Rok 2012 - chińskie przebudzenie
Fala protestów, jaka przetoczyła się w 2012 r. przez CHRL, świadczy, że Chińczycy rozumieją, iż warunkiem naprawy kraju jest sprzeciw wobec państwa kontrolowanego przez powiązane i uzależnione od siebie grupy komunistycznych aparatczyków mających na celu tylko jedno: tworzenie i konsolidację majątku we własnych rękach.
Rok 2012 przyniósł zmianę warty we władzach komunistycznych Chin. Tak jak oczekiwano, na XVIII Zjeździe Komunistycznej Partii Chin Ludowych (KPChL) stanowisko sekretarza generalnego partii objął Xi Jinping. To on w marcu 2013 r. zostanie prezydentem. Jednak to nie zjazd i wybór nowych władz były najważniejszym wydarzeniem w Państwie Środka w zeszłym roku. Rok 2012 to przede wszystkim czas protestów, przebudzenia chińskiego społeczeństwa. Demonstrowano przeciwko skażonej żywności, przymusowym wysiedleniom, niskim zarobkom czy zanieczyszczaniu środowiska.Nie jest znana oficjalna liczba protestów. Po tym, jak władze chińskie przyznały, że w 2010 r. było ich 180 tys., zaprzestały podawania takich statystyk. Dlatego można jedynie przypuszczać – na podstawie informacji przekazywanych przez chińskich internautów, dziennikarzy i dysydentów – że liczba ta w ostatnim roku się podwoiła.
Ci, którzy nie byli świadkami manifestacji, dowiadywali się o nich z Internetu. Informacje o demonstracjach na bieżąco ukazywały się na Weibo (chiński odpowiednik Twittera) i docierały do setek tysięcy Chińczyków, zanim władza zdołała je usunąć. Internauci przygotowywali też własne formy protestów.
Uczniowie na ulicach
W lipcu 2012 r. po serii demonstracji w mieście Shifang, w prowincji Sichuan, rząd wstrzymał budowę zakładów przeróbki miedzi. W kilkudniowych manifestacjach przeciwko powstaniu fabryki wzięły udział setki tysięcy mieszkańców, którzy obawiali się, iż obecność zakładu może zwiększyć ryzyko zachorowań na raka. Na ulicach Shifang doszło do starć z policją, która użyła gazu łzawiącego i granatów hukowych. Obecni na wiecach twierdzą, że posiłkowała się także bronią palną, ale władze temu zaprzeczają. W trakcie trwających prawie dwa tygodnie protestów policja zachęcała mieszkańców miasta, aby w zamian za „nagrodę” składali donosy na organizatorów „nielegalnych zgromadzeń, marszów i demonstracji”.
Informacje o wydarzeniach w Shifang ukazały się w mediach na całym świecie, mało jednak mówiono o tych, którzy zmobilizowali mieszkańców do zawalczenia o własne prawa: 14-, 15-letnich dzieciach.
A to właśnie od nich zaczęły się protesty. Gdy 29 czerwca ub.r. władze miasta ogłosiły, że zamierzają wybudować fabrykę przeróbki miedzi, uczniowie szkoły średniej w okolicy, w której miały powstać zakłady, wystosowali petycję do lokalnego rządu wzywającą do wstrzymania inwestycji. Młodzież rozwieszała plakaty i rozprowadzała ulotki informujące mieszkańców miasta, jakie zagrożenia dla zdrowia będzie stanowić zakład, a także – jakie kroki obywatele mogą przedsięwziąć, aby budowę wstrzymać.
2 lipca wśród tych, którzy rozpoczęli okupacyjny protest przed siedzibą władz miasta, znaczną część stanowili uczniowie. Wtedy to po raz pierwszy policja użyła siły. Przeprowadzono także akcję propagandową. Należąca do KPChL i rozchodząca się w całych Chinach w nakładzie 1,5 mln egzemplarzy gazeta „Global Times” opublikowała komentarz pt. „Nie podżegajcie młodzieży”. W artykule twierdzono, że młodzi ludzie zostali „wykorzystani przez wrogi element” do walki politycznej i wzywano uczniów do powrotu do nauki. Na komentarz szybko odpowiedzieli zszokowani chińscy internauci, publikując zdjęcia rannych, pobitych i płaczących uczniów po ataku policji 2 lipca. „Tak władza dba o dzieci” – skomentował jeden z internautów. Gdy rozeszła się wiadomość, że kilku uczniów zostało aresztowanych, mieszkańcy Shifang zaczęli się gromadzić pod posterunkiem, gdzie przetrzymywano młodzież. Do wiecujących dołączyli uczniowie z innych szkół z okolic Shifang. Po kilku godzinach aresztowani uczniowie zostali zwolnieni. Nie wszyscy mieli jednak takie „szczęście”. W demonstracji 9 lipca policja pobiła na śmierć 14-letnią uczennicę. Władze do dziś zaprzeczają temu incydentowi, twierdząc, że demonstracje w Shifang nie pochłonęły ofiar śmiertelnych; „było tylko kilka rannych osób”.
Protest w Shifang zakończył się pomyślnie dla mieszkańców; budowę fabryki wstrzymano (przynajmniej na jakiś czas), uczniowie wrócili do nauki, choć ostrzeżono ich, że jeśli dojdzie do ponownych demonstracji, mogą pomarzyć o przyszłych studiach uniwersyteckich.
Tego nie jemy – przekaż dalej
W czasie odbywającego się w listopadzie zjazdu KPChL władze partii, aby ocieplić wizerunek, zorganizowały transmitowaną przez czołowe stacje chińskiej telewizji konferencję prasową prezydenta Hu Jintao z uczniami w roli dziennikarzy. Wszystko wyglądało słodko i kolorowo, do momentu, gdy głos zabrała 11-letnia Sun Luyuan. „Prezydent Hu w czasie swojego przemówienia stwierdził, że jakość towarów spożywczych uległa poprawie. Ale nawet w mojej szkole dochodzi do licznych przypadków zatrucia jedzeniem i napojami. Sama lubię różnego rodzaju przekąski, skąd mam wiedzieć, że są one bezpieczne?” – niemal jednym tchem wyrzuciła z siebie dziewczynka.
Po głośnych na całym świecie skandalach z wyprodukowanymi w ChRL takim produktami, jak skażone melaminą mleko w proszku, alkohol z plastyfikatorami, środkami zmiękczającymi wykorzystywanymi w przemyśle chemicznym, czy nawet zatruta pasta do zębów, pytanie to zadaje sobie wielu obywateli Chin. Coraz więcej z setek demonstracji, do jakich dochodzi dziennie w Państwie Środka, to właśnie protesty przeciw zatrutej żywności. Aby stworzyć platformę, na której mieszkańcy Chin mogą się wymieniać informacjami o niebezpiecznych produktach, o przypadkach zatruć, ale i o protestach, Wu Heng, student geografii na Uniwersytecie FuDan w Szanghaju, stworzył stronę internetową pt. „Wyrzuć to przez okno”. Wu początkowo zupełnie nie interesował się tematem bezpiecznej żywności. Jak realne zagrożenie dla życia stanowi żywność made in China, uświadomił sobie, gdy odkrył, że restauracja, w której stołował się przez pół roku, dodawała substancje rakotwórcze do mięsa, aby poprawić jego smak.
Nawet oficjalne dane nie ukrywają, że w Chinach w ciągu roku prawie 100 mln Chińczyków choruje z powodu spożycia zatrutej żywności. Dziś Wu wraz z grupą 30 ochotników śledzą informacje dotyczące problemów z produktami spożywczymi w całych Chinach. Instruują mieszkańców, jakie kroki powinni podjąć, gdy odkryją, że coś jest nie tak z produktem, albo mają zastrzeżenia co do praktyk stosowanych przez fabryki lub restauracje. Aby dotrzeć do jak największej liczby osób, drużyna Wu publikuje swoje dane i artykuły także na chińskim Twitterze. Zachęca też internautów, by informacje przekazywali dalej, tak aby jak największa liczba Chińczyków zdała sobie sprawę z powagi problemu. „W tej chwili w ciągu miesiąca naszą stronę odwiedza około 5 mln internautów” – mówi Wu. To właśnie strona „Wyrzuć to przez okno” została wybrana przez czytelników Tencent News (strona należy do grupy Tencent, największej firmy oferującej usługi internetowe w Chinach) za jedną z najlepszych form protestów zorganizowanych przez internautów.
Okupacja
Powodem wystąpień w ChRL są częste przypadki przymusowych i przeprowadzanych przy użyciu przemocy wysiedleń ludzi z domów i gospodarstw. Na przejętych terenach buduje się autostrady, drogi kolejowe albo po prostu sprzedaje się je firmom deweloperskim. Z reguły władze komunistyczne nie prowadzą przed eksmisją żadnych konsultacji z mieszkańcami; obywatele mają też małe szanse na otrzymanie rekompensat. Sądy nie akceptują spraw związanych z przejęciem terenu lub wysiedleniem, bo boją się lokalnych aparatczyków partyjnych, których dochód często zależy od ilości sprzedanej ziemi. Gdy do eksmisji dochodzi w miastach, sprawy są nagłaśniane przez internautów, którzy przyłączają się do protestów przybierających formę okupacji albo nieruchomości, albo wręcz urzędu, który podjął decyzję o eksmisji. Jednak w przypadku wysiedleń na terenach wiejskich rolnikom trudno znaleźć wsparcie.
Pod koniec sierpnia zeszłego roku, gdy rodzina Wangów (70-paroletni rodzice i 36-letni syn) otrzymała dokument informujący, że na terenach jej gospodarstwa we wsi Xinglongtai zostanie wybudowana droga, Wangowie i okoliczni rolnicy zorganizowali okupacyjny protest na terenie nieruchomości, nie dopuszczając do rozpoczęcia prac budowlanych. Po dwóch dniach na miejsce manifestacji przybyła policja. Zabito 36-letniego Wanga, a jego ojca raniono; natychmiast przystąpiono do budowy drogi; następnego dnia władze miasta Panjin przygotowały sprawozdanie z zajść w Xinglongtai. Z raportu wynikało, że w wiosce doszło co prawda do nieszczęśliwego wypadku, ale z winy Wangów, którzy zaatakowali (nieuzbrojeni!) policjantów i nielegalnie sprzeciwiali się budowie drogi.
Raport spotkał się z ostrą krytyką chińskich naukowców, głównie profesorów prawa, m.in. prof. Zhang Qianfana (Uniwersytet w Pekinie) czy prof. Xu Zhangruna (Uniwesytet Tsinhua). W liście do władz w Pekinie domagali się, aby w tym i podobnych przypadkach władze postępowały zgodnie z Konstytucją ChRL. Rozdział 71. ustawy zasadniczej zezwala, aby Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych, najwyższy organ władzy państwowej w ChRL, powoływało specjalne komisje badające zajścia, takie jak w okolicy Panjin. Do tej pory w żadnym podobnym konflikcie dotyczącym wysiedleń i przejęć nieruchomości KPChL nie skorzystała z takiej możliwości, akceptując zachowania lokalnych oficjeli.
Postaw się, by było lepiej
Chińska władza twierdzi, że obywatelom Państwa Środka nie w głowie jest protestowanie; zajęci są dorabianiem się, poprawianiem warunków życia. Fala protestów, jaka przetoczyła się w 2012 r. przez CHRL, dowodzi jednak, że Chińczycy rozumieją, iż warunkiem naprawy kraju jest sprzeciw wobec państwa kontrolowanego przez powiązane i uzależnione od siebie grupy komunistycznych aparatczyków mających na celu tylko jedno: tworzenie i konsolidację majątku we własnych rękach. Rok 2012 z pewnością pokazał, że Chiny się budzą. Ich zalewu nie musi się jednak obawiać świat, a komunistyczni towarzysze.
Nowe Panstwo
Komentarze
Prześlij komentarz