Shinzo Abe idzie na wojnę
Żołnierze japońscy wezmą udział w amerykańsko-australijskich manewrach, które w lipcu tego roku odbędą się w Australii. Konserwatywny przywódca Kraju Kwitnącej Wiśni Shinzo Abe realizuje obietnice wyborcze – odejście od pacyfizmu, pogłębianie dotychczasowych sojuszów, budowanie silnej pozycji Japonii w sferze militarnej, a przede wszystkim stawienie czoła ekspansywnym Chinom. Sukces Abe jest tym większy, że jeszcze kilka lat temu mówiono o nim jako o polityku przegranym.
W japońsko-australijsko-amerykańskich manewrach, które zaplanowano na 7–21 lipca, będzie uczestniczyło 27 tys. żołnierzy, w tym kontyngent z Japonii liczący 40 żołnierzy. Coraz większa wojskowa obecność Japonii w Azji to odpowiedź na kroki, jakie podejmuje w regionie Pekin. Chiny budują m.in. sztuczne wyspy na Morzu Południowochińskim, na których mają znaleźć się bazy wojskowe. Ponadto Pekin i Tokio od lat toczą spór o kontrolowane przez Japonię wyspy Senkaku na Morzu Wschodniochińskim.
W trakcie kwietniowej wizyty Shinzo Abe w USA sekretarz stanu John Kerry zapewnił, że Waszyngton podtrzymuje swoje zobowiązanie do obrony wszystkich terytoriów pozostających pod administracją Japonii, w tym także wysp Senkaku. Na takie ujęcie sprawy – wymienienie z nazwy wysp Senkaku, której to nazwy Chiny nie uznają – nie zdobyła się żadna poprzednia administracja USA.
Sojusz wojskowy USA-Japonia
O wzmacnianiu się sojuszu pomiędzy Tokio i Waszyngtonem świadczy nie tylko ta deklaracja amerykańskiego polityka czy przemówienie Shinzo Abe jako pierwszego w historii japońskiego premiera przed obiema izbami Kongresu Stanów Zjednoczonych. Wizyta premiera Abe w USA została uznana za historyczną, bo po raz drugi dokonano rewizji zasad obowiązującego od 1960 r. japońsko-amerykańskiego sojuszu wojskowego (pierwszych korekt dokonano w 1997 r.). Traktat o współpracy w dziedzinie obrony zobowiązywał dotychczas USA do niesienia pomocy Japonii w razie zaatakowania jej przez jakiekolwiek państwo. Jednak w myśl nowych ustaleń sojuszniczych Kraj Kwitnącej Wiśni będzie zobowiązany do zapewnienia wsparcia logistycznego armii amerykańskiej zaangażowanej w konflikty zbrojne poza bezpośrednim sąsiedztwem Japonii, np. na Morzu Południowochińskim. Tokio ma także chronić amerykańskie bazy w Azji i będzie mogło przyjść z pomocą siłom USA zagrożonym np. na Bliskim Wschodzie.
Rozszerzona samoobrona
By móc zmienić zasady sojuszu z USA, Japonia musiała dokonać reinterpretacji konstytucji. Jej pacyfistyczne zapisy ograniczały armię Japonii do sił samoobrony (Jieita), którym zezwalały udzielać wsparcia armii amerykańskiej tylko wtedy, gdy uczestniczyła ona w działaniach obronnych Kraju Kwitnącej Wiśni. Dlatego konserwatywny rząd premiera Shinzo Abe zatwierdził w lipcu 2014 r. nową wykładnię konstytucji. W myśl tej interpretacji japońska armia może działać w ramach tzw. zbiorowej samoobrony, czyli może użyć siły w obronie zaatakowanych sojuszników, nawet jeśli Japonia nie zostanie zaatakowana bezpośrednio.
Shinzo Abe poszerza wpływy Japonii i stawia wyzwanie Chinom nie tylko w sferze militarnej. Kilka dni temu japoński premier ogłosił, że Japonia zwiększy inwestycje w infrastrukturę w Azji i przeznaczy na to 100 mld dol. Jest to odpowiedź na chińską inicjatywę, Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB), do którego przystąpiło 57 państw, w tym Niemcy, Rosja i Polska. Ostateczny kapitał tego banku ma wynosić 100 mld dol. USA i Japonia nie przystąpiły do chińskiego projektu ze względu na wątpliwości, jakie budzą standardy zarządzania bankiem oraz procedury selekcji instytucji kwalifikujących się do uzyskania kredytu z AIIB.
Niskie podatki – silna rodzina
Shinzo Abe, który używa Facebooka do bezpośredniego komunikowania się z Japończykami i ze względu na swój dynamizm nazywany jest „prawicowym jastrzębiem”, konsekwentnie realizuje swoją misję, którą opisał w książce „Ku pięknemu krajowi – moja wizja dla Japonii”. Chodzi o propagowanie wartości konserwatywnych, zmniejszenie liczby urzędników państwowych, cięć podatkowych, silnej armii i sprzeciwianie się złu, jakim są komunizm i terroryzm.
Akceptacja społeczna dla poczynań premiera może dziwić, gdy weźmie się pod uwagę, że jeszcze w 2007 r. – po roku sprawowania stanowiska premiera i po porażce w wyborach do wyższej izby parlamentu – podał się do dymisji i uważano go za polityka skończonego.
W grudniu 2012 r. prawicowa partia Shinzo Abe, Partia Liberalno-Demokratyczna (PLD), pokonała socjalistów i Abe znów stanął na czele rządu. Od tego momentu można mówić o paśmie wyborczych sukcesów konserwatystów w Japonii.
Gazeta Polska Codziennie
W japońsko-australijsko-amerykańskich manewrach, które zaplanowano na 7–21 lipca, będzie uczestniczyło 27 tys. żołnierzy, w tym kontyngent z Japonii liczący 40 żołnierzy. Coraz większa wojskowa obecność Japonii w Azji to odpowiedź na kroki, jakie podejmuje w regionie Pekin. Chiny budują m.in. sztuczne wyspy na Morzu Południowochińskim, na których mają znaleźć się bazy wojskowe. Ponadto Pekin i Tokio od lat toczą spór o kontrolowane przez Japonię wyspy Senkaku na Morzu Wschodniochińskim.
W trakcie kwietniowej wizyty Shinzo Abe w USA sekretarz stanu John Kerry zapewnił, że Waszyngton podtrzymuje swoje zobowiązanie do obrony wszystkich terytoriów pozostających pod administracją Japonii, w tym także wysp Senkaku. Na takie ujęcie sprawy – wymienienie z nazwy wysp Senkaku, której to nazwy Chiny nie uznają – nie zdobyła się żadna poprzednia administracja USA.
Sojusz wojskowy USA-Japonia
O wzmacnianiu się sojuszu pomiędzy Tokio i Waszyngtonem świadczy nie tylko ta deklaracja amerykańskiego polityka czy przemówienie Shinzo Abe jako pierwszego w historii japońskiego premiera przed obiema izbami Kongresu Stanów Zjednoczonych. Wizyta premiera Abe w USA została uznana za historyczną, bo po raz drugi dokonano rewizji zasad obowiązującego od 1960 r. japońsko-amerykańskiego sojuszu wojskowego (pierwszych korekt dokonano w 1997 r.). Traktat o współpracy w dziedzinie obrony zobowiązywał dotychczas USA do niesienia pomocy Japonii w razie zaatakowania jej przez jakiekolwiek państwo. Jednak w myśl nowych ustaleń sojuszniczych Kraj Kwitnącej Wiśni będzie zobowiązany do zapewnienia wsparcia logistycznego armii amerykańskiej zaangażowanej w konflikty zbrojne poza bezpośrednim sąsiedztwem Japonii, np. na Morzu Południowochińskim. Tokio ma także chronić amerykańskie bazy w Azji i będzie mogło przyjść z pomocą siłom USA zagrożonym np. na Bliskim Wschodzie.
Rozszerzona samoobrona
By móc zmienić zasady sojuszu z USA, Japonia musiała dokonać reinterpretacji konstytucji. Jej pacyfistyczne zapisy ograniczały armię Japonii do sił samoobrony (Jieita), którym zezwalały udzielać wsparcia armii amerykańskiej tylko wtedy, gdy uczestniczyła ona w działaniach obronnych Kraju Kwitnącej Wiśni. Dlatego konserwatywny rząd premiera Shinzo Abe zatwierdził w lipcu 2014 r. nową wykładnię konstytucji. W myśl tej interpretacji japońska armia może działać w ramach tzw. zbiorowej samoobrony, czyli może użyć siły w obronie zaatakowanych sojuszników, nawet jeśli Japonia nie zostanie zaatakowana bezpośrednio.
Shinzo Abe poszerza wpływy Japonii i stawia wyzwanie Chinom nie tylko w sferze militarnej. Kilka dni temu japoński premier ogłosił, że Japonia zwiększy inwestycje w infrastrukturę w Azji i przeznaczy na to 100 mld dol. Jest to odpowiedź na chińską inicjatywę, Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB), do którego przystąpiło 57 państw, w tym Niemcy, Rosja i Polska. Ostateczny kapitał tego banku ma wynosić 100 mld dol. USA i Japonia nie przystąpiły do chińskiego projektu ze względu na wątpliwości, jakie budzą standardy zarządzania bankiem oraz procedury selekcji instytucji kwalifikujących się do uzyskania kredytu z AIIB.
Niskie podatki – silna rodzina
Shinzo Abe, który używa Facebooka do bezpośredniego komunikowania się z Japończykami i ze względu na swój dynamizm nazywany jest „prawicowym jastrzębiem”, konsekwentnie realizuje swoją misję, którą opisał w książce „Ku pięknemu krajowi – moja wizja dla Japonii”. Chodzi o propagowanie wartości konserwatywnych, zmniejszenie liczby urzędników państwowych, cięć podatkowych, silnej armii i sprzeciwianie się złu, jakim są komunizm i terroryzm.
Akceptacja społeczna dla poczynań premiera może dziwić, gdy weźmie się pod uwagę, że jeszcze w 2007 r. – po roku sprawowania stanowiska premiera i po porażce w wyborach do wyższej izby parlamentu – podał się do dymisji i uważano go za polityka skończonego.
W grudniu 2012 r. prawicowa partia Shinzo Abe, Partia Liberalno-Demokratyczna (PLD), pokonała socjalistów i Abe znów stanął na czele rządu. Od tego momentu można mówić o paśmie wyborczych sukcesów konserwatystów w Japonii.
Gazeta Polska Codziennie
Komentarze
Prześlij komentarz