Chińska cenzura walczy nawet z zupkami błyskawicznymi
Rząd chiński prowadzonej w internecie kontroli nie nazywa cenzurą. Według komunistów w Pekinie to "sterowanie opinią publiczną" i budowanie "harmonijnego społeczeństwa". Chińscy internauci widzac więc znikające informacje żartobliwe powiadamiają innych blogerów, że strona została "zharmonizowani" - pisze Hanna Shen*.
Po dojściu do władzy w marcu zeszłego roku chiński prezydent Xi Jinping jako jeden z priorytetów dla partii komunistycznej wynienił kontrolę ideologiczną sieci. Na spotkaniu z kierownictwem departamentu propagandy Komunistycznej Partii Chin Ludowych (KPChL), odpowiedzialnym za monitorowanie mediów, w tym także internetu, Xi nakazał utworzenie „silnej armii internetowej”, aby „przejąć pełną kontrolę nad tym medium”. Dziś oddziały cenzorów walczą w internecie nie tylko z blogerami komentującymi wydarzenia w Państwie Środka, ale i potrafią dopatrzyć się zagrożenia nawet w nazwie firm i produktów sprzedawanych na chińskim rynku.
Przekonała się o tym firma Kang Shifu, której nazwa została zablokowana na Weibo, chińskim odpwiedniku Twittera. Kang Shifu, firma założona przez Tajwańczyków, jest największym producentem zupek błyskawicznych i napojów w Chinach Ludowych. Jej przychód roczny wynosi ponad 650 mln USD. Ale marka Kang Shifu to nie tylko synonim najlepszych zupek błyskawicznych w Chinach. W ostatnich miesiącach chińscy internauci pisząc o Zhou Yongkang, byłym ministrze bezpieczeństwa publicznego iczłonku Stałego Komitetu Biura Politycznego KC, zaczeli nazywać go Kang Shifu, co tłumaczone z chińskiego znaczy także Pan Kang. Internauci nie mogli używać prawdziwego imienia i nazwiska Zhou albowiem zablokowała je cenzura po tym, jak politykowi postawiono zarzuty korupcji i nadużywania wladzy. Partia nie lubi, gdy jej problemami, a zwłaszcza skorumpowanymi aparatczykami, zajmuja sie internauci. Ci więc musieli wymyślić przezwisko dla Zhou, aby móc dalej o nim pisać. Padło na nazwę firmy Pan Kang (Kang Shifu) i tak tajwańska firma stała się niebezpieczna dla chińskiej cenzury
Komunistyczne Panisko
Pnąc się po szczeblach kariery w KPChL Zhou Yongkang stał się nie tyle Panem (Shifu), co prawdziwycm paniskiem. W 1964 roku, na dwa lata przed ukończeniem studiów inżynierskich na wydziale eksploatacji zasobów ziemskich Pekińskiego Instytutu Naftowego, wstapił do partii. Zhou pełnił fukcje wiceministra przemysłu naftowego, prezesa Chińskiego Państwowego Koncernu Przemysłu Naftowego i Gazownictwa, ministra zasobów ziemskich i w latach 2003 -2007 ministra bezpieczeństwa publicznego. W latach 2007-2012 był członkiem KC KPCh i przewodniczącym Komisji ds. Polityki i Ustawodawstwa. W kręgach partyjnych Zhou nazywany był carem. Jednak jego kariera legła w gruzach, bo w 2012 roku oficjalnie i jako jedyny z czołowych chińskich oficjeli stanął po stronie Bo Xilai, sekretarza Komitetu Miejskiego KPCh w Chongqing. Bo Xilai trafił do więzienia po tym, jak były szef policji w Chongqingu, Wang Lijun, schronił się na dobę w amerykańskim konsulacie i ujawnił tam informacje obciążające Bo i wskazujące na udział jego żony w śmierci brytyjskiego biznesmana Neil’a Heywooda. Dziś Bo odsiaduje wyrok dożywocia, a w KC zaczeły krążyć plotki, że Bo i Zhou planowali zamach stanu i niedopuszczenie do wladzy Xi Jinpinga. Nic więc dziwnego, że dla konsolidującego władze prezydenta Xi po aresztowaniu i skazaniu Bo przyszedł czas, aby rozprawić się z Zhou Yongkang’iem. Ale chyba nikt nie spodziewał się, że Xi i jego armia cenzorów uderzą także w zupki błyskawiczne, których nazwę chińscy blogerzy wybrali jako przezwisko dla Zhou.
Niebezpieczne zupki
Czujni cenzorzy nie ograniczyli sie jednak tylko do nazwy “Kang Shifu”; ponieważ pojawiły się także informacje, że zarzuty korupcyjne moga być postawione synowi Zhou, cenzorzy usuwają też z internetu zwrot “Kang Shifu i syn”. Z czasem armia moniturująca internet wydedukowała, że skoro Kang Shifu to zwrot niebezpieczy, a Kang Shifu to zupki błyskawiczne to należy także usuwać z Weibo wpisy z hasłem “zupki błyskawiczne”. W walce z groźnymi dla systemu elementami zablokowo też takie zbitki słów jak: “zupki błyskawiczne aresztowe”, “zupki błyskawiczne złapane”, “zupki błyskawiczne podają się do dymisji”, czy “zupki błyskawiczne coś się stało”.
Zakazane słowa
W Chinach z internetu korzysta ponad 330 mln osób, a więc kraj ten ma największą liczbę internautów na świecie. Ci bardzo aktywnie komentują wydarzenia w kraju i szybko rozprzestrzeniają informacje, których w komunistycznej prasie czy telewizji nie ma, czyli na przykład o korupcji lokalnych aparatczyków czy protestach. Internauci zaczeli także tworzyć listę zakaznych przez cenzurę słów. Znajdują się na niej na przykład takie zwroty jak “niepodległy Tybet”, “niech żyje Republika Chińska” (Republika Chińska to oficjalana nazwa Tajwanu), “obrona wolności prasy” czy “Mao (Mao Zedong) i dyktatura”. Jednak nigdy nie można być pewnym, kiedy i który termin znajdzie się na indeksie. Gdy pod koniec grudnia tego roku prezydent Xi Jinping, chcąc zademonstrować że władza jest blisko ludu, odwiedził w Pekinie sklep z mantou tj. tradycyjnymi chińskimi bułeczkami gotowanymi na parze, natychmiast w internecie pojawiły się komentarze, że było to przedstawienie. Nie trzeba było czekać długo na reakcję cenzorów. Zablokowano zwroty “Xi Jinping + bułeczki gotowane na parze”, Xi Jinping + przedstawienie” czy “Xi Jinping + gra”. mA propos chińskiego wodza, internauci nie mogą też wspominać o Xi Mingze, jedynej córce Xi i jego żony Peng Liyuan, która studiuje na Uniwersytecie Harvarda pod innym imieniem i nazwiskiem. Z niejasnych powodów chińskim cenzorom nie podobają się także zbitki słów “Xi Jinping+ miły” “Xi + jest odpowiedzialny za” czy X”i + nóż”.
Z chińskiego internetu szybko też znikają nazwiska osób, które stają się niewygode dla reżimu. W połowie stycznia bieżącego roku Song Binbin, córka generałaSong Renqionga, jednego z twórców komunistycznych Chin, przynała, że będąc Hunwejbinem w okresie Rewolucji Kulturalnej nie powstrzymała innych członków Czerwonej Gwardii przed zamordowaniem jej nauczyciela. Song we wpisie na blogu wyraziła ubolewanie, że doszło do zbrodni i przeprosiła za swoją bezczynność. Zaraz po tym zwierzeniu jej imię i nazwisko znikneło z Weibo. Trudno też w chińskim internecie znaleźć jakąkolwiek wzmiankę o Ilhamie Tohti, Ujgurze i profesorze ekonomii, który 15 stycznia został w Pekinie oskarżony o działaność mającą doprowadzić do rozpadu kraju. Tohti od lat krytykował politykę władz Chin Ludowych wobec Ujgurów w prowincji Xinjiang.
Rząd chiński prowadzonej w Internecie kontroli nie nazywa cenzurą. Według komunistów w Pekinie to "sterowanie opinią publiczną" i budowanie "harmonijnego społeczeństwa". Chińscy internauci widzac więc znikające informacje żartobliwe powiadamiają innych blogerów, że strona została "zharmonizowana."
Komentarze
Prześlij komentarz