Edukacja pod okiem Komunistycznej Partii Chin

WYWIAD Z reżyser filmu „W imię Konfucjusza” o Instytutach Konfucjusza DORIS LIU rozmawia HANNA SHEN


Według statutu Instytutu Konfucjusza jego centrala jest zarządzana przez radę, z której ponad 20 członków to albo wiceministrowie chińskiego rządu, albo wysocy rangą urzędnicy w różnych departamentach partii komunistycznej. A przewodniczący rady jest jednym z 25 czołowych członków Biura Politycznego Komunistycznej Partii Chin (KPCh) – mówi Doris Liu.

Dlaczego zrobiła Pani film o Instytutach Konfucjusza (IK)?

Jako chińska imigrantka mieszkająca w Kanadzie w naturalny sposób byłam zainteresowana wszystkim, co dotyczy relacji chińsko-kanadyjskich, i Kanadyjczykami chińskiego pochodzenia.

W Chinach byłam nauczycielką uniwersytecką, a w Kanadzie studiowałam pedagogikę. Rozumiem, jak ważną rolę odgrywa edukacja w każdym społeczeństwie, a zwłaszcza edukacja wyższa. Wolność akademicka i uczciwość to najważniejsze wartości w procesie edukacji. Gdy są one zagrożone, całe społeczeństwo jest zagrożone.

Kiedy przeczytałam artykuł o tym, że Uniwersytet McMaster w Kanadzie zamknął Instytut Konfucjusza, ponieważ IK stosuje dyskryminacyjne praktyki przy zatrudnianiu nauczycieli – co spotkało jedną z chińskich wykładowczyń Sonię Zhano – ten temat od razu mnie zainteresował. Zwłaszcza osobista opowieść Sonii.

Wtedy naprawdę jeszcze nie wiedziałam, czym jest Instytut Konfucjusza, chociaż znałam go z nazwy i myślałam, że chodzi tam o naukę języka i edukację kulturalną. Już po krótkim wyszukiwaniu w Google znalazłam mnóstwo artykułów na temat kontrowersji, jakie wzbudzają IK. To mnie zaskoczyło. Postanowiłam zrobić film dokumentalny, żeby dowiedzieć się, czym są IK.

Dla wielu Polaków to po prostu instytucje nauczające języka chińskiego za rozsądną cenę. A czego Pani się dowiedziała, robiąc swój film? Czym są Instytuty Konfucjusza?

To, co z IK przeszły Uniwersytet McMaster i Sonia Zhao, incydenty w innych miejscach na świecie, a także moje własne badania, przekonały mnie, że program Instytutu nie jest tak „dobroczynny”, jak się wydaje. W parze z nauką chińskiego idą: dyskryminacja członków ruchu Falun Gong i wszystkich osób mających odmienne poglądy niż chiński rząd, naruszanie wolności akademickiej w instytucjach goszczących IK, komunistyczna propaganda, cenzura i autocenzura pewnych tematów, które komunistyczny rząd w Pekinie uważa za zakazane, a nawet działania szpiegowskie.

Jaką rolę w promowaniu IK w innych krajach, m.in. w Polsce, odgrywają komunistyczne władze Chin?

Według statusu IK jego centrala (zwana Hanban) jest zarządzana przez radę, z której ponad 20 członków to albo wiceministrowie chińskiego rządu, albo wysocy rangą urzędnicy w różnych departamentach partii komunistycznej.

A przewodniczący rady jest jednym z 25 czołowych członków Biura Politycznego Komunistycznej Partii Chin. Wszystkie IK są zatwierdzane i nadzorowane przez Hanban, który bezpośrednio podlega chińskiemu ministerstwu edukacji. Tak więc IK są w rzeczywistości kontrolowane przez Komunistyczną Partię Chin.

Aby zachęcić zagraniczne uniwersytety i szkoły do tego, by otworzyły u siebie IK, chiński rząd zapewnia tym uczelniom wsparcie finansowe (zwykle od 100 do 150 tys. dol. rocznie i pieniądze na rozpoczęcie działalności IK), nauczycieli i materiały do nauczania w IK. Władze ChRL‑u wydały ponad 2 mld dol. na IK od 2004 r.

Gdy na zagranicznych uczelniach czy w szkołach powstaną IK, instytucje te wchodzą w bliższe relacje z komunistycznym rządem Chin, który będzie zapraszał władze uczelni, nauczycieli i studentów do Chin, a tam zagraniczni goście będą często podejmowani bardzo wystawnie. Komunistyczny rząd wysyła także bezpłatnie chińskie grupy muzyczne i taneczne, filmy i naukowców na uczelnie, które goszczą w swoich murach IK.

Dodatkowo IK pomagają uczelniom, na których się znajdują, rekrutować więcej studentów z Chin, którzy stanowią teraz dominującą grupę wśród zagranicznych studentów na świecie.

Polska premiera Pani filmu odbyła się na początku września w Lublinie i była zorganizowana przez telewizję Idź pod Prąd i fundację Nowa Epoka. Po projekcji była dyskusja z Pani udziałem dzięki połączeniu przez Skype’a. Wówczas wspomniała Pani, że komunistyczny Pekin nie wpuścił Pani do Chin. Czy często władze ChRL‑u w taki sposób karzą ludzi, którzy mają odwagę mówić prawdę o komunistycznym reżimie?

Mój ojciec bardzo poważnie zachorował w 2011 r., więc udałam się do chińskiego konsulatu w Toronto, by ubiegać się o wizę. Urzędnik przyjął moje dokumenty i wyznaczył datę odbioru wizy. Ale kiedy przyszedł termin, powiedziano mi, że wiza nie jest jeszcze gotowa. Nie podano żadnej innej daty. Kilka dni później odebrałam telefon z konsulatu w Toronto. Urzędniczka powiedziała, że musi sprawdzić moje dane i zapytała mnie, co robię w Kanadzie, co robiłam w Chinach i czy popełniłam jakieś wykroczenia w ChRL‑u. Powiedziałam jej, że gdybym dokonała jakiegoś przestępstwa w Chinach, to nie mogłabym otrzymać od policji zaświadczenia o niekaralności, a tym bardziej emigrować do Kanady. A gdybym złamała prawo w Kanadzie, to w ambasadzie już by o tym wiedziano. Urzędniczka nie odpowiedziała, czy dostanę wizę. Ostatecznie mi jej nie przyznano. Mój ojciec umarł rok później, a mnie przy nim nie było.

Chiński rząd bardzo często stosuje takie metody, by ukarać tych, którzy go krytykują, pokazują prawdę, którą władze ChRL‑u chcą ukryć. I spotyka to zarówno Chińczyków, jak i obcokrajowców. Wśród osób, które dotknęły takie działania, można wymienić znanego amerykańskiego sinologa Perry’ego Linka, Kanadyjkę chińskiego pochodzenia i dziennikarkę Sheng Xue, która występuje w moim filmie. Wielu naukowców zajmujących się Chinami coraz częściej staje przed dylematem: mówić prawdę i nie być wpuszczonym do Chin (a takie wyjazdy są ważne w wypadku badań i studiów), czy po prostu przemilczać pewne tematy i dostać wizę. Wielu wybiera bardziej pragmatyczne rozwiązanie: autocenzurę.

======================================================================
Instytut Konfucjusza (IK)

Światowa historia IK rozpoczęła się w 2004 r., gdy pilotażową instytucję utworzono w Taszkiencie, a pierwszy IK kilka miesięcy później w Seulu. Od tej pory podobne instytucje zaczęły być tworzone przy uczelniach w różnych częściach świata, m.in. w USA, Kanadzie, Australii, Niemczech, Singapurze, Zimbabwe, Rwandzie.

Oficjalnie IK mają propagować kulturę i język chiński oraz rozwijać międzynarodową współpracę kulturalną i działania na rzecz przyjaznych stosunków między krajami. Jednak coraz więcej naukowców i działaczy na rzecz praw człowieka uważa, że aktywność IK zakłada także łamanie zasad, które przez lata wypracowały zachodnie państwa, m.in. niezależność akademicką i swobodę wypowiedzi. Z tego powodu współpracę z IK w 2013 r. zerwał kanadyjski Uniwersytet McMaster. Na podobny krok zdecydowały się też m.in. amerykańskie University of Chicago i Penn State University, a także uniwersytety w Sztokholmie w Szwecji i w Lyonie we Francji. W Polsce IK działają na UJ, UAM, Politechnice Opolskiej, Uniwersytecie Gdańskim i Uniwersytecie Wrocławskim. „Codzienna” zapytała władze wszystkich Instytutów w Polsce, czy są świadome zależności IK od komunistycznych władz Chin. Otrzymaliśmy jedynie zapewnienie, że nie odnotowano „prób ingerencji ze strony chińskiej”. Uniwersytet Warszawski poinformował nas, że uczelnia nie planuje utworzenia IK, choć wcześniej były takie zamiary.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Tajwańskie maszyny trafiały do Rosji

Mieszanka chińskiego autorytaryzmu i zachodniego wokeizmu