Sukces USA i Japonii - Partnerstwo Transpacyficzne
Podczas gdy uzgodnienie warunków ratyfikacji Partnerstwa Transpacyficznego (TPP) powszechnie uważa się za sukces Waszyngtonu i Tokio, władze Chin Ludowych starają się zbagatelizować znaczenie umowy, która stworzy największą na świecie strefę wolnego handlu. Pekin przedstawia projekty swoich sojuszy jako przeciwwagę dla TPP. W tym tak reklamowaną w Polsce strategię „jednego pasa jednej drogi” (chodzi o nowy chiński Jedwabny Szlak).
Gdy tylko w ubiegłym tygodniu ogłoszono, że po pięciu latach negocjacji 12 państw, w tym: USA, Japonia, Kanada, Meksyk, Australia, Wietnam Malezja i Singapur, osiągnęło porozumienie dotyczące Partnerstwa Transpacyficznego, rzecznik chińskiego ministerstwa handlu marginalizował znaczenie tego wydarzenia. Stwierdził, że TPP jest jednym z wielu porozumień, jakie zostały lub będą zawarte w regionie.
Pekin buduje narrację, według której Partnerstwo Transpacyficzne nie będzie miało większego wpływu na Chiny. Komunistyczny dziennik „Global Times” w komentarzu redakcyjnym stwierdza, że choć USA „starają się przedstawić umowę jako wymierzoną w Chiny”, to w rzeczywistości TPP w niewielkim stopniu odciśnie piętno na chińskiej gospodarce. Autor komentarza z jednej strony przypomina, że w ramach porozumienia funkcjonować będzie 40 proc. światowego handlu, a z drugiej – określa umowę jako regionalną i mającą mieć „ograniczoną żywotność bez udziału drugiej gospodarki na świecie”, czyli ChRL u.
„Global Times” nie wróży porozumieniu sukcesu, bo państwa, których ono dotyczy, są także ekonomicznie powiązane z Państwem Środka. „Chiny są ważnym partnerem handlowym Japonii, Singapuru i Australii, a drugim partnerem handlowym USA. To jest więc plan, którego nie można nazwać perfekcyjnym bez udziału Chin” – czytamy na łamach komunistycznego dziennika.
Pekin przekonuje, że znaczenie Partnerstwa Transpacyficznego dla gospodarki Państwa Środka będzie ograniczone, bo Chiny także zawierają lub dążą do zawarcia umów o wolnym handlu (FTA) z wieloma państwami. Agencja prasowa Xinhua przypomina, że ChRL podpisała już porozumienia o wolnym handlu z Koreą Południową i Australią, a także prowadzi negocjacje w sprawie Regionalnego Kompleksowego Partnerstwa Gospodarczego (RCEP) i strategii „jednego pasa jednej drogi”. Oba te plany wydają się jednak dalekie od realizacji.
Promowana w Polsce m.in. przez Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ) strategia „jednego pasa jednej drogi”, zwana inaczej Nowym Jedwabnym Szlakiem, a będąca planem rozbudowy sieci infrastruktury łączącej ze sobą Chiny, kraje Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu i Europę, ma powstać nie wcześniej niż w 2040 r. Przy obecnych problemach gospodarki chińskiej pojawia się jednak coraz więcej głosów powątpiewających w realizację tego modelu współpracy.
Utknęły także w miejscu rozpoczęte w maju 2013 r. negocjacje umowy RCEP między Stowarzyszeniem Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) a sześcioma państwami regionu, które mają ze Stowarzyszeniem dwustronne umowy o wolnym handlu (FTA) – Chinami, Japonią, Koreą Południową, Indiami, Australią i Nową Zelandią.
Pekin co prawda wznowił rozmowy po ogłoszeniu porozumienia dotyczącego TPP, ale nawet jeśli umowa RCEP, zwana też chińskim porozumieniem o wolnym handlu, zostanie zawarta, to według Joshuy P. Melzera, eksperta od prawa i umów międzynarodowych z amerykańskiego think tanku Brookings Institution, „ani na poziomie ambicji, ani zasięgu nie będzie ona realną alternatywą dla TPP”.
Mimo bagatelizowania przez Pekin znaczenia Partnerstwa Transpacyficznego de facto jest to wyraz obaw przed negatywnym wpływem porozumienia na chińską gospodarkę. Amerykański think tank Peterson Institute for International Economics szacuje, że po ratyfikacji TPP ChRL każdego roku będzie traciła blisko 35 mld dolarów.
Agencja Xinhua informuje, że nie należy wykluczyć, iż „w odpowiednim czasie” Chiny przystąpią do Partnerstwa. Jednak na łamach czasopisma „The National Interest” Gordon G. Chang, amerykański prawnik, często występujący jako ekspert w sprawach Chin i Korei Północnej w programach amerykańskich stacji, twierdzi, że „Chiny muszą pozostać poza TPP, ponieważ nie są w stanie sprostać wysokim standardom zawartym w pakcie”. Chang uważa, że nawet jeśli Chiny wypełniłyby wymogi co do prawa pracy, bezpieczeństwa żywności oraz zasad ochrony środowiska, to fakt, że będą musiały „wprowadzić ograniczenia w działalności gospodarczej dla przedsiębiorstw państwowych, oznaczałby zasadniczą zmianę w chińskim modelu gospodarczym i pozwalałby na szerszy dostęp do internetu dla obywateli, co znowu uderzyłoby w serce quasi-monopolu partii komunistycznej w sferze informacji”.
Gazeta Polska Codziennie
Gdy tylko w ubiegłym tygodniu ogłoszono, że po pięciu latach negocjacji 12 państw, w tym: USA, Japonia, Kanada, Meksyk, Australia, Wietnam Malezja i Singapur, osiągnęło porozumienie dotyczące Partnerstwa Transpacyficznego, rzecznik chińskiego ministerstwa handlu marginalizował znaczenie tego wydarzenia. Stwierdził, że TPP jest jednym z wielu porozumień, jakie zostały lub będą zawarte w regionie.
Pekin buduje narrację, według której Partnerstwo Transpacyficzne nie będzie miało większego wpływu na Chiny. Komunistyczny dziennik „Global Times” w komentarzu redakcyjnym stwierdza, że choć USA „starają się przedstawić umowę jako wymierzoną w Chiny”, to w rzeczywistości TPP w niewielkim stopniu odciśnie piętno na chińskiej gospodarce. Autor komentarza z jednej strony przypomina, że w ramach porozumienia funkcjonować będzie 40 proc. światowego handlu, a z drugiej – określa umowę jako regionalną i mającą mieć „ograniczoną żywotność bez udziału drugiej gospodarki na świecie”, czyli ChRL u.
„Global Times” nie wróży porozumieniu sukcesu, bo państwa, których ono dotyczy, są także ekonomicznie powiązane z Państwem Środka. „Chiny są ważnym partnerem handlowym Japonii, Singapuru i Australii, a drugim partnerem handlowym USA. To jest więc plan, którego nie można nazwać perfekcyjnym bez udziału Chin” – czytamy na łamach komunistycznego dziennika.
Pekin przekonuje, że znaczenie Partnerstwa Transpacyficznego dla gospodarki Państwa Środka będzie ograniczone, bo Chiny także zawierają lub dążą do zawarcia umów o wolnym handlu (FTA) z wieloma państwami. Agencja prasowa Xinhua przypomina, że ChRL podpisała już porozumienia o wolnym handlu z Koreą Południową i Australią, a także prowadzi negocjacje w sprawie Regionalnego Kompleksowego Partnerstwa Gospodarczego (RCEP) i strategii „jednego pasa jednej drogi”. Oba te plany wydają się jednak dalekie od realizacji.
Promowana w Polsce m.in. przez Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ) strategia „jednego pasa jednej drogi”, zwana inaczej Nowym Jedwabnym Szlakiem, a będąca planem rozbudowy sieci infrastruktury łączącej ze sobą Chiny, kraje Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu i Europę, ma powstać nie wcześniej niż w 2040 r. Przy obecnych problemach gospodarki chińskiej pojawia się jednak coraz więcej głosów powątpiewających w realizację tego modelu współpracy.
Utknęły także w miejscu rozpoczęte w maju 2013 r. negocjacje umowy RCEP między Stowarzyszeniem Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) a sześcioma państwami regionu, które mają ze Stowarzyszeniem dwustronne umowy o wolnym handlu (FTA) – Chinami, Japonią, Koreą Południową, Indiami, Australią i Nową Zelandią.
Pekin co prawda wznowił rozmowy po ogłoszeniu porozumienia dotyczącego TPP, ale nawet jeśli umowa RCEP, zwana też chińskim porozumieniem o wolnym handlu, zostanie zawarta, to według Joshuy P. Melzera, eksperta od prawa i umów międzynarodowych z amerykańskiego think tanku Brookings Institution, „ani na poziomie ambicji, ani zasięgu nie będzie ona realną alternatywą dla TPP”.
Mimo bagatelizowania przez Pekin znaczenia Partnerstwa Transpacyficznego de facto jest to wyraz obaw przed negatywnym wpływem porozumienia na chińską gospodarkę. Amerykański think tank Peterson Institute for International Economics szacuje, że po ratyfikacji TPP ChRL każdego roku będzie traciła blisko 35 mld dolarów.
Agencja Xinhua informuje, że nie należy wykluczyć, iż „w odpowiednim czasie” Chiny przystąpią do Partnerstwa. Jednak na łamach czasopisma „The National Interest” Gordon G. Chang, amerykański prawnik, często występujący jako ekspert w sprawach Chin i Korei Północnej w programach amerykańskich stacji, twierdzi, że „Chiny muszą pozostać poza TPP, ponieważ nie są w stanie sprostać wysokim standardom zawartym w pakcie”. Chang uważa, że nawet jeśli Chiny wypełniłyby wymogi co do prawa pracy, bezpieczeństwa żywności oraz zasad ochrony środowiska, to fakt, że będą musiały „wprowadzić ograniczenia w działalności gospodarczej dla przedsiębiorstw państwowych, oznaczałby zasadniczą zmianę w chińskim modelu gospodarczym i pozwalałby na szerszy dostęp do internetu dla obywateli, co znowu uderzyłoby w serce quasi-monopolu partii komunistycznej w sferze informacji”.
Gazeta Polska Codziennie
Komentarze
Prześlij komentarz