Chiny to nie może być wzór dla Polski! Polemika z prof. Jadwigą Staniszkis

W artykule “Reformy w Chinach – Niedościgniony wzór dla Polski”, jaki ukazał się w magazynie internetowym “Nowa Konfederacja”(a potem także na stronie Rebelya.pl) prof. Jadwiga Staniszkis twierdzi, że fakt, iż w ChRL-u ogłoszono powstanie nowej partii świadczy o tym, że w Państwie Srodka rodzi sie się system wielopartyjny, podczas gdy Polska Tuska się upartyjnia. To pierwsze stwierdzenie jest błędne. Chiny Ludowe to państwo upartyjnione do szpiku kości. Powstal nawet żart, że najliczniejszy klub bogaczy w Chinach to Komunistyczna Partia Chin Ludowych. Należy do niej każdy z 83 chińskich miliarderów.
Dzisiejsze Chiny to państwo przeżarte przez korupcję, zbrodnię, absurdy gospodarcze, represjonujące swoich obywateli. Faktyczna władza wciąż jest w rękach jednej partii komunistycznej. Polska na pewno nie powinna iść tą drogą - pisze Hanna Shen.

Firmy takie jak Huawei, a więc duzi gracze na arenie międzynarodowej, przedstawiani są Zachodowi jako firmy prywatne, tymczasem powstały i działają, bo partia komunistyczna pompuje w nie miliony, a na ich czele stawia albo byłych oficerów Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, albo wysoko postawionych urzędników rządowych. To owi chińscy nowobogaccy. Chiny to także państwo ze wzrastającą korupcją i narastającymi represjami wobec opozycji. Dlatego też twierdzenie prof. Staniszkis, że ChRL to niedościgniony wzór dla Polski jest błędne. Niestety, dziś wydaje się wręcz, że Chiny to model, który ekipa Tuska naśladuje.
Wielopartyjny jednogłos
Tak, jak w PRL, tak i w komunistycznych Chinach konstytucja gwarantuje wielopartyjność – oczywiście pod przewodem partii komunistycznej. W Chinach, poza Komunistyczna Partią Chin Ludowych, istnieje 8 małych partii, których warunkiem istnienia jest to że uznają, że jedynym i niekwestionowanym liderem jest KPChL. Każda organizacja , każda jednostka, która tę hegemonię partii komunistycznej kwestionuje kończy tak jak Li Wangyang i jego zwiazek zawodowy. Li stworzył w Chinach Ludowych organizację na wzór polskiej Solidarności, za co został skazany na łącznie 23 lata więzienia. Oficjalne zarzuty brzmiały “prowadzenie działalności  antyrewolucyjnej i antypaństwowej” i  “obraza organów państwa”. Rok temu Li Wangyang w trakcie pobytu w szpitalu “powiesił się stojąc”. Dla rodziny jest jasne, że było to morderstwo dokonane przez służby bezpieczeństwa. W ChRL-u, tak jak i w obecnej RP grasują “seryjni samobójcy”, ale dużo liczniejsi.
To, o czym pisze prof. Staniszkis, że kilka dni temu pani Wang Zhang stworzyła (kolejna, 9-tą) partię pod dumną nazwą Chińska Partia Konstytucyjna (która będzie działa w ramach istniejącego systemu, a wiec nie ośmieli się kwestionować przewodniej roli komunistów i zamierza “promować socjalizm”)  nie jest zwiastunem żadnych zmian.
Z dużo większym realizmem niż prof. Staniszkis do faktu powstania kolejnej partii w ChRL podeszli chińscy internauci i dysydenci  nazywając całe wydarzenie farsą.
Przeżarci przez korupcję
Komunistyczne Chiny nie są wzorem dla Polski, ale przyglądając się, kto tak naprawdę stoi za powstaniem Partii Konstytucyjnej, nie sposób nie pomyśleć o Zdzichu, Mirku, Beatce i zegarkach. Honorowym przewodniczącym nowopowstałej partii w Państwie Środka został Bo Xilai odsiadujący na razie wyrok za korupcję (min. za przyjęcie łapówek o łącznej wartości ponad 3,5 mln USD). Bo Xilai jest w więzieniu, ale konsoliduje zwolenników i możliwe, że tu wygodnym narzędziem jest pani Wang. Łaska partii, jak wiadomo, zmienną jest i dzisiejszy kryminalista jutro może się okazać godnym miana przywódcy.
Jako lider Chin Bo Xilai był już wymieniany zanim jego uczynki ujrzały światło dzienne i zanim ostatecznie postawiono na obecnego prezydenta Xi Jinpinga i premiera Li Keqianga. Ale ujrzały nie dlatego, że partia komunistyczna się otwiera i walczy z przeżerającą ją korupcją.
Korupcja jest w Chinach wszechobecna, a im wyżej postawiona osoba, tym większe skorumpowanie; urzędnicy nie mają zahamowań, a jedyne, na co liczą to, jak pisze chinski publicysta i dysydent Cao Changqing, że będą “mieli szczęście”. Niejeden skorumpowany chiński partyjniak patrząc na deprawację swoich towarzyszy mógłby powtórzyć słowa Tuska do Nowaka: “trzymam kciuki abyś dał radę”. Chwilowo nie dał rady Bo Xilai, bo w sprawę zostali “zamieszani” Brytyjczycy i Amerykanie. Gdyby nie to, Bo byłby dziś, jak twierdzi Cao Changqing, “cesarzem.”
Pokonują trudności które sami stworzyli
Komunistyczne Chiny, tak jak państwo Tuska, bohatersko walczy z problemami, które samo stworzyło stawiając na ludzi o małych kompetencjach, ale za to dużych kieszeniach.
Stojący dziś za powstaniem kolejnej partyjnej atrapy w ChRL-u Bo Xilai jako sekretarz Komitetu Miejskiego KPCh w Chongqing, największym mieście Chin, zarówno pod względem obszaru jak i populacji, odwoływał się do nauczania Mao Zedonga, a nawet propagował kult rewolucji kulturalnej. Naciskał na lokalne stacje telewizyjne, aby zastępowały popularne seriale propagandowymi filmami i aby radio nadawało rewolucyjne pieśni. Z okazji 60. rocznicy utworzenia Chińskiej Republiki Ludowej nakazał, by do 13 milionów użytkowników telefonów komórkowych w Chongqingu wysłano wiadomość zawierającą cytaty z “Czerwonej książeczki” Mao. Jednocześnie Bo Xilai kreował swój wizerunek lidera partyjnego walczącego z korupcją i mafią w Chongqing. To nie przeszkodziło mu zgromadzić ogromny majątek np. willę w Cannes wartości 3 mln USD.
Nagły kres kariery Bo Xilai’a nastąpił w związku ze śmiercią listopadzie 2011 roku brytyjskiego biznesmena Neila Heywooda, który m.in. zarządzał francuską rezydencją Bo. Gdyby nie chodziło o brytyjskiego obywatela i gdyby były szef policji w Chongqingu, Wang Lijun, nie schronił się w amerykańskim konsulacie i nie ujawnił tam informacji obciążających Bo i wskazujących na udział jego żony w śmierci Heywooda, sprawa zostałaby zatuszowana, a Bo Xilai wspinałby się na kolejne szczeble partyjnej drabiny sukcesu; kręgi związane z obecnym prezydentem Xi Jinpinig’em już szykowały Xilai’a na stanowisko premiera Chin. Ale komuniści zostali przyparci do muru, bo sprawa Bo trafiła na pierwsze strony gazet w USA i Wielkiej Brytanii.
Walka z opozycją
Ostatnie miesiące w Chinach to wzmożone represje i naciski wobec internatów i dzienikarzy. Na tych drugich wymuszo udzial w zajęciach z marksizmu bo władza wykryła u nich „zdecydowany brak odpowiedniej postawy ideologicznej”.
19 sierpnia na spotkaniu z kierownictwem departamentu propagandy Komunistycznej Partii Chin, odpowiedzialnym za monitorowanie mediów, w tym także internetu, Xi nakazał utworzenie „silnej armii internetowej”, aby „przejąć pełną kontrolę nad tym medium”.
Ponieważ władze ChRL są zaniepokojone wzrastającą liczbą protestów w Państwie Środka (eksperci szacują, że odbywa się ok. 300 tys. demonstracji rocznie), zakończone właśnie plenum KC zdecydowało o powołaniu komitetu bezpieczeństwa państwowego. Ma on „doskonalić metody przeciwdziałania konfliktom społecznym i łagodzenia tych konfliktów” oraz „zapewnić bezpieczeństwo publiczne”. Oznacza to de facto wyeliminowanie aktywizmu społecznego i dalsze ograniczenie wolności słowa w internecie.
Właśnie w owym aspekcie rozprawy z opozycją Chiny wydają się niedoścignionym wzorem… ale nie dla Polski, a dla ekipy Tuska.
Dzisiejsze Chiny to władza w rękach jednej partii (mimo partyjnych przystawek) , rosnąca korupcja i nasilanie represji wobec opozycji. I nie jest to wzór dla Polski.
Rebelya

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Tajwańskie maszyny trafiały do Rosji

Mieszanka chińskiego autorytaryzmu i zachodniego wokeizmu