Szaszłyk z psa na impotencję, czyli barbarzyństwo po chińsku
Chiny chcą być mocarstwem, z którego głosem każdy ma się liczyć. Okazuje się, że nawet miłośnicy zwierząt powinni dostosowywać się do Pekinu, który chce dyktować warunki nawet takim organizacjom jak Międzynarodowy Związek Kynologiczny (FCI). Nie po to jednak, aby upominać się o maltretowane zwierzęta – tu akurat Chińczycy twierdzą, że tradycja usprawiedliwia ich okrucieństwo wobec czworonogów. Chodzi o to, by organizacje takie jak FCI wykorzystywać do szerzenia swojej agendy politycznej
W Chinach Ludowych w mieście Yulin w prowincji Shaanxi zakończył się niedawno Festiwal Psiego Mięsa, na którym zabija się co roku 10 tys. psów, aby serwować je jako przysmaki. Sceny, jakie tu można zaobserwować, są zatrważające. Psy kąpane są we wrzątku i ściąga się z nich skórę żywcem. Niektóre z czworonogów są traktowane prądem. Ale w Państwie Środka nie brakuje amatorów psiego i kociego mięsa. Wierzą oni, że ma ono właściwości rozgrzewające i może leczyć impotencję. Liczy się także sposób przygotowania. Jak pisze na swoich stronach fundacja Animals Freedom (AM), mięso psa jest delikatniejsze, jeśli zwierzę było zbite na śmierć. „Pies zostaje ogłuszony, ale nie na tyle, by stracił przytomność” – czytamy w dokumencie AM. Krótko mówiąc, Chińczycy uważają, że im pies więcej wycierpi, tym mięso lepiej smakuje. Fundacja Animals Freedom ostrzega także, że psie mięso dostępne jest w wielu chińskich supermarketach i na straganach. Jill Robinson, kierująca organizacją Animals Asia (AA), twierdzi, że w Chinach „zdecydowana większość psów i kotów to zwierzęta kradzione, często zatrute”, więc ci, którzy decydują się na ich konsumpcję, ryzykują chorobę. Chiny zajmują drugie miejsce w rankingu państw z największą liczbą przypadków wścieklizny. Epidemię SARS, która wybuchła na przełomie 2002 i 2003 r. w ChRL i rozprzestrzeniła się na wiele krajów, wywołał łaskun chiński – drapieżny ssak, który także jest przysmakiem w Państwie Środka.
Niedorzeczny argument o tradycjiChińczycy konsumujący psie mięso powołują się często na starożytną tradycję. W Chinach jedzono psy ponad 2 tys. lat temu. Jednak są państwa, choćby takie jak Tajwan, w których także jedzono psie mięso i argumentowano to tradycją. Tam jednak władze i organizacje broniące praw zwierząt przeprowadziły kampanie edukacyjne, a w 1998 r. wprowadzono na Tajwanie prawo zakazujące spożywania psiego mięsa. Na wyspie istnieją bardzo surowe kary dla osób, które dopuszczą się procederu jego sprzedawania i spożywania. Podobnie wygląda sytuacja w Hongkongu i Singapurze, gdzie konsumpcję psiego mięsa zdelegalizowano w latach 50. ub. wieku. Argument, że w krajach Dalekiego Wschodu obowiązują inne normy cywilizacyjne i kulturowe i dlatego wykorzenienie tradycji jedzenia psów i kotów jest niemożliwe, obalają nie tylko przykłady Tajwanu, Hongkongu czy Singapuru, lecz także doświadczenie Japonii. Kraj Kwitnącej Wiśni dużo wcześniej niż wiele państw zachodnich wprowadził w swoim prawodawstwie ochronę psów. Argumentowano to m.in. tym, że pies to nie tylko najwierniejszy towarzysz człowieka, lecz także stworzenie, które często ratuje ludzkie życie.Jest też tak, że ze względu na propagowane okrucieństwo odstąpiono od licznych praktyk stosowanych w wielowiekowej tradycji. Tak upadł np. chiński zwyczaj krępowania stóp dziewczynkom. Krótkie stopy były symbolem wytworności i zapewniały właścicielce dobre zamążpójście. Stopy owijano bandażem, tak aby zagiąć palce (z wyjątkiem wielkiego) w kierunku pięty, co doprowadzało do złamania kości śródstopia. Powstające na skutek złamania otwarte rany niosły ryzyko zakażenia i powikłań. Szacuje się, że na skutek tej praktyki umierało co najmniej 10 proc. dziewcząt. Ze względu na tak okrutne okaleczanie kobiet praktyki te zostały zakazane po upadku chińskiego cesarstwa w 1912 r.
FCI podporządkowuje się ChinomDziś wielu miłośników zwierząt uważa, że Chiny powinny zakazać jedzenia psiego i kociego mięsa, a powinna o to zabiegać Międzynarodowa Federacja Kynologiczna. Ta jednak wydaje się nie tylko nie słuchać głosu swoich członków w państwach zachodnich, ale wręcz nagradza Pekin. Taką formą wyróżnienia dla Państwa Środka jest decyzja podjęta na początku czerwca br. przez FCI, aby Światowa Wystawa Psów (WDS) odbyła się w 2019 r. w Szanghaju.Przeciwnicy takiego rozstrzygnięcia twierdzą, że dopóki Pekin nie zakaże Festiwalu Psiego Mięsa, a jedzenie mięsa tych zwierząt nie będzie zdelegalizowane, Światowa Wystawa Psów nie powinna odbywać się w Chinach.„Światowa Wystawa Psów jest świętem psów. Norweski Związek Kynologiczny w związku z tym nie może zaakceptować, że WDS ma odbyć się w kraju, w którym ma miejsce maltretowanie zwierząt, i wzywa FCI do niezwłocznego podjęcia działań w tej sprawie” – czytamy w oświadczeniu norweskiej organizacji, która także namawia właścicieli psów i sędziów kynologicznych z Norwegii, aby nie brali udziału w imprezie w Chinach w 2019 r. W podobnym tonie wypowiadają się związki kynologiczne w Estonii, Wielkiej Brytanii, Norwegii, Danii i Kanadzie.Psy ofiarami chińskiej propagandyOrganizacje te zwracają także uwagę na jeszcze inną bulwersującą decyzję Międzynarodowej Federacji Kynologicznej. Oto zmieniono miejsca pochodzenia niektórych ras, np. mastifa tybetańskiego i teriera tybetańskiego – z Tybetu na Chiny. FCI stwierdza, że decyzja ta została podjęta jednogłośnie na zjeździe Komitetu Centralnego organizacji w Belgii w dniach 18–19 marca. Jednak coraz więcej związków kynologicznych poszczególnych krajów jest zaskoczonych taką informacją. Dokumenty FCI opisujące rasy, których zmiana dotyczy, wskazują bowiem, że modyfikacja miejsca pochodzenia nastąpiła już 17 marca, a więc zanim doszło do spotkania FCI. Coraz więcej klubów kynologicznych i miłośników zwierząt z całego świata wyraża sprzeciw wobec takiej zmiany, podkreślając, że rasy takie jak mastif tybetański zostały wyhodowane w Tybecie, dużo wcześniej, nim ten został zajęty przez Chiny Ludowe. I tu władze chińskie podają kłamliwy argument, że „Tybet przecież zawsze należał do Chin”. Kłamliwy, bo Tybet przez tysiące lat pozostawał wolny, sprawując władzę nad swoim terytorium, a dziś tybetański rząd emigracyjny twierdzi, że od czasu inwazji w latach 1949–1950 Tybet jest nielegalnie okupowany przez Chiny.Kwestię owej przynależności Tybetu do Chin dobrze wyjaśnił w 1959 r. irlandzki ambasador Narodów Zjednoczonych Frank Aiken w trakcie swojego przemówienia, będącego częścią debaty nad kwestią Tybetu: „Rozglądam się wokół i zastanawiam się, ile ław na tym zgromadzeniu byłoby pustych, gdyby zawsze uznawano, że kiedy niewielki naród upada pod naciskiem sił większych, nikt nie mógłby nigdy wznieść głosu znaczącego w jego sprawie. Jeśli naród ten stał się narodem podbitym, czy to oznacza, że zawsze ma takim pozostać?”.Dziś władze chińskie – poprzez chiński związek kynologiczny – doprowadziły do zmiany miejsca pochodzenia tybetańskich ras właśnie po to, aby podtrzymywać ów mit wiecznej przynależności Tybetu do Chin. W tym procederze niszczenia poczucia etnicznej i kulturowej odrębności Tybetu bierze niestety udział także FCI.Decyzja FCI w sprawie pochodzenia ras to także kolejna nagroda dla Chin. Przyniesie ona materialne korzyści chińskim hodowcom tybetańskich ras. Do tej pory chińskie hodowle nie były traktowane jako te czystej rasy. Chińczycy mieszają np. mastifa tybetańskiego z innymi rasami (chau chau czy mastifem hiszpańskim). Mieszańce nie mają cech typowych dla rasy i niszczą pulę genetyczną rasy sprowadzonej na kontynent europejski dopiero w latach 90. Decyzja FCI o zmianie miejsca pochodzenia na Chiny spowoduje, że standardy będę wyznaczać teraz chińscy hodowcy, zarabiając na tym krocie – rok temu w Chinach sprzedano jednorocznego mastifa tybetańskiego za 12 mln yuanów (około 7 mln zł).W kwestii przyznania Chinom prawa do organizacji Światowej Wystawy Psów i zmiany miejsca pochodzenia tybetańskich ras protestuje coraz więcej organizacji kynologicznych na całym świecie. Pytaliśmy Polski Związek Kynologiczny o stanowisko w tej sprawie. Niestety, mimo obietnicy niezwłocznej odpowiedzi nie otrzymaliśmy opinii przed oddaniem tekstu do druku.
Gazeta Polska
W Chinach Ludowych w mieście Yulin w prowincji Shaanxi zakończył się niedawno Festiwal Psiego Mięsa, na którym zabija się co roku 10 tys. psów, aby serwować je jako przysmaki. Sceny, jakie tu można zaobserwować, są zatrważające. Psy kąpane są we wrzątku i ściąga się z nich skórę żywcem. Niektóre z czworonogów są traktowane prądem. Ale w Państwie Środka nie brakuje amatorów psiego i kociego mięsa. Wierzą oni, że ma ono właściwości rozgrzewające i może leczyć impotencję. Liczy się także sposób przygotowania. Jak pisze na swoich stronach fundacja Animals Freedom (AM), mięso psa jest delikatniejsze, jeśli zwierzę było zbite na śmierć. „Pies zostaje ogłuszony, ale nie na tyle, by stracił przytomność” – czytamy w dokumencie AM. Krótko mówiąc, Chińczycy uważają, że im pies więcej wycierpi, tym mięso lepiej smakuje. Fundacja Animals Freedom ostrzega także, że psie mięso dostępne jest w wielu chińskich supermarketach i na straganach. Jill Robinson, kierująca organizacją Animals Asia (AA), twierdzi, że w Chinach „zdecydowana większość psów i kotów to zwierzęta kradzione, często zatrute”, więc ci, którzy decydują się na ich konsumpcję, ryzykują chorobę. Chiny zajmują drugie miejsce w rankingu państw z największą liczbą przypadków wścieklizny. Epidemię SARS, która wybuchła na przełomie 2002 i 2003 r. w ChRL i rozprzestrzeniła się na wiele krajów, wywołał łaskun chiński – drapieżny ssak, który także jest przysmakiem w Państwie Środka.
Niedorzeczny argument o tradycjiChińczycy konsumujący psie mięso powołują się często na starożytną tradycję. W Chinach jedzono psy ponad 2 tys. lat temu. Jednak są państwa, choćby takie jak Tajwan, w których także jedzono psie mięso i argumentowano to tradycją. Tam jednak władze i organizacje broniące praw zwierząt przeprowadziły kampanie edukacyjne, a w 1998 r. wprowadzono na Tajwanie prawo zakazujące spożywania psiego mięsa. Na wyspie istnieją bardzo surowe kary dla osób, które dopuszczą się procederu jego sprzedawania i spożywania. Podobnie wygląda sytuacja w Hongkongu i Singapurze, gdzie konsumpcję psiego mięsa zdelegalizowano w latach 50. ub. wieku. Argument, że w krajach Dalekiego Wschodu obowiązują inne normy cywilizacyjne i kulturowe i dlatego wykorzenienie tradycji jedzenia psów i kotów jest niemożliwe, obalają nie tylko przykłady Tajwanu, Hongkongu czy Singapuru, lecz także doświadczenie Japonii. Kraj Kwitnącej Wiśni dużo wcześniej niż wiele państw zachodnich wprowadził w swoim prawodawstwie ochronę psów. Argumentowano to m.in. tym, że pies to nie tylko najwierniejszy towarzysz człowieka, lecz także stworzenie, które często ratuje ludzkie życie.Jest też tak, że ze względu na propagowane okrucieństwo odstąpiono od licznych praktyk stosowanych w wielowiekowej tradycji. Tak upadł np. chiński zwyczaj krępowania stóp dziewczynkom. Krótkie stopy były symbolem wytworności i zapewniały właścicielce dobre zamążpójście. Stopy owijano bandażem, tak aby zagiąć palce (z wyjątkiem wielkiego) w kierunku pięty, co doprowadzało do złamania kości śródstopia. Powstające na skutek złamania otwarte rany niosły ryzyko zakażenia i powikłań. Szacuje się, że na skutek tej praktyki umierało co najmniej 10 proc. dziewcząt. Ze względu na tak okrutne okaleczanie kobiet praktyki te zostały zakazane po upadku chińskiego cesarstwa w 1912 r.
FCI podporządkowuje się ChinomDziś wielu miłośników zwierząt uważa, że Chiny powinny zakazać jedzenia psiego i kociego mięsa, a powinna o to zabiegać Międzynarodowa Federacja Kynologiczna. Ta jednak wydaje się nie tylko nie słuchać głosu swoich członków w państwach zachodnich, ale wręcz nagradza Pekin. Taką formą wyróżnienia dla Państwa Środka jest decyzja podjęta na początku czerwca br. przez FCI, aby Światowa Wystawa Psów (WDS) odbyła się w 2019 r. w Szanghaju.Przeciwnicy takiego rozstrzygnięcia twierdzą, że dopóki Pekin nie zakaże Festiwalu Psiego Mięsa, a jedzenie mięsa tych zwierząt nie będzie zdelegalizowane, Światowa Wystawa Psów nie powinna odbywać się w Chinach.„Światowa Wystawa Psów jest świętem psów. Norweski Związek Kynologiczny w związku z tym nie może zaakceptować, że WDS ma odbyć się w kraju, w którym ma miejsce maltretowanie zwierząt, i wzywa FCI do niezwłocznego podjęcia działań w tej sprawie” – czytamy w oświadczeniu norweskiej organizacji, która także namawia właścicieli psów i sędziów kynologicznych z Norwegii, aby nie brali udziału w imprezie w Chinach w 2019 r. W podobnym tonie wypowiadają się związki kynologiczne w Estonii, Wielkiej Brytanii, Norwegii, Danii i Kanadzie.Psy ofiarami chińskiej propagandyOrganizacje te zwracają także uwagę na jeszcze inną bulwersującą decyzję Międzynarodowej Federacji Kynologicznej. Oto zmieniono miejsca pochodzenia niektórych ras, np. mastifa tybetańskiego i teriera tybetańskiego – z Tybetu na Chiny. FCI stwierdza, że decyzja ta została podjęta jednogłośnie na zjeździe Komitetu Centralnego organizacji w Belgii w dniach 18–19 marca. Jednak coraz więcej związków kynologicznych poszczególnych krajów jest zaskoczonych taką informacją. Dokumenty FCI opisujące rasy, których zmiana dotyczy, wskazują bowiem, że modyfikacja miejsca pochodzenia nastąpiła już 17 marca, a więc zanim doszło do spotkania FCI. Coraz więcej klubów kynologicznych i miłośników zwierząt z całego świata wyraża sprzeciw wobec takiej zmiany, podkreślając, że rasy takie jak mastif tybetański zostały wyhodowane w Tybecie, dużo wcześniej, nim ten został zajęty przez Chiny Ludowe. I tu władze chińskie podają kłamliwy argument, że „Tybet przecież zawsze należał do Chin”. Kłamliwy, bo Tybet przez tysiące lat pozostawał wolny, sprawując władzę nad swoim terytorium, a dziś tybetański rząd emigracyjny twierdzi, że od czasu inwazji w latach 1949–1950 Tybet jest nielegalnie okupowany przez Chiny.Kwestię owej przynależności Tybetu do Chin dobrze wyjaśnił w 1959 r. irlandzki ambasador Narodów Zjednoczonych Frank Aiken w trakcie swojego przemówienia, będącego częścią debaty nad kwestią Tybetu: „Rozglądam się wokół i zastanawiam się, ile ław na tym zgromadzeniu byłoby pustych, gdyby zawsze uznawano, że kiedy niewielki naród upada pod naciskiem sił większych, nikt nie mógłby nigdy wznieść głosu znaczącego w jego sprawie. Jeśli naród ten stał się narodem podbitym, czy to oznacza, że zawsze ma takim pozostać?”.Dziś władze chińskie – poprzez chiński związek kynologiczny – doprowadziły do zmiany miejsca pochodzenia tybetańskich ras właśnie po to, aby podtrzymywać ów mit wiecznej przynależności Tybetu do Chin. W tym procederze niszczenia poczucia etnicznej i kulturowej odrębności Tybetu bierze niestety udział także FCI.Decyzja FCI w sprawie pochodzenia ras to także kolejna nagroda dla Chin. Przyniesie ona materialne korzyści chińskim hodowcom tybetańskich ras. Do tej pory chińskie hodowle nie były traktowane jako te czystej rasy. Chińczycy mieszają np. mastifa tybetańskiego z innymi rasami (chau chau czy mastifem hiszpańskim). Mieszańce nie mają cech typowych dla rasy i niszczą pulę genetyczną rasy sprowadzonej na kontynent europejski dopiero w latach 90. Decyzja FCI o zmianie miejsca pochodzenia na Chiny spowoduje, że standardy będę wyznaczać teraz chińscy hodowcy, zarabiając na tym krocie – rok temu w Chinach sprzedano jednorocznego mastifa tybetańskiego za 12 mln yuanów (około 7 mln zł).W kwestii przyznania Chinom prawa do organizacji Światowej Wystawy Psów i zmiany miejsca pochodzenia tybetańskich ras protestuje coraz więcej organizacji kynologicznych na całym świecie. Pytaliśmy Polski Związek Kynologiczny o stanowisko w tej sprawie. Niestety, mimo obietnicy niezwłocznej odpowiedzi nie otrzymaliśmy opinii przed oddaniem tekstu do druku.
Gazeta Polska
Komentarze
Prześlij komentarz