Tajwańska lekcja demokracji



10 kwietnia zakończyła się 24-dniowa okupacja tajwańskiego parlamentu przez studentów, którzy protestowali w ten sposób przeciwko ratyfikacji z Chinami umowy o wolnym handlu (CSSTA). Protestujący podkreślali, że otwierając się na kolejne chińskie inwestycje, tym razem w sektorze usług, wyspa uzależnia się coraz bardziej od komunistycznego rządu w Pekinie.
/Zdjęcia/

Studenci żądali rewizji wszystkich klauzuli porozumienia, jego renegocjacji i przeprosin ze strony tajwańskiego prezydenta MaYing-jeou za próbę ratyfikacji porozumienia na siłę.
Suweren przemówił
23 marca po konferencji prasowej prezydenta Ma,  na której podtrzymał on swoje dotychczasowe stanowisko, że umowa jest korzystna dla Tajwanu, grupa 200 studentów wdarła się na teren siedziby rządu (Izby Wykonawczej). Na okupację budynku władze odpowiedziały bardzo stanowczo. Przed godziną 23:00 premier Jiang Yi-huah wydał rozkaz usunięcia protestujących z siedziby rządu. Akcja policji rozpoczęła się w poniedziałek nad ranem; policja użyła armatek wodnych i pałek. Było ponad 150 rannych, w tym lekarze i dziennikarze.
Brutalna akcja policji, brak jakichkolwiek kroków ze strony tajwańskiego prezydenta świadczących o tym, że chce on rozmawiać ze studentami, a wreszcie ogromne niejasności co do treści umowy zawartej z Chinami spowodowały, że 30 marca odbyła się demonstracja wokół Pałacu Prezydenckiego w Tajpej. W manifestacji wzięło udział pół miliona obywateli Tajwanu.
7 kwietnia studenci ogłosili, że trzy dni później opuszczą budynek parlamentu. Decyzja o wycofaniu się z parlamentu to reakcja na złożoną obietnicę Wang Jin-pynga, przewodniczącego Yuanu Legislacyjnego (najwyższego organu ustawodawczego na Tajwanie). Urzędnik zapewnił, że do momentu ustanowienia odpowiednich mechanizmów pozwalających na nadzór całego procesu uchwalania i wprowadzania umów z Chinami wstrzymana zostanie debata w parlamencie nad czekającą na ratyfikację umową o wolnym handlu między Tajwanem a Chinami Ludowymi.
Bez względu na to, jak potoczą się losy umowy handlowej z Chinami, czy dotrzymana zostanie obietnica o wstrzymaniu prac nad ratyfikacją porozumienia i jaki los czeka przywódców studenckiego protestu (minister sprawiedliwości Luo Ying-shay nazwała ich przestępcami, wobec których nie należy okazywać pobłażliwości), to sprzeciw studentów, nazwany Rewolucją Słoneczników, pokazał, że młodzi Tajwańczycy nie chcą, by o przyszłości ich kraju decydowano poprzez tajne negocjacje między Komunistyczną Partią Chin Ludowych a rządzącą Tajwanem partią Kuomintang. Rewolucja Słoneczników udowodniła, że jeśli tylko obywatele Tajwanu poczują, że  ich interes, bezpieczeństwo ich państwa są zagrożone, to zabiorą głos. 24-dniowa okupacja parlamentu pokazała też, że młodzi Tajwańczycy czują się nosicielami suwerenności państwowej. 500 tysięcy Tajwańczyków demonstrujących na ulicach Tajpej to zaś dowód na to, że pokojowe zjednoczenie z Chinami staje coraz bardziej marzeniem chińskich komunistów i niewielkiego kręgu elit politycznych na Tajwanie.
Świetna organizacja i wsparcie elit
Od pierwszego dnia gdy tylko studenci wkroczyli do parlamentu, postawili na komunikację z mediami. Coraz więcej gazet i stacji telewizyjnych na Tajwanie znajduje się w rękach biznesmenów, którzy prowadzą także interesy w Chinach, przekazywany więc przez nie obraz rzeczywistości jest bardzo prochiński. Studenci postanowili wykorzystać więc Internet do komunikowania swoich żądań oraz sytuacji w parlamencie i przed nim. Powstała specjalna grupa składająca się ze studentów wydziału dziennikarstwa; to oni redagowali informacje, przygotowywali analizy oraz materiały filmowe. W rozmowie z „Nowym Państwem” wielu z tych przyszłych dziennikarzy mówiło o tym, że było to dla nich ogromne wyzwanie, lecz także lekcja obiektywnego dziennikarstwa. Do gry przyłączyła się także grupa studentów wydziału tłumaczeń; to oni przekładali teksty dotyczące Rewolucji Słoneczników m.in. na język angielski, japoński, niemiecki, hiszpański czy polski. Z tych informacji korzystało wielu zagranicznych dziennikarzy.
Do dobrze przygotowanych studentów przyłączyły się także tajwańskie elity. Już na drugi dzień protestu do budynku parlamentu wkroczyli lekarze gotowi nieść pomoc medyczną studentom i policjantom. W rozmowie z „Nowym Państwem” mówili oni o ogromnym stresie, jaki towarzyszył im podczas 24-dniowej okupacji parlamentu i świadomości, że  zaangażowanie w Rewolucję Słoneczników może oznaczać koniec ich kariery. Odbywający staż młody lekarz z National Tajpej University zapytany przeze mnie, dlaczego postanowił pomóc studentom – może przecież stracić pracę – odpowiedział: „Tak, owszem, myślę o własnej przyszłości, ale dziś dużo bardziej niepokoi mnie przyszłość mojego kraju. Dlatego tu jestem”.
Z pomocą studentom przyszli także prawnicy. Jeszce 18 marca Wellington Koo (jeden z najbardziej znanych prawników na Tajwanie) wezwał swoich kolegów po fachu, aby byli „on call” (w pogotowiu), gotowi w każdej chwili nieść pomoc studentom. Na apel Koo odpowiedziało ponad 400 prawników. Byli oni ze studentami w budynku parlamentu, byli też z tymi, którzy zostali aresztowani po brutalnej akcji policji w dniach 23–24 marca, gdy młodzi ludzie próbowali zająć budynek Rady Ministrów i byli wśród pół miliona Tajwańczyków, którzy wyszli na ulice Tajpej i demonstrowali przeciwko umowie handlowej z Chinami.
Budynek parlamentu, a także plac przed nim zamieniły się dzięki nauczycielom akademickim w jedną wielką salę szkolną. Profesorowie stwierdzili, że skoro studenci nie mogą przyjść na zajęcia na uniwersytetach, to oni przyjdą do nich. Od 19 marca do ostatniego dnia codziennie prowadzono wykłady z prawa, socjologii i nauk politycznych, których słuchali nie tylko studenci, lecz także zgromadzeni wokół parlamentu mieszkańcy Tajpej oraz ci, którzy przybyli okazać swoje wsparcie studentom z innych regionów Tajwanu. Yun Fan, profesor socjologii na czołowym uniwersytecie wyspy, Natuonal Taiwan University, która w trakcie trwania protestu wygłosiła 121 wykładów, stwierdziła, że  udział w wykładach i przebywanie ze studentami na placu przed budynkiem parlamentu były dla niej wielką lekcją demokracji.
Także mieszkańcy wyspy nie zawiedli, od pierwszego dnia dostarczali protestującym studentom bezpłatnie jedzenie, lekarstwa, ręczniki, a nawet oferowali dostęp do pryszniców w swoich domach.
Brzydkie naciski
Niepokojące były za to kroki podejmowane przez rząd –  nie tylko brak komunikacji ze studentami czy użycie siły wobec zebranych wokół budynku parlamentu, lecz także próby wpływania na sposób, w jaki media zagraniczne relacjonowały Rewolucję Słoneczników. Spotkało to także portal Niezalezna.pl, który po artykule „Majdan przeniósł się na Tajwan” otrzymał list z tajwańskiego przedstawicielstwa w Polsce, w którym domagano się wycofania fragmentu tekstu. Tajwański MSZ twierdził, że porównanie Rewolucji Słoneczników do Majdanu było krzywdzące dla wyspy. Tylko że podobnej analogii używało wiele zachodnich mediów (nie tylko polskie), mówili tak także sami tajwańscy studenci, którzy w rozmowach z „Nowym Państwem”  przyznali, że  śledzili uważnie to, co działo się na Ukrainie. Wspominają filmy, jakie widzieli na YouTube przedstawiające młodych Ukraińców proszących o wsparcie. Wytrwałość i odwaga obywateli Ukrainy w jakimś stopniu dały siłę studentom okupującym dziś tajwański parlament
Tajwańscy dziennikarze, którym pokazaliśmy list nadesłany do redaktora naczelnego Niezaleznej.pl, byli zszokowani, bowiem według nich  tajwański rząd po raz pierwszy zażądał od zagranicznych redakcji  wycofania części artykułu; podobne listy, ale już bez wspomnienia o wycofaniu tekstu, zostały wysłane przez tajwańskich dyplomatów do mediów w Niemczech i USA.  
Także tajwańscy studenci uczący się za granicą, którzy poparli swoich rodaków okupujących parlament poprzez m.in. organizowanie demonstracji w krajach, w których studjują, np. w USA, Kanadzie, Anglii i Holandii, donosili o telefonach z tajwańskich placówek. Dzwoniący do nich dyplomaci pytali o imiona i nazwiska studentów biorących udział w manifestach poparcia za granicą.
Niepokojące było także pojawienie się  1 kwietnia przed parlamentem „byłego” gangstera Chang An-lo,  zwanego Białym Wilkiem. Chang zgromadził kilkaset (podobno opłacanych) osób, aby „wypędzić” studentów z parlamentu; na miejscu było ponad 500 policjantów i wielu mieszkańców Tajpej gotowych bronić okupujących tajwański sejm. Przepychanki trwały około 4 godzin. Kumntang w przeszłości używał gangsterów do tzw. brudnej roboty, np. gdy w 1984 r. został zamordowany w USA tajwański dziennikarz Henry Liu, znany z ostrej krytyki partii rządzącej na Wyspie.
Nowe Panstwo

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Tajwańskie maszyny trafiały do Rosji

Mieszanka chińskiego autorytaryzmu i zachodniego wokeizmu