Dramat północnokoreańskich uciekinierów
Co roku dziesiątki tysięcy północnych Koreańczyków decydują się na ucieczkę z własnego państwa-gułagu, wybierając drogę przez Chiny.
Ciągnąca się na długości 1416 km, z czego większość stanowią koryta rzek Yalu i Tumen, granica ChRL–KRLD jest ściśle monitorowana przez straż graniczną i wojsko. Żołnierze armii KRLD mają rozkaz zabić każdego, kto próbuje przekroczyć rzekę. Po przybyciu do Państwa Środka Koreańczycy albo starają się przedostać do jednego z konsulatów państw zachodnich lub Korei Płd., albo po krótkim pobycie w ChRL kontynuują ucieczkę, głównie przez Laos, do Tajlandii. Tu, tak jak w Chinach, proszą o azyl w jednym z konsulatów. Liczna jest też grupa uciekinierów, która decyduje się pozostać w Chinach, aby znaleźć pracę i wspierać rodzinę, która została w Korei Płn.
Nieoficjalne dane mówią o 100 tys. – 300 tys. uciekinierów z Korei Północnej przebywających dziś w Państwie Środka. Dla władz chińskich są nielegalnymi imigrantami i muszą być deportowani. Uciekinierzy ukrywają się z pomocą mniejszości koreańskiej w Chinach oraz chrześcijańskich misjonarzy i wolontariuszy z Korei Południowej i USA (takich jak Mike Kim). Niektórzy zatrudniają się nielegalnie u chińskich chłopów albo w małych fabryczkach za głodową pensję. Na koreańskie kobiety na granicy polują gangi handlarzy żywym towarem. Są one sprzedawane do salonów „masażu” albo jako żony dla chińskich chłopów.
Żona za 2 tysiące
Polityka jednego dziecka, realizowana m.in. przez przymusową aborcję, a jednocześnie preferencje chińskich rodzin do posiadania chłopców zamiast dziewczynek, doprowadziły do nierównowagi płci w Chinach. Brak kobiet sprawia, że mężczyźni, głównie chłopi, niemogący znaleźć żon, stają się klientami gangów handlujących żywym towarem. Ci oferują w cenie od 3 tys. do 5 tys. CNY (około 1,6 tys. –2,7 tys. zł) Koreanki, które uciekają z KRLD do Chin.
W latach 2004–2006 Hae-young Lee, ekspert ds. praw człowieka z Korei Południowej, przeprowadziła serię wywiadów z 77 kobietami uciekinierkami z Korei Płn. Ich historie w większości przypominają tę opowiedzianą przez panią Kim mieszkającą obecnie w prowincji Jilin (płn.-wsch. Chiny). Urodzona w 1979 r. Kim jako dziecko straciła ojca. Pod koniec lat 90. jej starsza siostra, aby pomóc matce, uciekła do Chin. Słuch po niej zaginął. W 1999 r. do ChRL-u w celu odnalezienia siostry udała się Kim. Po przekroczeniu granicy na rzece Tumen wpadła w ręce gangu handlującego kobietami. Sprzedano ją Chińczykowi za około 2 tys. zł. „Mieszkałam z nim sześć miesięcy; uciekłam i udało mi się odnaleźć moją siostrę; ta wraz ze swoim mężem przedstawiła mnie innemu Chińczykowi. To mój obecny mąż. W 2002 r. urodziłam dziecko” – opowiadała o swoim życiu Kim.
Nieistniejące żony i dzieci
Małżeństwo nie jest gwarancją bezpieczeństwa dla przebywających nielegalnie w Chinach Koreanek z Północy. W świetle prawa nie są to związki legalne, kobiety nie mogą więc otrzymać żadnego dokumentu, m.in. tzw. hukou, czyli zameldowania, które pozwoliłoby im na szukanie pracy legalnie. Bogatsi rolnicy (nieliczni) mogą próbować przekupić lokalne władze i otrzymać dla żony fałszywy dokument meldunkowy, często z danymi osoby już zmarłej. Podobnie niepewną sytuację mają także dzieci z małżeństw północnych Koreanek z Chińczykami. Oficjalnie dzieci te nie istnieją i nie mogą np. uczęszczać do szkoły. Ale i tu pomocą w otrzymaniu odpowiednich dokumentów są łapówki wręczane komunistycznym oficjałom.
Jednak większość z północnych Koreanek i ich rodzin żyje w biedzie. Często mężowie nie mogą znaleźć pracy i kobiety decydują się na zarobek w lokalnych barach i domach publicznych.
„Mój mąż pracował jako kierowca, ale zakup małej ciężarówki, której potrzebował do wykonywania zawodu, sprawił, że ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Na dodatek czekała mnie operacja, której koszt wynosił 18 tys. CNY (około10 tys. zł – przyp. red.)” – opowiada inna północna Koreanka, druga pani Kim, mieszkająca w prowincji Shandong. Aby wesprzeć rodzinę, postanowiła udać się do Qingdao (miasto w prowincji Shandong, jeden z największych portów w Chinach), ponieważ tam znajduje się wiele fabryk południowokoreańskich. Liczyła, że znajdzie pracę w jednym z zakładów. Skończyło się na pracy w lokalnych barach karaoke jako prostytutka. „Moi klienci to głównie południowi Koreańczycy. Przeciętnie zarabiam ok. 10 tys. CNY (około 5,5 tys. zł – przyp. red.). Nie jest łatwo, ale robię to, aby moja rodzina miała przyszłość” – kończy swoją opowieść Kim.
Kara: deportacja albo spotkanie z agentem bezpieki
Koreańczycy uciekają z KRLD przed głodem, gułagami oraz przed bezlitosną i wszechwładną władzą. Jednak po przekroczeniu chińskiej granicy ucieczka się nie kończy. W Państwie Środka muszą się stale ukrywać, gdyż wyłapani przez chińską policję są odsyłani z powrotem.
Po dojściu do władzy w grudniu 2011 r. młody przywódca KRLD Kim Dzong Un postawił sobie za punkt honoru uszczelnienie granic i powstrzymanie fali ucieczek (zwłaszcza że uciekinierami coraz częściej okazują się żołnierze – a armia była i jest podporą komunistycznego reżimu w Korei Płn.). Przywódca w Phenianie zaapelował do Pekinu, aby ten pomógł w wyłapywaniu uciekinierów. Na takie „wsparcie” Kim Dzong Un może liczyć nie tylko ze strony Chin. W maju tego roku komunistyczny rząd Laosu odesłał do ChRL-u dziewięciu Koreańczyków w wieku od 15 do 23 lat, którzy uciekli z KRLD. Pekin natychmiast deportował ich do Pheninu. „Laos i Chiny pokazały, że prawa człowieka są im całkowicie obojętne, gdyż [...] nie wypełniły swojego obowiązku dotyczącego udzielenia im statusu uchodźcy” – powiedział wiceszef organizacji Human Rights Watch na Azję Phil Robertson na wieść o deportacji.
Ci, którzy ponownie trafią do Korei Płn., są traktowani jak zdrajcy. Kodeks karny z 2004 r. za ucieczkę przewiduje karę od pięciu lat więzienia w obozach pracy, po karę śmierci.
Raport przygotowany w 2012 r. przez eksperta ds. praw człowieka Davida Hawka pt. „Ukryte gułagi” opisuje, co dzieje się z północnymi Koreańczykami po deportacji, przedstawiając m.in. losy młodego chłopca Park Seong-hyeoka. W 2003 r. siedmioletni Park i jego rodzice zostali schwytani przez chińską policję, gdy próbowali opuścić ChRL i przedostać się do Mongolii. Deportowano ich. Park oddzielony od reszty rodziny trafił do więzienia pełnego dzieci. W ciągu dnia dzieciaki pracowały na roli po 12 godzin, a dzienną porcję jedzenia stanowiło pięć malutkich kawałków ziemniaka.
Inny uciekinier Jung Gwang-il, deportowany w 2004 r. po ucieczce do Chin, opowiadał, jak uwięzieni w obozie pracy wybierali resztki jedzenia z fekaliów współwięźniów.
Inna z kobiet udzielających wywiadów wspomnianej południowokoreańskiej ekspert ds. praw człowieka Hae-young Lee, trzecia pani Kim z prowincji Jilin, opisuje, co się stało, gdy została wydana władzom KRLD przez chińską policję. Kim uciekła do Chin w 1998 r., miała wtedy 33 lata. Po przekroczeniu granicy sprzedano ją Chińczykowi za 3 tys. CNY (około 1,6 tys. zł). Z mężem mieszkała do 2005 r., kiedy to złapała ją policja. Mąż, wiedząc, że kobieta jest w ciąży, zaoferował łapówkę, ale, jak się okazało, za małą. Kobietę odesłano do Korei Płn. Tu najpierw na cztery tygodnie trafiła do więzienia, gdzie była przesłuchiwana i torturowana, a następnie została przewieziona do obozu pracy. Ciężarna Kim pracowała na roli. Wspomina, że ona i inne więźniarki były często bite. Po trzech miesiącach pobytu w gułagu w czasie drogi na rolę udało jej się uciec; ponownie przekroczyła granicę z Chinami i dotarła do męża. „To był grudzień 2005 r. i bardzo mroźna zima; moje stopy zupełnie obmarzły, skóra na nich zaczęła gnić; nie mogliśmy udać się do lekarza. Miesiąc później urodziłam dziecko” – mówi Kim.
Kolejna kobieta, Miran Kim, która w 2007 r. uciekła do Korei Południowej, i o swoich przeżyciach opowiedziała przedstawicielom „Organizacji przeciwko północnokoreańskim gułagom”, twierdzi, że bicie zaczyna się już na posterunkach i w więzieniach w Chinach. Została ona schwytana w ChRL-u w 2002 r. i spędziła w tamtejszym więzieniu 78 dni. Często ją torturowano. Stąd została deportowana do Korei Płn. W obozie pracy przebywała przez dwa lata, gdzie, jak opisuje, była częstym świadkiem egzekucji publicznych przez rozstrzelanie dokonywanych na niedoszłych uciekinierach.
Poza chińską policją na uciekinierów czyhają także agenci służb specjalnych KRLD, którzy udają się do Chin albo w celu likwidacji uciekinierów, albo „przywiezieniu ich z powrotem do domu”. Porywani przez służby specjalne uchodźcy są często usypiani, zagipsowywani od stóp po szyję i wysyłani przesyłką dyplomatyczną do Korei Północnej. Agenci docierają nawet poza granice Chin. Yi Han-yong, bratanek poprzedniego wodza KRLD Kim Dzong Ila, został zamordowany przez agentów z Północy w 1996 r., gdy w wyniku ucieczki dotarł już do Korei Płd. Wyrok śmierci spotkał też Choi Duk-guna, konsula Korei Południowej we Władywostoku, który pomógł w ucieczce wielu Koreańczykom z Północy.
Promyk nadziei
Zdrada, gwałty, tortury, egzekucje – to jednak nie wszystko, z czym spotykają się uciekinierzy z Korei Płn. Na drodze niektórych z nich stają ludzie, tacy jak członkowie organizacji Crossing Borders założonej przez Mika Kima czy znajdujących się w Chinach misjonarzy. To oni pomagają wielu uciekinierom dotrzeć do Korei Płd. i USA. Wsparcie otrzymują także ci, którzy zdecydują się pozostać w Chinach, a ich historie często przypominają to, czego doświadczył Junsik Suk, lekarz mieszkający w północnokoreańskim mieście Hamheung. Suk zdecydował się uciec do Chin, by zarobić na jedzenie, bo żona i syn byli wycieńczeni z głodu. Przez ponad miesiąc nie mógł znaleźć w ChRL-u żadnego zatrudnienia; z pomocą przyszli misjonarze, którzy poprosili o pomoc lokalnych chrześcijan, i Junsik otrzymał kwaterunek, wyżywienie i możliwość zarobku. Dzięki spotkaniu z misjonarzami dr. Suk zrozumiał także, jakimi kłamstwami do tej pory karmiła go komunistyczna propaganda w Korei Płn. Od dziecka wmawiano mu, że KRLD to „najbogatszy i najbardziej rozwinięty kraj na świecie”, a „Korea Płd. znajduje się na granicy upadku”.
Dziś Suk rozumie, że zarówno dla niego, jak i dla tysiąca jego rodaków ucieczka przed głodem i gułagami w Korei Płn. to w rzeczywistości exodus z kraju śmierci.
_______
Zbieżność nazwiska: Kim – bohaterek wymienionych w tekście, które uciekły z Korei Płn. – jest przypadkowa; dla ich bezpieczeństwa nie podaje się pełnych imion.
Nowe Panstwo
Ciągnąca się na długości 1416 km, z czego większość stanowią koryta rzek Yalu i Tumen, granica ChRL–KRLD jest ściśle monitorowana przez straż graniczną i wojsko. Żołnierze armii KRLD mają rozkaz zabić każdego, kto próbuje przekroczyć rzekę. Po przybyciu do Państwa Środka Koreańczycy albo starają się przedostać do jednego z konsulatów państw zachodnich lub Korei Płd., albo po krótkim pobycie w ChRL kontynuują ucieczkę, głównie przez Laos, do Tajlandii. Tu, tak jak w Chinach, proszą o azyl w jednym z konsulatów. Liczna jest też grupa uciekinierów, która decyduje się pozostać w Chinach, aby znaleźć pracę i wspierać rodzinę, która została w Korei Płn.
Nieoficjalne dane mówią o 100 tys. – 300 tys. uciekinierów z Korei Północnej przebywających dziś w Państwie Środka. Dla władz chińskich są nielegalnymi imigrantami i muszą być deportowani. Uciekinierzy ukrywają się z pomocą mniejszości koreańskiej w Chinach oraz chrześcijańskich misjonarzy i wolontariuszy z Korei Południowej i USA (takich jak Mike Kim). Niektórzy zatrudniają się nielegalnie u chińskich chłopów albo w małych fabryczkach za głodową pensję. Na koreańskie kobiety na granicy polują gangi handlarzy żywym towarem. Są one sprzedawane do salonów „masażu” albo jako żony dla chińskich chłopów.
Żona za 2 tysiące
Polityka jednego dziecka, realizowana m.in. przez przymusową aborcję, a jednocześnie preferencje chińskich rodzin do posiadania chłopców zamiast dziewczynek, doprowadziły do nierównowagi płci w Chinach. Brak kobiet sprawia, że mężczyźni, głównie chłopi, niemogący znaleźć żon, stają się klientami gangów handlujących żywym towarem. Ci oferują w cenie od 3 tys. do 5 tys. CNY (około 1,6 tys. –2,7 tys. zł) Koreanki, które uciekają z KRLD do Chin.
W latach 2004–2006 Hae-young Lee, ekspert ds. praw człowieka z Korei Południowej, przeprowadziła serię wywiadów z 77 kobietami uciekinierkami z Korei Płn. Ich historie w większości przypominają tę opowiedzianą przez panią Kim mieszkającą obecnie w prowincji Jilin (płn.-wsch. Chiny). Urodzona w 1979 r. Kim jako dziecko straciła ojca. Pod koniec lat 90. jej starsza siostra, aby pomóc matce, uciekła do Chin. Słuch po niej zaginął. W 1999 r. do ChRL-u w celu odnalezienia siostry udała się Kim. Po przekroczeniu granicy na rzece Tumen wpadła w ręce gangu handlującego kobietami. Sprzedano ją Chińczykowi za około 2 tys. zł. „Mieszkałam z nim sześć miesięcy; uciekłam i udało mi się odnaleźć moją siostrę; ta wraz ze swoim mężem przedstawiła mnie innemu Chińczykowi. To mój obecny mąż. W 2002 r. urodziłam dziecko” – opowiadała o swoim życiu Kim.
Nieistniejące żony i dzieci
Małżeństwo nie jest gwarancją bezpieczeństwa dla przebywających nielegalnie w Chinach Koreanek z Północy. W świetle prawa nie są to związki legalne, kobiety nie mogą więc otrzymać żadnego dokumentu, m.in. tzw. hukou, czyli zameldowania, które pozwoliłoby im na szukanie pracy legalnie. Bogatsi rolnicy (nieliczni) mogą próbować przekupić lokalne władze i otrzymać dla żony fałszywy dokument meldunkowy, często z danymi osoby już zmarłej. Podobnie niepewną sytuację mają także dzieci z małżeństw północnych Koreanek z Chińczykami. Oficjalnie dzieci te nie istnieją i nie mogą np. uczęszczać do szkoły. Ale i tu pomocą w otrzymaniu odpowiednich dokumentów są łapówki wręczane komunistycznym oficjałom.
Jednak większość z północnych Koreanek i ich rodzin żyje w biedzie. Często mężowie nie mogą znaleźć pracy i kobiety decydują się na zarobek w lokalnych barach i domach publicznych.
„Mój mąż pracował jako kierowca, ale zakup małej ciężarówki, której potrzebował do wykonywania zawodu, sprawił, że ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Na dodatek czekała mnie operacja, której koszt wynosił 18 tys. CNY (około10 tys. zł – przyp. red.)” – opowiada inna północna Koreanka, druga pani Kim, mieszkająca w prowincji Shandong. Aby wesprzeć rodzinę, postanowiła udać się do Qingdao (miasto w prowincji Shandong, jeden z największych portów w Chinach), ponieważ tam znajduje się wiele fabryk południowokoreańskich. Liczyła, że znajdzie pracę w jednym z zakładów. Skończyło się na pracy w lokalnych barach karaoke jako prostytutka. „Moi klienci to głównie południowi Koreańczycy. Przeciętnie zarabiam ok. 10 tys. CNY (około 5,5 tys. zł – przyp. red.). Nie jest łatwo, ale robię to, aby moja rodzina miała przyszłość” – kończy swoją opowieść Kim.
Kara: deportacja albo spotkanie z agentem bezpieki
Koreańczycy uciekają z KRLD przed głodem, gułagami oraz przed bezlitosną i wszechwładną władzą. Jednak po przekroczeniu chińskiej granicy ucieczka się nie kończy. W Państwie Środka muszą się stale ukrywać, gdyż wyłapani przez chińską policję są odsyłani z powrotem.
Po dojściu do władzy w grudniu 2011 r. młody przywódca KRLD Kim Dzong Un postawił sobie za punkt honoru uszczelnienie granic i powstrzymanie fali ucieczek (zwłaszcza że uciekinierami coraz częściej okazują się żołnierze – a armia była i jest podporą komunistycznego reżimu w Korei Płn.). Przywódca w Phenianie zaapelował do Pekinu, aby ten pomógł w wyłapywaniu uciekinierów. Na takie „wsparcie” Kim Dzong Un może liczyć nie tylko ze strony Chin. W maju tego roku komunistyczny rząd Laosu odesłał do ChRL-u dziewięciu Koreańczyków w wieku od 15 do 23 lat, którzy uciekli z KRLD. Pekin natychmiast deportował ich do Pheninu. „Laos i Chiny pokazały, że prawa człowieka są im całkowicie obojętne, gdyż [...] nie wypełniły swojego obowiązku dotyczącego udzielenia im statusu uchodźcy” – powiedział wiceszef organizacji Human Rights Watch na Azję Phil Robertson na wieść o deportacji.
Ci, którzy ponownie trafią do Korei Płn., są traktowani jak zdrajcy. Kodeks karny z 2004 r. za ucieczkę przewiduje karę od pięciu lat więzienia w obozach pracy, po karę śmierci.
Raport przygotowany w 2012 r. przez eksperta ds. praw człowieka Davida Hawka pt. „Ukryte gułagi” opisuje, co dzieje się z północnymi Koreańczykami po deportacji, przedstawiając m.in. losy młodego chłopca Park Seong-hyeoka. W 2003 r. siedmioletni Park i jego rodzice zostali schwytani przez chińską policję, gdy próbowali opuścić ChRL i przedostać się do Mongolii. Deportowano ich. Park oddzielony od reszty rodziny trafił do więzienia pełnego dzieci. W ciągu dnia dzieciaki pracowały na roli po 12 godzin, a dzienną porcję jedzenia stanowiło pięć malutkich kawałków ziemniaka.
Inny uciekinier Jung Gwang-il, deportowany w 2004 r. po ucieczce do Chin, opowiadał, jak uwięzieni w obozie pracy wybierali resztki jedzenia z fekaliów współwięźniów.
Inna z kobiet udzielających wywiadów wspomnianej południowokoreańskiej ekspert ds. praw człowieka Hae-young Lee, trzecia pani Kim z prowincji Jilin, opisuje, co się stało, gdy została wydana władzom KRLD przez chińską policję. Kim uciekła do Chin w 1998 r., miała wtedy 33 lata. Po przekroczeniu granicy sprzedano ją Chińczykowi za 3 tys. CNY (około 1,6 tys. zł). Z mężem mieszkała do 2005 r., kiedy to złapała ją policja. Mąż, wiedząc, że kobieta jest w ciąży, zaoferował łapówkę, ale, jak się okazało, za małą. Kobietę odesłano do Korei Płn. Tu najpierw na cztery tygodnie trafiła do więzienia, gdzie była przesłuchiwana i torturowana, a następnie została przewieziona do obozu pracy. Ciężarna Kim pracowała na roli. Wspomina, że ona i inne więźniarki były często bite. Po trzech miesiącach pobytu w gułagu w czasie drogi na rolę udało jej się uciec; ponownie przekroczyła granicę z Chinami i dotarła do męża. „To był grudzień 2005 r. i bardzo mroźna zima; moje stopy zupełnie obmarzły, skóra na nich zaczęła gnić; nie mogliśmy udać się do lekarza. Miesiąc później urodziłam dziecko” – mówi Kim.
Kolejna kobieta, Miran Kim, która w 2007 r. uciekła do Korei Południowej, i o swoich przeżyciach opowiedziała przedstawicielom „Organizacji przeciwko północnokoreańskim gułagom”, twierdzi, że bicie zaczyna się już na posterunkach i w więzieniach w Chinach. Została ona schwytana w ChRL-u w 2002 r. i spędziła w tamtejszym więzieniu 78 dni. Często ją torturowano. Stąd została deportowana do Korei Płn. W obozie pracy przebywała przez dwa lata, gdzie, jak opisuje, była częstym świadkiem egzekucji publicznych przez rozstrzelanie dokonywanych na niedoszłych uciekinierach.
Poza chińską policją na uciekinierów czyhają także agenci służb specjalnych KRLD, którzy udają się do Chin albo w celu likwidacji uciekinierów, albo „przywiezieniu ich z powrotem do domu”. Porywani przez służby specjalne uchodźcy są często usypiani, zagipsowywani od stóp po szyję i wysyłani przesyłką dyplomatyczną do Korei Północnej. Agenci docierają nawet poza granice Chin. Yi Han-yong, bratanek poprzedniego wodza KRLD Kim Dzong Ila, został zamordowany przez agentów z Północy w 1996 r., gdy w wyniku ucieczki dotarł już do Korei Płd. Wyrok śmierci spotkał też Choi Duk-guna, konsula Korei Południowej we Władywostoku, który pomógł w ucieczce wielu Koreańczykom z Północy.
Promyk nadziei
Zdrada, gwałty, tortury, egzekucje – to jednak nie wszystko, z czym spotykają się uciekinierzy z Korei Płn. Na drodze niektórych z nich stają ludzie, tacy jak członkowie organizacji Crossing Borders założonej przez Mika Kima czy znajdujących się w Chinach misjonarzy. To oni pomagają wielu uciekinierom dotrzeć do Korei Płd. i USA. Wsparcie otrzymują także ci, którzy zdecydują się pozostać w Chinach, a ich historie często przypominają to, czego doświadczył Junsik Suk, lekarz mieszkający w północnokoreańskim mieście Hamheung. Suk zdecydował się uciec do Chin, by zarobić na jedzenie, bo żona i syn byli wycieńczeni z głodu. Przez ponad miesiąc nie mógł znaleźć w ChRL-u żadnego zatrudnienia; z pomocą przyszli misjonarze, którzy poprosili o pomoc lokalnych chrześcijan, i Junsik otrzymał kwaterunek, wyżywienie i możliwość zarobku. Dzięki spotkaniu z misjonarzami dr. Suk zrozumiał także, jakimi kłamstwami do tej pory karmiła go komunistyczna propaganda w Korei Płn. Od dziecka wmawiano mu, że KRLD to „najbogatszy i najbardziej rozwinięty kraj na świecie”, a „Korea Płd. znajduje się na granicy upadku”.
Dziś Suk rozumie, że zarówno dla niego, jak i dla tysiąca jego rodaków ucieczka przed głodem i gułagami w Korei Płn. to w rzeczywistości exodus z kraju śmierci.
_______
Zbieżność nazwiska: Kim – bohaterek wymienionych w tekście, które uciekły z Korei Płn. – jest przypadkowa; dla ich bezpieczeństwa nie podaje się pełnych imion.
Nowe Panstwo
Komentarze
Prześlij komentarz