Niebezpieczny sojusz Chiny-Rosja

W zeszłym tygodniu Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze uznał, że Pekin nie ma historycznych praw do wód Morza Południowochińskiego i swoimi działaniami naruszył suwerenne prawa Filipin, prowadząc w rejonie aktywną działalność gospodarczą. Pekin określa tę decyzję jako farsę. Wyrok trybunału jest niewątpliwie porażką komunistycznych władz Chin i jeszcze bardziej zbliża Pekin do Moskwy.

Spór o Morze Południowochińskie jest dziś uważany za jedno z większych zagrożeń dla bezpieczeństwa regionalnego. W tym rejonie przebiegają ważne szlaki zaopatrzeniowe i trasy flot morskich, a także znajdują się złoża ropy naftowej, gazu ziemnego, bogate łowiska ryb i obfite ilości guana – naturalnego ptasiego nawozu. Prawa do strategicznych terenów na Morzu Południowochińskim rości sobie wiele okolicznych państw. Pekin stoi na stanowisku, że wody Morza Południowochińskiego od zawsze należały do chińskiej strefy wpływów. Władze komunistyczne powołują się na źródła historyczne – dane archeologiczne mówiące o tym, że już przed naszą erą rybacy chińscy dokonywali połowów w tym regionie.
Proces Chinom w tej sprawie na początku 2013 r. wytoczyły Filipiny. Jeszcze przed ogłoszeniem wyroku przez Stały Trybunał Arbitrażowy Chiny zapowiedziały, że go nie uznają, jeśli będzie on dla nich niekorzystny. Tak też się stało. Pekin dodatkowo zapowiada umieszczenie na spornym morzu do 20 platform z elektrowniami jądrowymi, a we wtorek rozpoczął na wodach akwenu trwające do czwartku ćwiczenia militarne.
Chiny, tak jak Rosja, za głównego wroga uważają USA, które w opinii Pekinu mają powodować zamieszanie na Morzu Południowochińskim i podjudzać Filipiny oraz inne kraje, by występowały przeciwko ChRL. Nie umknęło uwagi władz ChRL, że czterech z pięciu sędziów trybunału, który wydał wyrok w sprawie Morza Południowochińskiego, pochodzi z państw należących do NATO (Polska, Niemcy, Francja i Holandia), a więc, jak rozumują władze Chin, wyrok to „amerykański spisek służący odizolowaniu Chin”.
Podobnie myśli prezydent Rosji Władimir Putin, dla którego porażką był udany szczyt NATO w Warszawie, na którym ogłoszono, że na terenie Polski i w krajach bałtyckich będą rozmieszczone siły NATO, i podkreślono, że sojusz jest formułą otwartą, a więc w przyszłości takie państwa jak Gruzja czy Ukraina, jeśli dokonają reform, mogą stać się jego członkami. Według Moskwy warszawski szczyt miał służyć temu, by „demonizować Rosję”, i to też ma być amerykański spisek.
Rosja i Chiny grają w jednej lidze. W zeszłym roku państwa te odbyły ćwiczenia militarne na Morzu Wschodniochińskim, czyli na terenie, co do którego spory z Pekinem toczy Tokio, sojusznik Waszyngtonu. Mówi się, że podobne manewry mogłyby się odbyć także na Morzu Południowochińskim. Zaraz po wizycie prezydenta Xi w Polsce, i przed szczytem NATO, wizytę w Pekinie złożył Putin. Rosyjski przywódca mówił wtedy, że Pekin i Moskwa mają „prawie identyczne poglądy” na sytuację na arenie międzynarodowej. Obaj liderzy podpisali także wspólne oświadczenie dotyczące wzmacniania globalnej stabilności, w którym zaznaczono m.in., że ChRL i Rosja sprzeciwiają się rozmieszczeniu w Europie (w Polsce i Rumunii) morskiego systemu antybalistycznego Aegis Ashore, a w Azji (w Korei Płd.) systemu przeciwrakietowego THAAD.
Poza klęską w sprawie Morza Południowochińskiego w chińskojęzycznej prasie wydawanej poza Chinami mówi się o innej międzynarodowej porażce prezydenta Xi. Chiński przywódca w ostatnim okresie próbował rozwijać bliskie relacje, zwłaszcza gospodarcze, z Wielką Brytanią, Francją i Turcją. Dziś kraje te, jak pisze chińskojęzyczny dziennik „Epoch Times”, są „pogrążone w chaosie”. Xi próbował rozwijać z Ankarą także współpracę militarną. Kilka lat temu Pekin miał sprzedać Turcji system przeciwlotniczy FD-2000 (HQ-9). Podpisano nawet umowę, a Ankara zrezygnowała z ofert chińskich konkurentów, takich jak amerykański Patriot czy francusko-włoski Eurosam Samp-T. Mówiło się wtedy, że kontrakt zawarty przez Turcję z chińskim koncernem Precision Machinery Import and Export Corp (CPMIEC) – objętym przez USA sankcjami za sprzedaż technologii wojskowych do Iranu, Korei Północnej i Syrii – to w rzeczywistości koń trojański wprowadzony przez Pekin na podwórko NATO. Ostatecznie pod koniec 2015 r. Turcja wycofała się z umowy. Chinom nie udało się to, co teraz może udać się Moskwie – zbliżenie z drugą siłą NATO, bo o tym mówił w Ankarze doradca Putina ds. polityki międzynarodowej Aleksander Dugin, gdy zapewniał o rodzącej się „nowej erze” w relacjach Rosji z Turcją.
Grający w jednej lidze z Moskwą Pekin nie będzie zmartwiony zbliżeniem turecko-rosyjskim.
Gazeta Polska Codziennie

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Tajwańskie maszyny trafiały do Rosji

Mieszanka chińskiego autorytaryzmu i zachodniego wokeizmu