Chiny nie chcą umierać za Phenian


Deklaracje północnokoreańskiego przywódcy Kim Dzong Una o zamiarze przemienienia Seulu i Waszyngtonu w „morze ognia” mają przedstawić go jako zdeterminowanego i groźnego lidera. Po przegłosowaniu przez Radę Bezpieczeństwa ONZ zaostrzenia sankcji finansowych wobec Korei Północnej 30-letni generał Kim Dzong Un, zwany Świecącym Słońcem, postanowił anulować porozumienie o nieagresji z Koreą Południową i denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. Phenian rozpoczął kolejną rundę swojej gry. Korea Północna zamknęła także jedyne przejście graniczne z Południem. Wprowadzono zakaz lotów i transportu morskiego wzdłuż granic i brzegów Korei Północnej. Kim wydaje się testować wytrzymałość USA i Korei Południowej, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że otwarta konfrontacja w rzeczywistości będzie oznaczała koniec reżimu. Ponadto młody Kim zaczyna coraz bardziej irytować komunistycznych sprzymierzeńców w Pekinie.
Potęga na papierze
Wojska Lądowe Koreańskiej Armii Ludowej to pod względem liczebności czwarta co do wielkości armia świata, licząca ponad 1,1 mln osób. Do tego dochodzi jeszcze bogata rezerwa – ponad 7,7 mln gotowych do działań żołnierzy. Armia posiada 4 tys. czołgów, 18 tys. sprzętu artyleryjskiego oraz 21 tys. pocisków przeciwczołgowych i przeciwlotniczych. Tak na papierze przedstawia się armia Kim Dzong Una. W rzeczywistości pod względem technologicznym siły zbrojne Phenianu są kilkadziesiąt lat w tyle za wojskami Korei Południowej i USA. Wydatki na armię w Korei Północnej nie są oficjalnie znane, ale szacuje się je na blisko 5 mld dol. rocznie, tj. ok. 20 proc. PKB. Budżet na armię Korei Południowej to co prawda tylko 2,5 proc. PKB, ale daje to 30 mld dol. Koreańska Armia Ludowa ma w swoim arsenale ok. 8 ładunków jądrowych, lecz ocenia się, że aktualnie północnokoreańskie bomby atomowe są po prostu zawodne.
Zawieść mogą też żołnierze. Ponad połowa z nich cierpi z powodu chronicznego głodu i wyczerpania. Południowokoreańska agencja prasowa Yonhap zamieściła wypowiedź żołnierza zbiegłego z armii KRLD: „Kiedy dołączałem do armii, miałem 155 cm wzrostu i ważyłem 42 kg. Po dwóch latach służby ważyłem 31 kg. Pod koniec wypadły mi prawie wszystkie włosy, skóra pożółkła, żebra wystawały”. Wiadomo także, że gwałtownie wzrasta dezercja. Do ucieczek z Korei Północnej dochodzi głównie przez granicę z Chinami.
Zirytowany Pekin
W przypadku wojny na Półwyspie Koreańskim ChRL musiałby stawić czoło fali uciekinierów z KRLD. Według organizacji pomagających uchodźcom, do Chin trafiło już ponad 100 tys. Koreańczyków z Północy. Do kwietnia 2012 r. Pekin odsyłał złapanych uchodźców, a w państwie Kima czekała ich kara śmierci. Jednak gdy w zeszłym roku Phenian nie skonsultował z Pekinem daty wystrzelenia rakiety dalekiego zasięgu, Chiny wstrzymały deportacje. Napływ nowych uciekinierów w wyniku wojny na Półwyspie Koreańskim oznaczałby chaos także w Chinach, które i tak mają dość własnych problemów. Otwarty konflikt z Koreą Południową i USA, zakończony porażką Phenianu, oznaczałby powiększenie wpływów Waszyngtonu w regionie i w końcu zjednoczenie Korei, a tego Chiny nie chcą. Nic więc dziwnego, że nuklearne aspiracje Kima i jego pogróżki pod adresem Waszyngtonu i Seulu zaczęły irytować także Pekin.
W lutym tego roku, w artykule pt. „Chiny powinny porzucić Koreę Północną” na łamach „Financial Times”, Deng Yuwen, wicenaczelny „Xuexi Shibao” („Study Times”), gazety Centralnej Szkoły Partyjnej Komunistycznej Partii Chin, stwierdził, że w przypadku ataku wyprzedzającego ze strony USA Pekin nie ma obowiązku pomagać sojusznikowi. „Czyż nie ściągnęłoby to ognia na nas?” – dodaje dziennikarz. Wang wskazuje, że choć Chiny do tej pory traktowały relacje z Phenianem jako „przyjaźń przypieczętowaną krwią”, w czasie wojny koreańskiej to reżim Kim Dzong Una może mieć zupełnie inny stosunek do tej relacji. „Rozwój broni atomowej przez Koreę Północną jest oparty na iluzji, że da jej ona równą pozycję w negocjacjach z USA. Jest jednak bardzo możliwe, że Korea Północna spróbuje zmienić front, jeśli Pekin nie spełni jej żądań lub jeśli USA wykażą w stosunku do niej dobrą wolę” – dodaje Deng Yuwen.
O tym, że o KRLD mocno dyskutują politycy w Chinach, świadczą ich wypowiedzi dla mediów. Qiu Yuanping, będąca jednym z głównych doradców KPCh w sprawach zagranicznych, po obradach organu doradczego partii stwierdziła, że trwa tam zażarta debata, czy „stać za Koreą Północną, czy po prostu ją porzucić, czy powinniśmy z nimi rozmawiać, czy walczyć”. Phenian krytykował też jeden z czołowych generałów Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej Mao Xinyu. „Korea Północna powinna kroczyć ku denuklearyzacji i pokojowo rozwiązywać problemy” – stwierdził w wypowiedzi dla chińskiej agencji prasowej Xinhua. Generał jest wnukiem Mao Tse-tunga i należy do tzw. frakcji książątek (zwolenników reform) w KPCh, czyli dzieci dawnej nomenklatury. Z frakcji tej wywodzą się też nowy prezydent Chin Xi Jinping, i premier Li Keqiang, i to właśnie w tej grupie dominuje przekonanie, że traktowanie Phenianu jako sojusznika geopolitycznego jest przestarzałe.
Za sankcjami, ale nie na własnym podwórku
Efektem chińskiego niezadowolenia z polityki Kim Dzong Una jest na pewno poparcie przez Pekin sankcji ONZ nałożonych na KRLD. Dotyczą one restrykcji na eksport do Korei Północnej technologii pomocnych przy programie nuklearnym, a także ograniczeń na transakcje bankowe z reżimem. Dodatkowo zabroniono eksportu do Korei Północnej luksusowych artykułów. Odbiorcami tych produktów są elity komunistyczne, które własnemu społeczeństwu ufundowały nędzę (w wyniku szalejącego głodu dochodzi tam nawet do kanibalizmu). Orvill Schell, dyrektor Centrum Stosunków Amerykańsko-Chińskich w Nowym Jorku, nazwał głosowanie Pekinu za sankcjami „śmiałym krokiem z inicjatywy nowego kierownictwa Chin pod wodzą Xi Jinpinga, oznaczającym, że Chiny są zainteresowane nowymi obszarami współpracy”. „Za wcześnie, aby powiedzieć, czy poparcie Chin dla sankcji przyniesie jakąś radykalną zmianę w polityce chińskiej wobec Korei Północnej” – uważa Susan Shirk, profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. Zdecydowanie za wcześnie, bo mimo poparcia Pekinu dla ograniczeń na transakcje bankowe z Phenianem, władze ChRL milczą na temat swoich interesów z KRLD.
„Wiemy, że w bankach w Szanghaju istnieją konta należące do rodziny Kim Dzong Una. Są na nich miliony dolarów“ – twierdzi jedna z czołowych gazet, południowokoreański „Chosun llbo”. Pekin nie zgadza się, aby ograniczenia w transakcjach bankowych, jakie narzucają sankcje ONZ, dotyczyły właśnie tych kont. Nie należy też liczyć, iż ChRL ograniczy handel z Koreą Północną, która sprzedaje do Państwa Środka głównie węgiel antracyt. Z Chin do reżimu trafia przede wszystkim ropa naftowa oraz maszyny. No, chyba że, jak uważa Jia Qingguo, szef katedry stosunków międzynarodowych Uniwersytetu Fudan w Szanghaju, Kim Dzong Un zdecydował się na kolejny test nuklearny w pobliżu granicy chińskiej. To byłaby oznaka, że Phenian „wyrywa się spod protektoratu Pekinu” i byłby to „powód do gruntownej zmiany polityki wobec KRLD”.
Gazeta Polska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Tajwańskie maszyny trafiały do Rosji

Mieszanka chińskiego autorytaryzmu i zachodniego wokeizmu