Chiny też hodują trolle
Duże zainteresowanie wzbudzała ostatnio informacja, że brytyjska armia powołuje właśnie nową jednostkę przeznaczoną do operacji psychologicznych w konfliktach ery informatycznej. Warto jednak pamiętać, że wyspecjalizowane kadry prowadzące dywersję i propagandę w internecie od kilku lat wykorzystują także Chiny Ludowe.
Już w 2007 r. ówczesny prezydent ChRL u Hu Jintao postulował, aby komunistyczny rząd „wkładał więcej wysiłku w zarządzanie opinią publiczną”. Jego następca Xi Jinping jesienią 2013 r. mówił już o tworzeniu „silnej armii internetowej”. Jej nieodzowną częścią jest tzw. partia 5 mao (1 mao to 10 groszy chińskich). Komuniści początkowo płacili chińskim internautom 50 groszy (5 mao) za umieszczanie na forach internetowych prorządowych komentarzy, a także za zbijanie dyskutujących z tropu, wprowadzając jakiś temat zastępczy. W tej chwili „partia 5 mao” to dobrze opłacani pracownicy rządowi, podlegający różnym ministerstwom i publikujący jako „zwykli obywatele” na forach i portalach społecznościowych w internecie (i to nie tylko w języku chińskim). Oficjalnie zatrudniani są jako „analitycy opinii w internecie” i zarabiają w granicach od 6 tys. do 8 tys. chińskich juanów (ok. 3,5 tys. do 4,6 tys. zł). Według rządowej gazety „China Daily”, przeciętna pensja w Pekinie wynosi 4,7 tys. juanów (ok. 2,4 tys. zł).
W całym Państwie Środka jest ponad 2 mln takich „analityków”. W promowaniu generalnego stanowiska władzy mają wolną rękę, ale w konkretnych sytuacjach podawane są im bardzo dokładne wytyczne i argumenty, jakich powinni używać.
W wypowiedzi dla chińskiego artysty i dysydenta Ai Weiwei jeden z pracowników armii internetowej tak opisał swoją pracę: „Prawie codziennie o 9 rano otrzymuję email od moich przełożonych z biura propagandy internetowej, działającego w ramach lokalnego samorządu. Mówi mi się w nim, jak mam komentować najnowsze wiadomości. Czasami podawane są mi konkretne strony internetowe, na których mam się wypowiadać, ale z reguły nie jestem w ten sposób ograniczany: wystarczy znaleźć odpowiednie wiadomości i komentować je”.
W tej samej wypowiedzi dla Ai Weiwei pracownik „partii 5 mao” mówi o rolach, jakie przychodzi mu odgrywać w internecie. Może być tzw. przywódcą w dyskusji na portalu internetowym, czyli osobą, która narzuca kierunek, w jakim potoczy się rozmowa. Dominuje ją swoim autorytarnym tonem i bardzo ostrymi argumentami. Jest także rola obserwującego, który w delikatny sposób dołącza sią do dyskusji i sugeruje swoje wątpliwości. Ale czasem wystarczy tylko stosować obraźliwe żarty.
Początkowo „partia 5 mao” działała tylko w chińskim internecie, szczególnie na Sina Weibo, chińskim odpowiedniku Twittera. Dziś jednak jest także bardzo aktywna za granicą. Jej działalność dała się szczególnie odczuć na Tajwanie w okresie rewolucji słoneczników, proteście, który wybuchł w marcu zeszłego roku i był zorganizowany przez tajwańskich studentów przeciwko coraz większemu uzależnianiu się wyspy od Pekinu. Zadaniem chińskiej armii internetowej było wtedy rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji o przywódcach ruchu studenckiego czy straszenie brutalnymi zamieszkami, do jakich miał doprowadzić protest. „Żołnierze” armii internetowej publikowali także swoje komentarze na stronach, które powstały za granicą, na przykład na Facebooku, gdzie społeczność międzynarodowa wyrażała poparcie dla manifestujących tajwańskich studentów. Później w podobny sposób „partia 5 mao” wykorzystana została także w Hongkongu, gdy wybuchła tam rewolucja parasoli, ruch domagający się wolnych wyborów w byłej brytyjskiej kolonii.
Ale chińska armia interetowa wychodzi poza chińskojęzyczny internet, coraz częściej prowadząc działalność dywersyjną i propagandową na zachodnich forach i portalach internetowych.
Gazeta Polska Codziennie
Już w 2007 r. ówczesny prezydent ChRL u Hu Jintao postulował, aby komunistyczny rząd „wkładał więcej wysiłku w zarządzanie opinią publiczną”. Jego następca Xi Jinping jesienią 2013 r. mówił już o tworzeniu „silnej armii internetowej”. Jej nieodzowną częścią jest tzw. partia 5 mao (1 mao to 10 groszy chińskich). Komuniści początkowo płacili chińskim internautom 50 groszy (5 mao) za umieszczanie na forach internetowych prorządowych komentarzy, a także za zbijanie dyskutujących z tropu, wprowadzając jakiś temat zastępczy. W tej chwili „partia 5 mao” to dobrze opłacani pracownicy rządowi, podlegający różnym ministerstwom i publikujący jako „zwykli obywatele” na forach i portalach społecznościowych w internecie (i to nie tylko w języku chińskim). Oficjalnie zatrudniani są jako „analitycy opinii w internecie” i zarabiają w granicach od 6 tys. do 8 tys. chińskich juanów (ok. 3,5 tys. do 4,6 tys. zł). Według rządowej gazety „China Daily”, przeciętna pensja w Pekinie wynosi 4,7 tys. juanów (ok. 2,4 tys. zł).
W całym Państwie Środka jest ponad 2 mln takich „analityków”. W promowaniu generalnego stanowiska władzy mają wolną rękę, ale w konkretnych sytuacjach podawane są im bardzo dokładne wytyczne i argumenty, jakich powinni używać.
W wypowiedzi dla chińskiego artysty i dysydenta Ai Weiwei jeden z pracowników armii internetowej tak opisał swoją pracę: „Prawie codziennie o 9 rano otrzymuję email od moich przełożonych z biura propagandy internetowej, działającego w ramach lokalnego samorządu. Mówi mi się w nim, jak mam komentować najnowsze wiadomości. Czasami podawane są mi konkretne strony internetowe, na których mam się wypowiadać, ale z reguły nie jestem w ten sposób ograniczany: wystarczy znaleźć odpowiednie wiadomości i komentować je”.
W tej samej wypowiedzi dla Ai Weiwei pracownik „partii 5 mao” mówi o rolach, jakie przychodzi mu odgrywać w internecie. Może być tzw. przywódcą w dyskusji na portalu internetowym, czyli osobą, która narzuca kierunek, w jakim potoczy się rozmowa. Dominuje ją swoim autorytarnym tonem i bardzo ostrymi argumentami. Jest także rola obserwującego, który w delikatny sposób dołącza sią do dyskusji i sugeruje swoje wątpliwości. Ale czasem wystarczy tylko stosować obraźliwe żarty.
Początkowo „partia 5 mao” działała tylko w chińskim internecie, szczególnie na Sina Weibo, chińskim odpowiedniku Twittera. Dziś jednak jest także bardzo aktywna za granicą. Jej działalność dała się szczególnie odczuć na Tajwanie w okresie rewolucji słoneczników, proteście, który wybuchł w marcu zeszłego roku i był zorganizowany przez tajwańskich studentów przeciwko coraz większemu uzależnianiu się wyspy od Pekinu. Zadaniem chińskiej armii internetowej było wtedy rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji o przywódcach ruchu studenckiego czy straszenie brutalnymi zamieszkami, do jakich miał doprowadzić protest. „Żołnierze” armii internetowej publikowali także swoje komentarze na stronach, które powstały za granicą, na przykład na Facebooku, gdzie społeczność międzynarodowa wyrażała poparcie dla manifestujących tajwańskich studentów. Później w podobny sposób „partia 5 mao” wykorzystana została także w Hongkongu, gdy wybuchła tam rewolucja parasoli, ruch domagający się wolnych wyborów w byłej brytyjskiej kolonii.
Ale chińska armia interetowa wychodzi poza chińskojęzyczny internet, coraz częściej prowadząc działalność dywersyjną i propagandową na zachodnich forach i portalach internetowych.
Gazeta Polska Codziennie
Komentarze
Prześlij komentarz