pierwszych testach nuklearnych przeprowadzonych przez Koreę Płn. I to ona 19 grudnia 2011 r. drżącym głosem przeczytała komunikat o śmierci Kim Dzong Ila. W wywiadzie, jaki Ri udzieliła ostatnio chińskiej stacji CCTV, prezenterka radziła pragnącym prowadzić programy telewizyjne. „Na przykład, kiedy czytamy nazwę naszego państwa – Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna – nie powinniśmy sprawiać wrażenia, że krzyczymy. Mamy przemawiać delikatnie do naszych widzów” – podpowiada gwiazda północnokoreańskiej telewizji.
Koreańczycy mogą też w chwilach wolnych czytać Gorkiego, Victora Hugo i „Przeminęło z wiatrem” – powieść „pokazującą los niewolników na Południu Stanów Zjednoczonych”. Trudno znaleźć coś, co powstało w II połowie XX w.; tak samo jak trudno jest korzystać w KRLD z Internetu – według władz „nie jest to narzędzie konieczne do walki z amerykańskim imperializmem”. Co więcej, może być wykorzystane przez wroga do szerzenia propagandy. Sam Kim Dzong Il bardzo lubił buszować w Internecie; przedstawiał się jako ekspert ds. Internetu i nie widział potrzeby, aby przeciętny Koreańczyk mógł zajrzeć na strony w Sieci; na uczelniach można korzystać tylko ze specjalnego systemu intranetowego, tak więc studenci i naukowcy nie mogą porównywać swoich odkryć, wyników badań z osiągnięciami kolegów na przykład w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. Ale nie czują się z tego powodu zmartwieni, bo przecież „Ukochany Przywódca” umieścił w Intranecie wszystko to, co powinni wiedzieć”.
Lekcje matematyki po trupach
Przebywający w 2010 r. w Korei Płn. korespondent BBC Michael Bristow zapytał studentów Wydziału Języków Obcych, jak to możliwe, że tak dobrze mówią po angielsku. „To dzięki naszemu Wielkiemu Wodzowi; pozwolił on nam oglądać angielskie i amerykańskie filmy, np. »Dźwięki muzyki« z Julie Andrews” – szybko wyjaśnił jeden ze studentów. Bristow usłyszał też, jacy przywódcy są idolami młodych Koreańczyków. Poza ich własnym wodzem to Stalin i Mao Zedong.
Młodsi uczniowie także zawdzięczają wszystko partii. Na zajęciach z matematyki uczą się na przykład rachować, licząc na obrazkach zabitych amerykańskich żołnierzy, a na lekcjach muzyki śpiewają: „bronią, którą sam zrobię, zabiję wroga, bach, bach, bach”. Po lekcjach dzieciaki czyszczą pomniki przywódców, np. odsłonięty na początku lutego 5,7-metrowy monument Kim Dzong Ila galopującego na koniu.
Inną rozrywką, którą Koreańczycy mogą się cieszyć dzięki Wielkiemu Wodzowi i partii, są wystawy kwiatowe, gdzie prezentowane są różne odmiany kwiatów – wszystkie wyhodowane na cześć Wodza i odpowiednio nazwane, np. Kimdzongilia. Imprezy takie tłumnie odwiedzają żołnierze, rodziny z dziećmi; obowiązkowo robią zdjęcia kwiatom i portretom wodza. Jednak fotografując portret wodza, należy być szczególnie ostrożnym, tak, aby ująć cały wizerunek przywódcy. „To nasz Wódz. Szanujemy go z całego serca i dlatego nie wolno wykonywać jakichś wycinkowych zdjęć” – zawsze przypomni strażnik.
Trzy kilo ryżu i nic więcej
Dzień w Phenianie zaczyna się od patriotycznych pieśni płynących z głośników; na ulice wylegają udający się do pracy mieszkańcy. Niewielu z nich ma rowery; od czasu do czasu przejedzie samochód. Tych drugich jest podobno w całym państwie około tysiąca; nie można ich kupić. Rząd przyznaje je ministrom czy wysokiej rangi wojskowym. Korek uliczny w stolicy KRLD to rzadkość; Marc Bennetts w artykule, który ukazał się w październiku zeszłego roku w angielskiej wersji „RIA Novosti” pt. „Sekrety codziennego życia w Korei Północnej”, opisuje, jak raz udało mu się zobaczyć zatłoczoną ulicę; akurat odbywał się międzynarodowy mecz piłkarski i politycy oraz generałowie opuszczali parking stadionu.
W Korei obowiązuje sześciodniowy dzień pracy; niedziela jest wolna; przeciętna pensja w Phenianie wynosi 3 tys. wonów. Dla przykładu kilogram ryżu kosztuje około 1 tys. wonów, mąki – 900 wonów, a kukurydzy – 400 wonów. Oczywiście są równiejsi. Mięsa pod dostatkiem mają wysocy urzędnicy aparatu partyjnego i służb bezpieczeństwa oraz generałowie armii. Tylko oni mogą jeść cukier czy owoce. To oni mają pralki, telewizory i lodówki.
Podporą reżimu jest 2-milionowe wojsko, na które wydaje się jedną trzecią północnokoreańskiego budżetu. W zamian za absolutne posłuszeństwo żołnierze mają zagwarantowane codzienne wyżywienie; dodatkowo otrzymują także miesięcznie pół kilograma mąki oraz ryż i ziemniaki.
Oszukać głód korą sosny
Przybywający do Korei Płn. zagraniczni turyści są fotografowani i znakowani; często kilka razy dziennie ustawiani są w rzędzie i odbywa się liczenie; dokumenty (wiza i paszport) muszą być noszone zawieszone na szyi. Za zabrudzenie czy zmoczenie wizy grozi grzywna. Kary są także za fotografowanie w miejscach, w których obowiązuje zakaz (czyli prawie wszędzie) i za „prowokacyjne” wypowiedzi i pytania skierowane do przewodnika. Odwiedzający KRLD cudzoziemcy nie mają co liczyć na owocne rozmowy z mieszkańcami. Nawet jeśli zdecydują się rozmawiać, to będzie to wywód na temat miłości do Wielkiego Wodza. Nielicznych zagranicznych turystów zdumiewają ogromne rzesze żołnierzy na ulicach; stoją prawie na każdym rogu, a Koreańczycy traktują ich obecność jako coś naturalnego. Zwiedzający nie mogą także oderwać wzroku od widoku Koreańczyków czyszczących chodniki w miastach za pomocą szczotek używanych w gospodarstwach domowych. Czasem też turysta zauważy Koreańczyka zbierającego trawę. Przewodnik natychmiast wyjaśni, że mieszkańcy „zbierają zioła w celach leczniczych”.
Podczas gdy partia twierdzi, iż życie obywateli Korei Płn. poprawia się z roku na rok, ludzie wciąż głodują. Brak żywności powoduje, że mieszkańcy KRLD ratują się, jedząc trawę i korę z drzew. „Jadłem różnego rodzaju dziko rosnące rośliny, na przykład neung-jae, rodzaj trawy, która jest trująca i powoduje puchnięcie twarzy” – opowiadał Amnesty International 24-letni Hwang, mieszkaniec prowincji Hwasung. Mężczyzna opisał także, jak mieszał sproszkowaną kukurydzę z korą sosny, by „oszukać głód”.
Centrum handlowe – a co to takiego?
Kim Yong jako pułkownik armii północnokoreańskiej cieszył się licznymi przywilejami. Importowanym samochodem odbywał podróże po całym kraju. Odwiedzającemu wioski i miasta zaczęły się rzucać w oczy liczne przypadki korupcji wśród lokalnych władz, m.in. branie łapówek od japońskich biznesmenów. Kiedy zaczął o tym mówić głośno, został oskarżony o zdradę i zesłany do obozu pracy, gdzie spędził sześć lat. Po ucieczce do Stanów Zjednoczonych (przez Chiny, Mongolię i Koreę Płd.) w 1999 r. w książce zatytułowanej „Długa droga do domu: świadectwo ocalałego więźnia obozu w Korei Północnej” Kim opisuje nie tylko to, czego doświadczył w obozie, czyli tortury czy przypadki kanibalizmu. Przedstawił też warunki życia przeciętnych Koreańczyków poza murami niewiele różniące się od tych panujących w obozie. Na swojej drodze autor spotkał na przykład wygłodzoną kobietę; dał jej gotowane jajko, ale ona nie miała siły, by unieść rękę i skierować ją w kierunku ust. „Siedziała po prostu, trzymając jajko w ręku i trzęsąc się w niekontrolowany sposób” – opisuje Kim Yong.
21-letnia Rhee Kyenong-mi (pseudonim) opisała podobne przeżycia brytyjskiej gazecie „The Guardian”. Rhee uciekła z Korei Płn. w zeszłym roku. Przeżyła szok, kiedy po raz pierwszy zobaczyła centrum handlowe w Seulu (Korei Płd.). Dla młodej dziewczyny, która spędziła życie, szukając jedzenia w lesie, ilość towarów i możliwość wyboru były oszołamiające. Tak jak wielu Koreańczyków, którzy uciekli do Korei Płd., musiała się najpierw nauczyć robić zakupy, używać telefonu komórkowego. Korea Południowa to państwo o największej dostępności do Internetu, w którym telefony komórkowe używane są do płacenia za zakupy. To zupełnie inny świat dla przybyszy z krainy „Słońca XXI wieku”.
„Nie byłem w stanie zrozumieć, co dzieje się w Korei Południowej [...] Mają mięso, a nie chcą go jeść. Czasem nawet demonstrują, bo nie chcą jeść mięsa” – opowiadał portalowi internetowemu Glimpse Correspondents Program ukrywający się pod pseudonimem „Joseph”, inny uciekinier. Aby przystosować się do nowego życia, północni Koreańczycy spędzają miesiące na kursach organizowanych m.in. przez rząd południowokoreański. „Ci ludzie byli zmuszani, by idealizować Kim Dzong Ila i reżim północnokoreański, i kiedy przybywają tutaj, doznają szoku na każdym kroku” – mówił w 2011 r. w wywiadzie dla „Gurdian” Cho Myung-chul, były ideolog partyjny, który uciekł z Korei Płn. w 1994 r., a teraz zarządza Centrum dla Uchodźców z Korei Płn. ustanowionym przez południowokoreańskie Ministerstwo ds. Zjednoczenia.
W pierwszym oświadczeniu po śmierci Kim Dzong Ila Narodowy Komitet Obrony, organ zwierzchni armii, zapewnił „wszystkich głupich polityków na całym świecie, w tym marionetkowej grupy w Korei Południowej”, że Phenian nie zmieni swojej polityki pod kierownictwem nowego przywódcy Kim Dzong Una. Koszmar jak z Orwella trwa.
Nowe Panstwo
Komentarze
Prześlij komentarz