Japończycy nie żałują na obronę
Shizo Abe stoi na czele japońskiego rządu od 2012 r. W ciągu niecałych dwóch lat zdążył do tego stopnia zreformować wydatki na potrzeby armii, że w 2015 r. Japonia ma mieć największy budżet obronny w historii państwa. Tokio wyda na ten cel 48,5 mld dolarów. O takich nakładach Polska może tylko pomarzyć.
W zeszłym roku premier Shizo Abe zapowiedział odwrót od pacyfizmu, by Japonia mogła zmierzyć się z zagrożeniami ze strony Korei Płn. i Chin eksperymentujących z bronią atomową. Między Chinami a władzami w Tokio narasta też konflikt terytorialny o wyspy Senkaku. Konserwatywny szef japońskiego rządu Japonii niespecjalnie przejmuje się wezwaniami Amnesty International czy Unii Europejskiej o zniesienie kary śmierci. Wie bowiem, że w tej sprawie ma silne poparcie rodaków.
Przede wszystkim ochrona obywateli
Pacyfizm narzuciła Japonii opracowana w 1946 r. przez amerykańskich prawników konstytucja. Według art. 9 ustawy zasadniczej Kraj Kwitnącej Wiśni musiał „wyrzec się na zawsze wojny jako suwerennego prawa narodu, jak również użycia lub groźby siły jako środka rozwiązywania sporów międzynarodowych”. Konstytucja zezwala na użycie japońskich sił jedynie w samoobronie. W tym celu stworzono w 1954 r. Japońskie Siły Samoobrony (Jieitai). Abe i jego rząd mają jednak zamiar dokonać nowej interpretacji pacyfistycznych zapisów konstytucyjnych, w myśl których dozwolone ma być podjęcie działań w ramach tzw. zbiorowej samoobrony, czyli użycia siły w obronie zaatakowanych sojuszników. Dotychczasowe ograniczenia oznaczały, że japońskie oddziały brały np. udział w międzynarodowej misji w Iraku, ale nie mogły iść z pomocą zaatakowanym w pobliżu swojej bazy w mieście Samawa Brytyjczykom lub Holendrom, mimo że same kilka razy taką pomoc otrzymywały.
Obecna sytuacja międzynarodowa skłoniła ekspertów, którzy przygotowali nową interpretację konstytucji, do uznania także prawa Japonii do wchodzenia w wielostronne sojusze wojskowe, aby zrealizować zobowiązania państwa do „ochrony prawa obywateli do życia, własności i dążenia do szczęścia”.
Więcej na armię i satelity
Kolejnym krokiem premiera Abe w zerwaniu z pacyfistycznym wizerunkiem Japonii było ogłoszenie pod koniec sierpnia br. projektu zwiększenia wydatków na obronę o 3,5 proc. w stosunku do roku ubiegłego. Już dziś Japońskie Siły Samoobrony to licząca ok. 240 tys. żołnierzy jedna z najlepiej wyposażonych armii świata. Japonia, w odróżnieniu od państw EU, na wydatkach zbrojeniowych nie oszczędza.
Na przyszły rok konserwatywny rząd Abe planuje największy w historii budżet obronny, wynoszący 48,5 mld USD. Wydatki te mają jeszcze bardziej wzmocnić wojsko poprzez m.in. zakup dronów, 42 myśliwców F-35 i okrętów podwodnych nowych generacji.
Japońskie władze nie kryją, że zwiększony budżet to odpowiedź na rosnący w dwucyfrowym tempie od prawie 20 lat budżet wojskowy Chińskiej Republiki Ludowej. Obecne wydatki obronne Chin to 132 mld USD, a więc prawie trzy razy tyle, ile te planowane przez Tokio.
Wskazując właśnie na chińskie zagrożenie, a także na niebezpieczeństwo wynikające z programu zwiększania potencjału nuklearnego przez Koreę Północą, Japońska Komisja Polityki Kosmicznej (KPK) przedstawiła w połowie tego roku wniosek wzywający rząd do wzmocnienia systemu nadzoru poprzez wprowadzenie większej liczby satelitów. Wniosek podkreśla konieczność „ustanowienia systemu nadzoru przestrzeni za pomocą satelitów, tak aby zarządzać jednostkami Sił Samoobrony, gromadzić dane i nadzorować wody oceanu”.
Jako konkretny środek do wzmocnienia systemu nadzoru KPK wskazała rozbudowę tzw. Quasi-Zenith Satellite System (QZSS) – systemu pozycjonowania satelitarnego rozwiniętego przez japońską agencję kosmiczną JAXA. Obecnie na orbicie znajduje się wystrzelony we wrześniu 2010 r. jeden taki satelita QZS-1, ale KPK postuluje zwiększenie liczby satelitów najpierw do czterech, a docelowo do siedmiu, co zapewni stały nadzór wszystkich regionów. Podniesie to także bezpieczeństwo podejmowanych operacji poprzez dostarczanie obrazów o większej rozdzielczości i wcześniejsze ostrzeganie w przypadku wykrycia rakiet. Rozbudowany system QZSS oznacza także ściślejszą współpracę z USA przy wymianie informacji.
Stawiający na obronę Kraj Kwitnącej Wiśni tworzy też w ramach Pułku Piechoty Sił Samoobrony jednostkę specjalną, wzorowaną na amerykańskich marines. Jej zadaniem będzie obrona wysp Senkaku, będących przedmiotem sporu pomiędzy Japonią, Chinami i Tajwanem.
Na zmiany w japońskiej polityce bezpieczeństwa ostro reaguje Pekin. „Chiny protestują przeciwko posługiwaniu się przez Japonię sfabrykowanym chińskim zagrożeniem w celu promowania własnej krajowej agendy politycznej” – oświadczył rzecznik chińskiego MSZ Hong Lei. Z zadowoleniem rewizję japońskiej polityki przyjmują natomiast Stany Zjednoczone. Waszyngton od dawna nalegał, aby Tokio stało się partnerem na bardziej symetrycznych zasadach.
Obrona, ale i biznes
Innym efektem polityki odejścia od pacyfizmu jest zniesienie przez premiera Abe w kwietniu br. zakazu eksportu broni. Japoński przemysł zbrojeniowy podejmuje już pierwsze działania w celu sprzedaży swoich produktów do innych krajów. Podczas lipcowej wizyty japońskiego premiera w Australii podpisano umowę o współpracy obu państw przy produkcji łodzi podwodnych. Dodatkowo czołowy twórca broni w Japonii, firma Mitsubishi Heavy Industries, otrzymała zgodę na eksport czujników dla amerykańskiego koncernu zbrojeniowego Raytheon Co., który planuje użyć ich m.in. w produkcji broni przeciwlotniczej dla Kataru. Rozluźnienie przepisów dotyczących eksportu broni nie oznacza, że Kraj Kwitnącej Wiśni będzie sprzedawał broń każdemu. Japońskim koncernom nie wolno dostarczać broni i elementów z nią związanych państwom zaangażowanym w jakiś konflikt oraz krajom, co do których istnieje ryzyko, że sprzedadzą broń reżimom. Ponadto każde pozwolenie na sprzedaż będzie rozpatrywane przez rząd indywidualnie, co stwarza duże możliwości regulacji wielkości tej sprzedaży.
Utrzymanie kary śmierci
Jako naruszenie zasad japońskiego pacyfizmu jego zwolennicy często podawali obowiązującą w Japonii karę śmierci. Konserwatywny rząd Abe Shinzo nie zamierza rezygnować ze stosowania tego najwyższego wymiaru kary. Za rządów Abe, czyli od 2012 r., wykonano 11 wyroków śmierci – w dwóch ostatnich, mających miejsce 29 sierpnia br., egzekucję wykonano na jednym z szefów mafii (yakuza), skazanym za zabicie trzech osób, i na taksówkarzu, który zabił pięć osób, podpalając agencję kredytów konsumpcyjnych.
W tej chwili na wykonanie kary śmierci czeka w japońskich więzieniach 125 przestępców. Determinacja kolejnych rządów Japonii w utrzymaniu kary śmierci cieszy się dużym i wciąż rosnącym poparciem w społeczeństwie japońskim – w latach 90. poparcie to wynosiło ok. 75 proc., dziś jest to już 85 proc. Obywatele Japonii wierzą, że kara śmierci pełni funkcję odstraszającą i uniemożliwia popełnianie dalszych zbrodni. Według Tomoko Sasaki, byłej prokurator i poseł konserwatywnej Partii Liberalno-Demokratycznej, Japończycy wierzą po prostu w retrybucję – sprawiedliwą zapłatę za przestępstwo. „Jeśli ktoś czyni zło, to musi odpokutować; jeśli zabrał życie, to powinien za to oddać swoje” – tłumaczy była poseł. Japońscy eksperci często porównują tę sytuację z Polską, gdzie w 1997 r. zniesiono karę śmierci, podczas gdy ponad 60 proc. społeczeństwa opowiadało się za jej pozostawieniem. Twierdzą, że takie podejście byłoby nie do pomyślenia w Japonii, bo rząd musi stać na straży wartości, w które wierzy społeczeństwo.
Gazeta Polska
W zeszłym roku premier Shizo Abe zapowiedział odwrót od pacyfizmu, by Japonia mogła zmierzyć się z zagrożeniami ze strony Korei Płn. i Chin eksperymentujących z bronią atomową. Między Chinami a władzami w Tokio narasta też konflikt terytorialny o wyspy Senkaku. Konserwatywny szef japońskiego rządu Japonii niespecjalnie przejmuje się wezwaniami Amnesty International czy Unii Europejskiej o zniesienie kary śmierci. Wie bowiem, że w tej sprawie ma silne poparcie rodaków.
Przede wszystkim ochrona obywateli
Pacyfizm narzuciła Japonii opracowana w 1946 r. przez amerykańskich prawników konstytucja. Według art. 9 ustawy zasadniczej Kraj Kwitnącej Wiśni musiał „wyrzec się na zawsze wojny jako suwerennego prawa narodu, jak również użycia lub groźby siły jako środka rozwiązywania sporów międzynarodowych”. Konstytucja zezwala na użycie japońskich sił jedynie w samoobronie. W tym celu stworzono w 1954 r. Japońskie Siły Samoobrony (Jieitai). Abe i jego rząd mają jednak zamiar dokonać nowej interpretacji pacyfistycznych zapisów konstytucyjnych, w myśl których dozwolone ma być podjęcie działań w ramach tzw. zbiorowej samoobrony, czyli użycia siły w obronie zaatakowanych sojuszników. Dotychczasowe ograniczenia oznaczały, że japońskie oddziały brały np. udział w międzynarodowej misji w Iraku, ale nie mogły iść z pomocą zaatakowanym w pobliżu swojej bazy w mieście Samawa Brytyjczykom lub Holendrom, mimo że same kilka razy taką pomoc otrzymywały.
Obecna sytuacja międzynarodowa skłoniła ekspertów, którzy przygotowali nową interpretację konstytucji, do uznania także prawa Japonii do wchodzenia w wielostronne sojusze wojskowe, aby zrealizować zobowiązania państwa do „ochrony prawa obywateli do życia, własności i dążenia do szczęścia”.
Więcej na armię i satelity
Kolejnym krokiem premiera Abe w zerwaniu z pacyfistycznym wizerunkiem Japonii było ogłoszenie pod koniec sierpnia br. projektu zwiększenia wydatków na obronę o 3,5 proc. w stosunku do roku ubiegłego. Już dziś Japońskie Siły Samoobrony to licząca ok. 240 tys. żołnierzy jedna z najlepiej wyposażonych armii świata. Japonia, w odróżnieniu od państw EU, na wydatkach zbrojeniowych nie oszczędza.
Na przyszły rok konserwatywny rząd Abe planuje największy w historii budżet obronny, wynoszący 48,5 mld USD. Wydatki te mają jeszcze bardziej wzmocnić wojsko poprzez m.in. zakup dronów, 42 myśliwców F-35 i okrętów podwodnych nowych generacji.
Japońskie władze nie kryją, że zwiększony budżet to odpowiedź na rosnący w dwucyfrowym tempie od prawie 20 lat budżet wojskowy Chińskiej Republiki Ludowej. Obecne wydatki obronne Chin to 132 mld USD, a więc prawie trzy razy tyle, ile te planowane przez Tokio.
Wskazując właśnie na chińskie zagrożenie, a także na niebezpieczeństwo wynikające z programu zwiększania potencjału nuklearnego przez Koreę Północą, Japońska Komisja Polityki Kosmicznej (KPK) przedstawiła w połowie tego roku wniosek wzywający rząd do wzmocnienia systemu nadzoru poprzez wprowadzenie większej liczby satelitów. Wniosek podkreśla konieczność „ustanowienia systemu nadzoru przestrzeni za pomocą satelitów, tak aby zarządzać jednostkami Sił Samoobrony, gromadzić dane i nadzorować wody oceanu”.
Jako konkretny środek do wzmocnienia systemu nadzoru KPK wskazała rozbudowę tzw. Quasi-Zenith Satellite System (QZSS) – systemu pozycjonowania satelitarnego rozwiniętego przez japońską agencję kosmiczną JAXA. Obecnie na orbicie znajduje się wystrzelony we wrześniu 2010 r. jeden taki satelita QZS-1, ale KPK postuluje zwiększenie liczby satelitów najpierw do czterech, a docelowo do siedmiu, co zapewni stały nadzór wszystkich regionów. Podniesie to także bezpieczeństwo podejmowanych operacji poprzez dostarczanie obrazów o większej rozdzielczości i wcześniejsze ostrzeganie w przypadku wykrycia rakiet. Rozbudowany system QZSS oznacza także ściślejszą współpracę z USA przy wymianie informacji.
Stawiający na obronę Kraj Kwitnącej Wiśni tworzy też w ramach Pułku Piechoty Sił Samoobrony jednostkę specjalną, wzorowaną na amerykańskich marines. Jej zadaniem będzie obrona wysp Senkaku, będących przedmiotem sporu pomiędzy Japonią, Chinami i Tajwanem.
Na zmiany w japońskiej polityce bezpieczeństwa ostro reaguje Pekin. „Chiny protestują przeciwko posługiwaniu się przez Japonię sfabrykowanym chińskim zagrożeniem w celu promowania własnej krajowej agendy politycznej” – oświadczył rzecznik chińskiego MSZ Hong Lei. Z zadowoleniem rewizję japońskiej polityki przyjmują natomiast Stany Zjednoczone. Waszyngton od dawna nalegał, aby Tokio stało się partnerem na bardziej symetrycznych zasadach.
Obrona, ale i biznes
Innym efektem polityki odejścia od pacyfizmu jest zniesienie przez premiera Abe w kwietniu br. zakazu eksportu broni. Japoński przemysł zbrojeniowy podejmuje już pierwsze działania w celu sprzedaży swoich produktów do innych krajów. Podczas lipcowej wizyty japońskiego premiera w Australii podpisano umowę o współpracy obu państw przy produkcji łodzi podwodnych. Dodatkowo czołowy twórca broni w Japonii, firma Mitsubishi Heavy Industries, otrzymała zgodę na eksport czujników dla amerykańskiego koncernu zbrojeniowego Raytheon Co., który planuje użyć ich m.in. w produkcji broni przeciwlotniczej dla Kataru. Rozluźnienie przepisów dotyczących eksportu broni nie oznacza, że Kraj Kwitnącej Wiśni będzie sprzedawał broń każdemu. Japońskim koncernom nie wolno dostarczać broni i elementów z nią związanych państwom zaangażowanym w jakiś konflikt oraz krajom, co do których istnieje ryzyko, że sprzedadzą broń reżimom. Ponadto każde pozwolenie na sprzedaż będzie rozpatrywane przez rząd indywidualnie, co stwarza duże możliwości regulacji wielkości tej sprzedaży.
Utrzymanie kary śmierci
Jako naruszenie zasad japońskiego pacyfizmu jego zwolennicy często podawali obowiązującą w Japonii karę śmierci. Konserwatywny rząd Abe Shinzo nie zamierza rezygnować ze stosowania tego najwyższego wymiaru kary. Za rządów Abe, czyli od 2012 r., wykonano 11 wyroków śmierci – w dwóch ostatnich, mających miejsce 29 sierpnia br., egzekucję wykonano na jednym z szefów mafii (yakuza), skazanym za zabicie trzech osób, i na taksówkarzu, który zabił pięć osób, podpalając agencję kredytów konsumpcyjnych.
W tej chwili na wykonanie kary śmierci czeka w japońskich więzieniach 125 przestępców. Determinacja kolejnych rządów Japonii w utrzymaniu kary śmierci cieszy się dużym i wciąż rosnącym poparciem w społeczeństwie japońskim – w latach 90. poparcie to wynosiło ok. 75 proc., dziś jest to już 85 proc. Obywatele Japonii wierzą, że kara śmierci pełni funkcję odstraszającą i uniemożliwia popełnianie dalszych zbrodni. Według Tomoko Sasaki, byłej prokurator i poseł konserwatywnej Partii Liberalno-Demokratycznej, Japończycy wierzą po prostu w retrybucję – sprawiedliwą zapłatę za przestępstwo. „Jeśli ktoś czyni zło, to musi odpokutować; jeśli zabrał życie, to powinien za to oddać swoje” – tłumaczy była poseł. Japońscy eksperci często porównują tę sytuację z Polską, gdzie w 1997 r. zniesiono karę śmierci, podczas gdy ponad 60 proc. społeczeństwa opowiadało się za jej pozostawieniem. Twierdzą, że takie podejście byłoby nie do pomyślenia w Japonii, bo rząd musi stać na straży wartości, w które wierzy społeczeństwo.
Gazeta Polska
Komentarze
Prześlij komentarz