Indie - Miliardowy biznes z surogatkami

W 2002 r. Indie zalegalizowały praktyki zastępczego macierzyństwa. Od tego momentu dziesiątki tysięcy Hindusek urodziło dzieci, które potem trafiły do rodziców, samotnych kobiet, ale i homoseksualistów na Zachodzie
Dla surogatek wynajmowanie własnego brzucha to sposób na wydobycie się z biedy. Wiele Hindusek decyduje się na to, by zarobić na edukację i opiekę medyczną dla swoich dzieci. 28-letnia Vasanti w filmie dokumentalnym stacji BBC4 opowiada, że za ciążę zastępczą otrzymała 8 tys. dol. Pieniądze te pozwolą jej zbudować nowy dom i wysłać pociechy do dobrej szkoły. Vasanti i jej mąż przyznają, że dzięki otrzymanej kwocie wzrośnie także ich status społeczny. Córka będzie miała szanse lepiej wyjść za mąż, będą w końcu pieniądze na posag.
Fabryki rodzicielstwa
Ale nie o te kilka tysięcy dolarów toczy się gra. Wykształcona na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku hinduska dziennikarka Divya Gupta mówi, że zastępcze macierzyństwo to przede wszystkim ogromny biznes dla pośredników i klinik. Jego wartość w 2013 r. wyniosła ponad 2,5 mld dol. Za donoszenie ciąży przyszli rodzice muszą zapłacić od 10 do 18 tys. dol. W USA dla porównania jest to przeciętnie koszt ok. 30 tys. dol. W Indiach tańsze kliniki traktują surogatki jak pracownice fabryki – poddają je zapłodnieniu, odsyłają do domu, po dziewięciu miesiącach kobieta wraca, rodzi i dostaje pieniądze.
W prasie zachodniej pojawiły się liczne artykuły krytykujące warunki, w jakich matki zastępcze rodzą dzieci dla przybyszy z Zachodu. Aby więc uspokoić sumienia przyszłych rodziców, zaczęły się pojawiać szpitale o wyższym standardzie.
Feministka w akcji
Założycielką pierwszej takiej kliniki w stanie Gudźarat jest ginekolog dr Nayana Patel. Szpital ten różni się od innych tym, że opiekuje się kobietami od momentu, gdy zdecydują się zostać surogatkami, do chwili rozwiązania. Niektórym z matek zastępczych dr Patel załatwia też ubezpieczenie. Jak twierdzi, w jej szpitalu kobiety mogą liczyć na poradę w każdym momencie ciąży.
Pierwszy szpital założony przez dr Patel to dom, w którym w jednym pokoju mieszka do 10 matek zastępczych. Mają one zapewnione odpowiednio zbilansowane posiłki i otrzymują witaminy. Raz w tygodniu, w niedzielę, mogą na miejscu spotkać się z rodziną. Tu surogatki otrzymują więcej niż w innych klinikach. Hinduska doktor oferuje im 8 tys. dol. za urodzenie dziecka. Jeśli dojdzie do poronienia, surogatka dostaje 600 dol. Sama dr Patel otrzymuje od przyszłych rodziców z góry od 28 do 30 tys. dol. Ponieważ biznes kwitnie, lekarka rozpoczęła budowę nowej, luksusowej kliniki o wartości kilku milionów dolarów. W nowym szpitalu każda z surogatek będzie miała własny pokój. Będzie także zakwaterowanie dla oczekujących na poród dziecka przyszłych rodziców, restauracje, a nawet sklepy z pamiątkami.
Dr Patel w wypowiedziach dla lewicowej prasy zachodniej mówi o sobie, że jest feministką i to właśnie idee feministyczne dały jej inspirację do założenia kliniki. „Surogacja to pomoc kobiet kobietom”. Jednak gdy hinduska ginekolog opowiada o swoich rodaczkach, matkach zastępczych, nie używa już ideologicznych frazesów. Jest szczera aż do bólu i stwierdza, że płaci im za wykonanie fizycznej roboty, a one się na to zgadzają. Zdają sobie dobrze sprawę że bez pracy nie ma kołaczy.
Gratka dla homoseksualistów
Klientami klinik takich jak ta prowadzona przez dr Patel są bezdzietni rodzice i samotne kobiety z USA, Europy, Australii, a także coraz częściej z Japonii. W wypowiedzi dla amerykańskiego dziennika „The Chirstian Science Monitor” brytyjskie małżeństwo Bobby i Kalwinder Bains przyznali, że zamieścili ogłoszenie w indyjskich gazetach i w ten sposób znaleźli klinikę, której zapłacili ok. 10 tys. dol. Zdecydowali się na Indie, bo w Wielkiej Brytanii musieliby wyłożyć co najmniej dwa razy tyle. Ale oprócz rodziców, którzy nie mogą doczekać się dzieci i decydują się na rodzicielstwo zastępcze, klientami klinik oferujących procedury sztucznego zapłodnienia stali się homoseksualiści. W USA np. działają wyspecjalizowane szpitale oferujące zapłodnienie in vitro kobietom, które mogą urodzić dzieci lesbijkom lub pederastom. Ceny takich zabiegów w Stanach wynoszą od 90 do 170 tys. dol.
Łatwość dostępu do korzystania z usług surogatek i niska cena tych praktyk w Indiach spowodowały, że homoseksualiści stali się jednymi z głównych klientów klinik w Indiach (ponad 30 proc. korzystających z tych usług). W 2011 r. prasa zachodnia opisywała przypadek pary gejowskiej z Hiszpanii, Mauro i Juana Carlosów, którym hinduska surogatka urodziła bliźniaki.
W wyniku presji, m.in. organizacji chrześcijańskich w samych Indiach, ale i za granicą, indyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych postanowiło pod koniec ub.r. ograniczyć dostęp do usług rodzicielstwa zastępczego. Dziś mogą z nich korzystać tylko pary heteroseksualne, pozostające w związku co najmniej od dwóch lat.
Jednak nie wszystkie kliniki w Indiach respektują wprowadzone kilka miesięcy temu zaostrzenia. Wciąż istnieją szpitale, w których rodzi się dzieci dla par homoseksualnych. Szpitale, które zastosowały się do nowego prawa, też specjalnie nie narzekają. Ich kierownictwo już reklamuje swoje oddziały „przyjazne“ dla lesbijek i pederastów w Tajlandii i Meksyku, gdzie prawo w tej dziedzinie nie jest jeszcze uregulowane.
Gazeta Polska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Tajwańskie maszyny trafiały do Rosji

Mieszanka chińskiego autorytaryzmu i zachodniego wokeizmu