Koniec umowy o wolnym handlu nie zamyka współpracy
Po wycofaniu się Stanów Zjednoczonych z Transpacyficznej Umowy o Wolnym Handlu (TPP) amerykańscy sojusznicy w regionie Azji i Pacyfiku, m.in. Japonia i Tajwan, liczą na zawarcie z USA umów dwustronnych. Zakończona właśnie wizyta sekretarza obrony USA Jamesa Mattisa w Korei Południowej i Japonii odebrana została w tych krajach jako znak, że amerykańscy sojusznicy w Azji nie muszą obawiać się śmierci TPP
W artykule pt. „Dlaczego Azja nie powinna opłakiwać śmierci TPP (jeszcze)”, jaki ukazał się 24 stycznia na portalu Asia Times, ekspert ds. polityki obronnej z think tanku Center for the National Interest, Harry J. Kazanis, stwierdza, że cele TPP wykraczały daleko poza handel. Umowa „miała wyraźnie wskazywać, że USA są i zawsze będą związane z przyszłością Azji, bez względu na to, ile sztucznych wysp Chiny wybudują albo jak bardzo będą zastraszać swoich sąsiadów”. Podpisanie w zeszłym tygodniu przez Donalda Trumpa dekretu formalnie rozpoczynającego proces wycofywania się Stanów Zjednoczonych z Transpacyficznej Umowy o Wolnym Handlu nie powinno oznaczać, że USA tracą zainteresowanie tym regionem Azji i Pacyfiku. Kazanis uważa, że administracja Trumpa musi szybko przedstawić alternatywne dla TPP rozwiązanie, które uspokoi tamtejszych sojuszników i zademonstruje, że Waszyngton będzie wspierać „wzajemną wymianę handlową, ale także, że podejmie zdecydowane kroki gwarantujące regionowi, iż nie będzie on zdominowany i naciskany przez Chiny.” Autor artykułu na Asia Times sugeruje, że takimi działaniami ze strony USA powinno być przede wszystkim zawarcie dwustronnych umów handlowych z krajami takimi jak Japonia, Tajwan i Wietnam, „ponieważ są one kluczem do nowej strategii dla Azji, którą będzie wprowadzał prezydent Trump”.
Przed japońsko-amerykańskim szczytem
Gorącym orędownikiem porozumienia TPP był japoński premier Shinzo Abe. Liczył on, że uda się przekonać Donalda Trumpa, by nie wycofywał się z porozumienia. Dlatego kilka dni po wygranej prezydenta elekta Abe był pierwszym światowym przywódcą, który się z nim spotkał. Japoński premier był też jednym z pięciu przywódców innych państw, z którymi Trump przeprowadził rozmowy telefoniczne 29 stycznia. Prezydent USA miał w jej trakcie zapewnić o amerykańskim zaangażowaniu w celu zapewnienia bezpieczeństwa Japonii.
Strona amerykańska przyznaje, że japoński premier zainwestował ogromny polityczny kapitał w kraju w obronę TPP i że należy ten wysiłek wykorzystać w budowie alternatywy, czyli dwustronnej umowy o wolnym handlu pomiędzy oboma krajami. I to ma być główny temat ponownego spotkania Shinzo Abe z Donaldem Trumpem w lutym br. Japoński premier zasygnalizował, że jest otwarty na dwustronne porozumienie i powiedział, że chce pokazać, iż szczyt amerykańsko-japoński potwierdzi, że sojusz obu narodów jest niezachwiany. „Chcę, by podczas spotkania 10 lutego miała miejsce szczera wymiana poglądów na gospodarkę i bezpieczeństwo” – powiedział Abe.
Niewzruszone sojusze
Andrew Shearer, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego premierów Australii Johna Howarda i Tony’ego Abbotta, a obecnie pracownik amerykańskiego think tanku Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), uważa, że pomimo upadku TPP amerykańskie sojusze w Azji są i będą silne, „ponieważ są zdeterminowane zagrożeniami, a te nie znikają”.
O kontynuowaniu amerykańskiego zaangażowania i współpracy w regionie świadczy fakt, że pierwszą zagraniczną wizytę sekretarz obrony USA James Mattis odbył w zeszłym tygodniu właśnie do Japonii i Korei Południowej. Na spotkaniu z koreańskim ministrem obrony Mattis zapewniał, że zaangażowanie USA na rzecz obrony Korei Południowej jest „niewzruszone”. Dla Seulu szczególnie istotne było uzyskanie od nowej administracji USA zapewnienia, że kontynuowane będzie, zapowiedziane jeszcze przez rząd Obamy, rozmieszczenie do końca 2017 r. na terenie Korei Południowej elementów amerykańskiego systemu obrony antybalistycznej THAAD. Przeciwko temu planowi Waszyngtonu i Seulu ostro wypowiada się Pekin, a wtóruje mu Moskwa. Na spotkaniu z Han Min-goo, szefem południowokoreańskiego MON, Mattis zapewnił, że Waszyngton nie wycofa się z programu instalacji THAAD.
Zarówno w Seulu, jak i w Tokio szef Pentagonu mówił o zagrożeniu ze strony Korei Północnej, która rozwija swój program nuklearny i rakietowy. Na spotkaniu w Tokio z japońskim premierem Shinzo Abe Mattis odniósł się także do chińskiego zagrożenia. Sekretarz obrony USA zapewnił, że „artykuł 5 naszego traktatu o wzajemnej obronie jest dla nas dzisiaj równie aktualny, jak był rok czy pięć lat temu. I tak samo będzie za rok czy za 10 lat”. Artykuł 5 zobowiązuje Waszyngton do obrony terytorium znajdującego się pod kontrolą administracyjną Japonii. Według oświadczenia japońskiego rządu sekretarz obrony USA miał dodać, że artykuł 5 dotyczy także wysp Senkaku na Morzu Wschodniochińskim, które są przedmiotem sporu Japonii z Chinami. Szef Pentagonu powiedział, że Waszyngton będzie sprzeciwiał się jakimkolwiek jednostronnym działaniom, które mogłyby zaszkodzić japońskiemu administrowaniu tymi wyspami. Pekin coraz częściej wysyła w ten region swoje statki i samoloty patrolowe. Wielu analityków uważa, że taką agresywną postawę Pekinu ułatwiła pasywna polityka prezydenta USA Baracka Obamy. Ze względu na początkowo słabą obecność USA w regionie chińska ofensywa nabrała tu tempa.
Gazeta Polska
W artykule pt. „Dlaczego Azja nie powinna opłakiwać śmierci TPP (jeszcze)”, jaki ukazał się 24 stycznia na portalu Asia Times, ekspert ds. polityki obronnej z think tanku Center for the National Interest, Harry J. Kazanis, stwierdza, że cele TPP wykraczały daleko poza handel. Umowa „miała wyraźnie wskazywać, że USA są i zawsze będą związane z przyszłością Azji, bez względu na to, ile sztucznych wysp Chiny wybudują albo jak bardzo będą zastraszać swoich sąsiadów”. Podpisanie w zeszłym tygodniu przez Donalda Trumpa dekretu formalnie rozpoczynającego proces wycofywania się Stanów Zjednoczonych z Transpacyficznej Umowy o Wolnym Handlu nie powinno oznaczać, że USA tracą zainteresowanie tym regionem Azji i Pacyfiku. Kazanis uważa, że administracja Trumpa musi szybko przedstawić alternatywne dla TPP rozwiązanie, które uspokoi tamtejszych sojuszników i zademonstruje, że Waszyngton będzie wspierać „wzajemną wymianę handlową, ale także, że podejmie zdecydowane kroki gwarantujące regionowi, iż nie będzie on zdominowany i naciskany przez Chiny.” Autor artykułu na Asia Times sugeruje, że takimi działaniami ze strony USA powinno być przede wszystkim zawarcie dwustronnych umów handlowych z krajami takimi jak Japonia, Tajwan i Wietnam, „ponieważ są one kluczem do nowej strategii dla Azji, którą będzie wprowadzał prezydent Trump”.
Przed japońsko-amerykańskim szczytem
Gorącym orędownikiem porozumienia TPP był japoński premier Shinzo Abe. Liczył on, że uda się przekonać Donalda Trumpa, by nie wycofywał się z porozumienia. Dlatego kilka dni po wygranej prezydenta elekta Abe był pierwszym światowym przywódcą, który się z nim spotkał. Japoński premier był też jednym z pięciu przywódców innych państw, z którymi Trump przeprowadził rozmowy telefoniczne 29 stycznia. Prezydent USA miał w jej trakcie zapewnić o amerykańskim zaangażowaniu w celu zapewnienia bezpieczeństwa Japonii.
Strona amerykańska przyznaje, że japoński premier zainwestował ogromny polityczny kapitał w kraju w obronę TPP i że należy ten wysiłek wykorzystać w budowie alternatywy, czyli dwustronnej umowy o wolnym handlu pomiędzy oboma krajami. I to ma być główny temat ponownego spotkania Shinzo Abe z Donaldem Trumpem w lutym br. Japoński premier zasygnalizował, że jest otwarty na dwustronne porozumienie i powiedział, że chce pokazać, iż szczyt amerykańsko-japoński potwierdzi, że sojusz obu narodów jest niezachwiany. „Chcę, by podczas spotkania 10 lutego miała miejsce szczera wymiana poglądów na gospodarkę i bezpieczeństwo” – powiedział Abe.
Niewzruszone sojusze
Andrew Shearer, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego premierów Australii Johna Howarda i Tony’ego Abbotta, a obecnie pracownik amerykańskiego think tanku Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), uważa, że pomimo upadku TPP amerykańskie sojusze w Azji są i będą silne, „ponieważ są zdeterminowane zagrożeniami, a te nie znikają”.
O kontynuowaniu amerykańskiego zaangażowania i współpracy w regionie świadczy fakt, że pierwszą zagraniczną wizytę sekretarz obrony USA James Mattis odbył w zeszłym tygodniu właśnie do Japonii i Korei Południowej. Na spotkaniu z koreańskim ministrem obrony Mattis zapewniał, że zaangażowanie USA na rzecz obrony Korei Południowej jest „niewzruszone”. Dla Seulu szczególnie istotne było uzyskanie od nowej administracji USA zapewnienia, że kontynuowane będzie, zapowiedziane jeszcze przez rząd Obamy, rozmieszczenie do końca 2017 r. na terenie Korei Południowej elementów amerykańskiego systemu obrony antybalistycznej THAAD. Przeciwko temu planowi Waszyngtonu i Seulu ostro wypowiada się Pekin, a wtóruje mu Moskwa. Na spotkaniu z Han Min-goo, szefem południowokoreańskiego MON, Mattis zapewnił, że Waszyngton nie wycofa się z programu instalacji THAAD.
Zarówno w Seulu, jak i w Tokio szef Pentagonu mówił o zagrożeniu ze strony Korei Północnej, która rozwija swój program nuklearny i rakietowy. Na spotkaniu w Tokio z japońskim premierem Shinzo Abe Mattis odniósł się także do chińskiego zagrożenia. Sekretarz obrony USA zapewnił, że „artykuł 5 naszego traktatu o wzajemnej obronie jest dla nas dzisiaj równie aktualny, jak był rok czy pięć lat temu. I tak samo będzie za rok czy za 10 lat”. Artykuł 5 zobowiązuje Waszyngton do obrony terytorium znajdującego się pod kontrolą administracyjną Japonii. Według oświadczenia japońskiego rządu sekretarz obrony USA miał dodać, że artykuł 5 dotyczy także wysp Senkaku na Morzu Wschodniochińskim, które są przedmiotem sporu Japonii z Chinami. Szef Pentagonu powiedział, że Waszyngton będzie sprzeciwiał się jakimkolwiek jednostronnym działaniom, które mogłyby zaszkodzić japońskiemu administrowaniu tymi wyspami. Pekin coraz częściej wysyła w ten region swoje statki i samoloty patrolowe. Wielu analityków uważa, że taką agresywną postawę Pekinu ułatwiła pasywna polityka prezydenta USA Baracka Obamy. Ze względu na początkowo słabą obecność USA w regionie chińska ofensywa nabrała tu tempa.
Gazeta Polska
Komentarze
Prześlij komentarz