Hongkong odrzuca plan Pekinu
Głosami prodemokratycznych deputowanych Rada Legislacyjna Hongkongu odrzuciła projekt zmian
prawa wyborczego przygotowany przez Pekin. Projekt reformy w kształcie proponowanym przez ChRL – niezezwalający na w pełni wolne wybory – doprowadził wcześniej do 79-dniowej okupacji części ulic Hongkongu, czyli tzw. rewolucji parasoli.
17 czerwca w Radzie Legislacyjnej Hongkongu rozpoczęła się dyskusja, a następnego dnia w południe odbyło się głosowanie nad pakietem reform przygotowanych pod auspicjami komunistycznych władz w Pekinie. Główny punkt tych reform – sposób wybierania szefa administracji – zakładał, że wybór będzie możliwy tylko spośród dwóch lub trzech kandydatów zaakceptowanych przez komunistyczne władze Chin.
Pomimo ulicznych protestów Pekin nie chciał iść na ustępstwa i zgodzić się na całkowicie wolne wybory. Demokratyczna opozycja nazwała taki sposób elekcji kpiną z obietnicy przyznania Hongkongowi pełnej demokracji i zapowiadała, że będzie głosowała przeciwko projektowi. Od początku zakładano, że szanse na wprowadzenie nowego prawa na warunkach Pekinu są niewielkie, ponieważ aby weszło ono w życie, to spośród 70 parlamentarzystów musiałyby zagłosować za nim dwie trzecie.
W trakcie głosowania większości deputowanych z obozu popierającego Pekin nie było na sali obrad. W rezultacie za projektem zagłosowało tylko ośmiu deputowanych, a przeciwko było 28. Tym samym pekiński plan zmian prawa wyborczego w Hongkongu został odrzucony. Oznacza to, że w 2017 r. szef administracji Hongkongu zostanie wybrany na starych zasadach, czyli będzie wskazywany przez Komitet Elekcyjny. To ok. 1200 osób związanych z takimi sferami, jak biznes, przemysł, związki zawodowe, organizacje pozarządowe czy przedstawiciele organizacji religijnych. W rzeczywistości najsilniejsi w tej grupie są magnaci biznesowi. Wskazany lider ma chronić ich interesy, ale przede wszystkim musi być zaakceptowany przez Pekin.
Prodemokratyczni deputowani twierdzą, że nie ma większej różnicy pomiędzy poprzednim sposobem wyboru lidera Hongkongu a zmianami proponowanymi przez Pekin. W każdym wypadku musi to być osoba zatwierdzona przez komunistyczne władze ChRL. Demokraci uważają, że Chiny powinny wypełnić swoje obietnice wprowadzenia całkowicie wolnych wyborów w Hongkongu w 2017 r.
Wynik czwartkowego głosowania z pewnością nie zostanie dobrze przyjęty w Pekinie. Już kilka dni temu chińskie media ostrzegały, że weto to zagrożenie dla stabilności finansowego centrum, jakim jest Hongkong. Na spotkaniu z deputowanymi z Hongkongu, które odbyło się 31 maja w Shenzhen (miasto w Chinach bezpośrednio graniczące z Hongkongiem), jeden z chińskich urzędników uprzedził prodemokratycznych parlamentarzystów, że „jeśli zawetują reformy, to spotka ich kara”.
Od kilku dni przed Radą Legislacyjną gromadzili się przeciwnicy i zwolennicy reformy. Aby nie dopuścić do takich demonstracji jak w zeszłym roku, policja przygotowała większą liczbę oddziałów i powołała do służby w dniach obrad Rady Legislacyjnej emerytowanych funkcjonariuszy. Łącznie w pogotowiu jest 8 tys. policjantów, czyli o 2 tys. więcej niż w okresie rewolucji parasoli.
Gazeta Polska Codziennie
prawa wyborczego przygotowany przez Pekin. Projekt reformy w kształcie proponowanym przez ChRL – niezezwalający na w pełni wolne wybory – doprowadził wcześniej do 79-dniowej okupacji części ulic Hongkongu, czyli tzw. rewolucji parasoli.
17 czerwca w Radzie Legislacyjnej Hongkongu rozpoczęła się dyskusja, a następnego dnia w południe odbyło się głosowanie nad pakietem reform przygotowanych pod auspicjami komunistycznych władz w Pekinie. Główny punkt tych reform – sposób wybierania szefa administracji – zakładał, że wybór będzie możliwy tylko spośród dwóch lub trzech kandydatów zaakceptowanych przez komunistyczne władze Chin.
Pomimo ulicznych protestów Pekin nie chciał iść na ustępstwa i zgodzić się na całkowicie wolne wybory. Demokratyczna opozycja nazwała taki sposób elekcji kpiną z obietnicy przyznania Hongkongowi pełnej demokracji i zapowiadała, że będzie głosowała przeciwko projektowi. Od początku zakładano, że szanse na wprowadzenie nowego prawa na warunkach Pekinu są niewielkie, ponieważ aby weszło ono w życie, to spośród 70 parlamentarzystów musiałyby zagłosować za nim dwie trzecie.
W trakcie głosowania większości deputowanych z obozu popierającego Pekin nie było na sali obrad. W rezultacie za projektem zagłosowało tylko ośmiu deputowanych, a przeciwko było 28. Tym samym pekiński plan zmian prawa wyborczego w Hongkongu został odrzucony. Oznacza to, że w 2017 r. szef administracji Hongkongu zostanie wybrany na starych zasadach, czyli będzie wskazywany przez Komitet Elekcyjny. To ok. 1200 osób związanych z takimi sferami, jak biznes, przemysł, związki zawodowe, organizacje pozarządowe czy przedstawiciele organizacji religijnych. W rzeczywistości najsilniejsi w tej grupie są magnaci biznesowi. Wskazany lider ma chronić ich interesy, ale przede wszystkim musi być zaakceptowany przez Pekin.
Prodemokratyczni deputowani twierdzą, że nie ma większej różnicy pomiędzy poprzednim sposobem wyboru lidera Hongkongu a zmianami proponowanymi przez Pekin. W każdym wypadku musi to być osoba zatwierdzona przez komunistyczne władze ChRL. Demokraci uważają, że Chiny powinny wypełnić swoje obietnice wprowadzenia całkowicie wolnych wyborów w Hongkongu w 2017 r.
Wynik czwartkowego głosowania z pewnością nie zostanie dobrze przyjęty w Pekinie. Już kilka dni temu chińskie media ostrzegały, że weto to zagrożenie dla stabilności finansowego centrum, jakim jest Hongkong. Na spotkaniu z deputowanymi z Hongkongu, które odbyło się 31 maja w Shenzhen (miasto w Chinach bezpośrednio graniczące z Hongkongiem), jeden z chińskich urzędników uprzedził prodemokratycznych parlamentarzystów, że „jeśli zawetują reformy, to spotka ich kara”.
Od kilku dni przed Radą Legislacyjną gromadzili się przeciwnicy i zwolennicy reformy. Aby nie dopuścić do takich demonstracji jak w zeszłym roku, policja przygotowała większą liczbę oddziałów i powołała do służby w dniach obrad Rady Legislacyjnej emerytowanych funkcjonariuszy. Łącznie w pogotowiu jest 8 tys. policjantów, czyli o 2 tys. więcej niż w okresie rewolucji parasoli.
Gazeta Polska Codziennie
Komentarze
Prześlij komentarz