Spotkanie pomiędzy prezydentami Chin Ludowych i USA
Piątkowe spotkanie pomiędzy prezydentami Chin Ludowych i USA, Xi Jinpingiem i Barackiem Obamą w Waszyngtonie określa się jako dobre, mimo że nie przyniosło ono żadnego rozwiązania w kwestiach najbardziej spornych. Obu przywódcom chodziło raczej o to, by nie pogorszyć i tak już napiętych relacji. Xi Jinping chciał przede wszystkim, aby wizyta w Waszyngtonie poprawiła jego nadszarpnięty w ostatnich miesiącach wizerunek silnego chińskiego wodza.
Zarówno Obama, jak i Xi zdawali sobie sprawę, że naciskanie na konkretne rozwiązanie w kwestiach spornych mogłoby tylko zaostrzyć i tak już złe relacje amerykańsko-chińskie. Skupiono się więc na działalności szpiegowskiej w cyberprzestrzeni, gdzie puste deklaracje i obietnice artykułowano już niejeden raz. Pekin, który odrzuca zarzuty Waszyngtonu, jakoby prowadził cyberataki na amerykańskie komputery rządowe, a także dokonywał kradzieży tajemnic handlowych, tym razem obiecał, że w przyszłości nie będzie prowadził ani też świadomie wspierał hakerskich kradzieży własności intelektualnej.
Nie mogło też zabraknąć tematu, który stał się niemalże lejtmotywem administracji Obamy, tj. walki z ociepleniem klimatu. Zgodnie ze wspólną deklaracją, Chiny zobowiązały się do ustanowienia od 2017 r. systemu kwot emisji CO2, który istnieje już na rynku UE. Ponadto Chiny zobowiązały się, że przeznaczą 3,1 mld dol., by pomóc krajom rozwijającym się walczyć z ociepleniem klimatu.
Mimo że Obama nie chciał rozdrażnić chińskiego prezydenta, to w trakcie rozmów z Xi przypomniał, że USA obowiązuje tzw. Taiwan Relation Act, sojusz z Tajwanem, który de facto nakłada na USA obowiązek obrony wyspy, a także że USA popierają dążenia Tybetańczyków do zachowania ich religijnej i kulturowej tożsamości.
Według chińskiego komentatora politycznego mieszkającego w USA Chen Pokonga, prezydent Xi starał się wykorzystać wizytę propagandowo w samych Chinach.
Partia komunistyczna w ChRL głosi, że tylko ona jest gwarantem stabilności, dobrobytu i bezpieczeństwa. W ostatnich miesiącach wydarzył się jednak krach na giełdzie w Szanghaju (od połowy czerwca w ciągu miesiąca z chińskiej giełdy wyparowała kwota równa sześciu PKB Polski w 2014 r.), a zaraz potem doszło do wybuchu w mieście Tianjin (zginęło w nim ponad 160 osób), spowodowanego nieprzestrzeganiem zasad bezpieczeństwa. Chińscy internauci ustalili, że do podobnych wybuchów w zakładach pracy w ChRL dochodzi co tydzień. Problemy z gospodarką, bezpieczeństwem, zatrutym środowiskiem i coraz więcej sygnałów o zaciętej walce o władzę pomiędzy prezydentem Xi a byłym prezydentem Jiang Zeminem, kierującym tzw. frakcją szanghajską w KPCh, powodują, że Chińczycy zaczęli powątpiewać w siłę partii. Prezydent Xi Jinping musiał więc pokazać, że panuje nad sytuacją, jest silnym przywódcą liczącym się na arenie międzynarodowej. Temu służył ogromny pokaz siły wojskowej na defiladzie z okazji 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej i wizyta w USA. Media chińskie relacjonowały każdy krok prezydenta Xi i jego małżonki i oczywiście pominęły protesty, jakie odbywały się w miejscach, które odwiedzał chiński lider.
Xi Jinpingowi nie udało się jednak zdominować mediów amerykańskich. Zainteresowanie wizytą chińskiego przywódcy w USA było dużo mniejsze niż zwykle, bo odbywało się w cieniu trwającej równolegle pielgrzymki papieża Franciszka. Gdy prezydent Xi był przyjmowany w Białym Domu, główne media amerykańskie transmitowały na żywo wystąpienie Ojca Świętego w ONZ-ecie.
Gazeta Polska Codziennie
Zarówno Obama, jak i Xi zdawali sobie sprawę, że naciskanie na konkretne rozwiązanie w kwestiach spornych mogłoby tylko zaostrzyć i tak już złe relacje amerykańsko-chińskie. Skupiono się więc na działalności szpiegowskiej w cyberprzestrzeni, gdzie puste deklaracje i obietnice artykułowano już niejeden raz. Pekin, który odrzuca zarzuty Waszyngtonu, jakoby prowadził cyberataki na amerykańskie komputery rządowe, a także dokonywał kradzieży tajemnic handlowych, tym razem obiecał, że w przyszłości nie będzie prowadził ani też świadomie wspierał hakerskich kradzieży własności intelektualnej.
Nie mogło też zabraknąć tematu, który stał się niemalże lejtmotywem administracji Obamy, tj. walki z ociepleniem klimatu. Zgodnie ze wspólną deklaracją, Chiny zobowiązały się do ustanowienia od 2017 r. systemu kwot emisji CO2, który istnieje już na rynku UE. Ponadto Chiny zobowiązały się, że przeznaczą 3,1 mld dol., by pomóc krajom rozwijającym się walczyć z ociepleniem klimatu.
Mimo że Obama nie chciał rozdrażnić chińskiego prezydenta, to w trakcie rozmów z Xi przypomniał, że USA obowiązuje tzw. Taiwan Relation Act, sojusz z Tajwanem, który de facto nakłada na USA obowiązek obrony wyspy, a także że USA popierają dążenia Tybetańczyków do zachowania ich religijnej i kulturowej tożsamości.
Według chińskiego komentatora politycznego mieszkającego w USA Chen Pokonga, prezydent Xi starał się wykorzystać wizytę propagandowo w samych Chinach.
Partia komunistyczna w ChRL głosi, że tylko ona jest gwarantem stabilności, dobrobytu i bezpieczeństwa. W ostatnich miesiącach wydarzył się jednak krach na giełdzie w Szanghaju (od połowy czerwca w ciągu miesiąca z chińskiej giełdy wyparowała kwota równa sześciu PKB Polski w 2014 r.), a zaraz potem doszło do wybuchu w mieście Tianjin (zginęło w nim ponad 160 osób), spowodowanego nieprzestrzeganiem zasad bezpieczeństwa. Chińscy internauci ustalili, że do podobnych wybuchów w zakładach pracy w ChRL dochodzi co tydzień. Problemy z gospodarką, bezpieczeństwem, zatrutym środowiskiem i coraz więcej sygnałów o zaciętej walce o władzę pomiędzy prezydentem Xi a byłym prezydentem Jiang Zeminem, kierującym tzw. frakcją szanghajską w KPCh, powodują, że Chińczycy zaczęli powątpiewać w siłę partii. Prezydent Xi Jinping musiał więc pokazać, że panuje nad sytuacją, jest silnym przywódcą liczącym się na arenie międzynarodowej. Temu służył ogromny pokaz siły wojskowej na defiladzie z okazji 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej i wizyta w USA. Media chińskie relacjonowały każdy krok prezydenta Xi i jego małżonki i oczywiście pominęły protesty, jakie odbywały się w miejscach, które odwiedzał chiński lider.
Xi Jinpingowi nie udało się jednak zdominować mediów amerykańskich. Zainteresowanie wizytą chińskiego przywódcy w USA było dużo mniejsze niż zwykle, bo odbywało się w cieniu trwającej równolegle pielgrzymki papieża Franciszka. Gdy prezydent Xi był przyjmowany w Białym Domu, główne media amerykańskie transmitowały na żywo wystąpienie Ojca Świętego w ONZ-ecie.
Gazeta Polska Codziennie
Komentarze
Prześlij komentarz