Pies na obiad, kot zamiast dziecka i sklonowana małpka

Jaki jest naprawdę stosunek ludzi Dalekiego Wschodu do zwierząt? W Chinach z jednej strony rośnie liczba osób utrzymujących zwierzęta domowe, ale jednocześnie nadal w okrutny sposób zabija się tam i konsumuje psy. Tam także prowadzi się eksperymenty genetyczne na czworonogach. Japońskie kocie kawiarnie to też nie symbol miłości do zwierząt, lecz efekt odwrócenia się od drugiego człowieka. 

Wraz z rozwojem chińskiej klasy średniej w Państwie Środka wzrasta liczba osób utrzymujących zwierzęta domowe. W 2006 r. w pekińskim Biurze Bezpieczeństwa Publicznego zarejestrowano około 534 tys. czworonogów, a w 2011 r. liczba ta wzrosła już do ponad miliona. W 2015 r. w całych Chinach zarejestrowano 100 mln zwierząt, co oznacza, że na mniej więcej 13 osób jedna jest właścicielem zwierzęcia domowego. W konsekwencji rośnie także zainteresowanie wystawami czworonogów – według Narodowego Centralnego Związku Kynologicznego w Chinach (NGKC) w 2015 r. organizacja ta przygotowała ponad 400 wystaw w całym kraju. Jeszcze w 2012 r. takich imprez było 200.

Wystawy psów vs festiwal okrucieństwa
Widząc to ogromne zainteresowanie czworonogami w Chinach Ludowych, Międzynarodowa Federacja Kynologiczna (FCI) zdecydowała o przyznaniu ChRL prawa do organizacji Światowej Wystawy Psów (WDS) w 2019 r. Ta decyzja wywoła jednak ogromne kontrowersje, bo choć z jednej strony może cieszyć fakt, iż w Państwie Środka jest coraz więcej miłośników czworonogów, to nie sposób przymknąć oczu na to, że to właśnie w tym kraju nadal ma miejsce inna impreza nazywana „festiwalem okrucieństwa”, czyli Festiwal Psiego Mięsa. To podczas niego zabija się co roku 10 tys. psów, aby serwować je jako przysmaki. 
Festiwal Psiego Mięsa odbywa się w mieście Yulin w prowincji Shaanxi i można na nim obejrzeć okrutne sceny. Żywe psy wrzuca się do wrzątku, zdziera się z nich też skórę. Niektóre z czworonogów są rażone prądem. „Impreza” spotyka się z protestem milionów miłośników czworonogów na świecie. Co roku aktywiści próbują zablokować festiwal, a także wykupić zwierzęta przeznaczone na ubój.
W 2015 r. prawdziwą bohaterką stała się 65-letnia Yang Xiaoyun, emerytowana nauczycielka i właścicielka schroniska dla zwierząt w mieście Tianjin, która przemierzyła 2,4 tys. kilometrów, aby uratować psy w Yulin przed okrutną śmiercią. Za kwotę 7 tys. juanów (około 4,2 tys. zł) kupiła ona 100 czworonogów, które miały trafić na festiwalu do wrzątku.
Mimo że coraz więcej Chińczyków decyduje się opiekować czworonogami, to w Państwie Środka nadal nie brakuje amatorów psiego i kociego mięsa. Wierzą oni, że ma ono właściwości rozgrzewające i może leczyć impotencję. Liczy się także sposób przygotowania. Jak pisze na swoich stronach fundacja Animals Freedom (AM), mięso psa jest delikatniejsze, jeśli zwierzę było bite na śmierć. „Pies zostaje ogłuszony, ale nie na tyle, by stracił przytomność” – czytamy w dokumencie AM. Krótko mówiąc, Chińczycy uważają, że im pies więcej wycierpi, tym mięso lepiej smakuje. Fundacja Animals Freedom ostrzega także, że psie mięso dostępne jest w wielu chińskich supermarketach i na straganach.
Jill Robinson kierująca organizacją Animals Asia (AA) twierdzi, że „zdecydowana większość psów i kotów jest skradzionych, często zatrutych”, a więc ci, którzy decydują się na konsumpcję psiego i kociego mięsa w Chinach, ryzykują chorobą.
Chiny zajmują drugie miejsce w rankingu państw z największą liczbą przypadków wścieklizny. Epidemię SARS, która wybuchła na przełomie lat 2002 i 2003 w Chinach i rozprzestrzeniła się w wielu krajach na świecie, wywołał łaskun chiński, drapieżny ssak, który także jest przysmakiem w Państwie Środka.
Skandale z niebezpieczną żywnością w Chinach są niemal na porządku dziennym. 24 czerwca 2015 r. tamtejsze władze aresztowały gang przemytników, który sprowadzał głęboko mrożone mięso z Wietnamu do Chin. 100 tys. ton mięsa drobiowego, wołowego i wieprzowego o wartości 430 mln euro miało prawie 45 lat! Jak podaje dziennik „China Daily”, towar ten trafił do milionów Chińczyków, narażając ich na zarażenie się m.in. ptasią grypą i chorobą wściekłych krów.

Można skończyć z niechlubną tradycją
Chińczycy konsumujący psie mięso powołują się często na starożytną tradycję. W Chinach jedzono psy ponad 2 tys. lat temu. Jednak są państwa, takie jak choćby Tajwan, w których także jedzono psie mięso i argumentowano to tradycją, lecz w końcu podjęto walkę z tym zwyczajem. Władze i organizacje broniące praw zwierząt przeprowadziły kampanie edukacyjne, a w 1998 r. uchwalono na Tajwanie prawo zakazujące uboju psów i kotów pod konsumpcję. W zeszłym roku wyspa wprowadziła kary za jedzenie psów i kotów – od 1640 do 8200 dolarów. Prawodawca zakazał także ciągnięcia zwierząt na smyczy za samochodami i motocyklami, co niestety w wielu państwach w Azji nadal bywa formą ich „wyprowadzania na spacer”. Zwiększony został także czas, jaki w więzieniu spędzi osoba skazana za znęcanie się nad zwierzętami – teraz są to dwa lata oraz grzywna od 1600 do 65 500 dolarów. Władze planują także upublicznianie wizerunków osób skazanych z takich paragrafów.
Zmiany w tajwańskim prawie były możliwe m.in. dzięki wsparciu obecnej prezydent Tajwanu Tsai Ing-wen, która jest miłośniczką zwierząt i właścicielką dwóch kotów. Dwa lat temu Tsai adoptowała także trzy psy przewodniki, które zakończyły pracę z niepełnosprawnymi ze względu na podeszły wiek.
Także w Hongkongu i Singapurze proceder konsumpcji psiego mięsa został zdelegalizowany w latach 50. ubiegłego wieku. Mieszkańcy Hongkongu są również coraz bardziej wyczuleni na krzywdę zwierząt. We wrześniu 2013 r. w grupie ponad tysiąca osób zgromadzili się pod siedzibą władz Hongkongu, domagając się egzekwowania prawa wobec osób maltretujących czworonogi. Protest odbył się po tym, jak w Internecie ukazały się zdjęcia 4-miesięcznego kota z odciętą łapką. Para odpowiedzialna za okaleczenie zwierzaka została najpierw aresztowana, ale zaraz potem wypuszczona, gdyż policja stwierdziła, że ma „za mało dowodów” na jej winę. W byłej kolonii brytyjskiej zgodnie z rozporządzeniem dotyczącym zapobiegania okrucieństwu wobec zwierząt każda osoba, która wyrządza krzywdę zwierzęciu, może spotkać się z maksymalną karą trzech lat pozbawienia wolności i grzywną w wysokości 200 tys. HKD (około 87 tys. zł).

Zabawa w Boga
Chiny mogą stać się centrum wystaw czworonogów, ale z pewnością są już areną eksperymentów genetycznych na czworonogach i klonowania zwierząt. W chińskich laboratoriach szybko mnożą się nowe gatunki psów, kóz, a nawet małp. Jednym z „cudów” wytworzonym przez genetyków z Shaanxi Provincial Engineering and Technology Research Center jest nowy gatunek silniejszej i dającej więcej wełny kozy. Zwierzę powstało w wyniku krzyżowania odpowiednich odmian, ale także poprzez bezpośrednie zmanipulowanie jego materiału genetycznego. Ojcem tego chińskiego projektu – sposobu na zwiększenie ilości mięsa i wełny – jest genetyk Lei Qu. Chińczycy zastosowali tu opracowaną w USA metodę CRISPR/Cas. Ta precyzyjna technologia wykorzystuje enzymy do dokładnego zlokalizowania i „wycinania” segmentów DNA, w procesie edycji DNA. 
W tej chwili już dziesiątki instytutów naukowych i organizacji badawczych w Państwie Środka pracują nad rozwojem technologii CRISPR/Cas. Liangxue Lai z Instytutu Zdrowia i Medycyny w Guangzhou chwali komunistyczny rząd Chin, bo ten przeznacza „duże wsparcie na finansowanie projektu genetycznie modyfikowanych zwierząt, zarówno w dziedzinie biomedycyny, jak i rolnictwa” i dlatego w ojczyźnie Liangxue Lai powstają nie tylko ulepszone genetycznie kozy, lecz także psy, świnie i małpy. Pytany przez dziennikarza amerykańskiej stacji telewizyjnej CBS, czy nie jest to przypadkiem „zabawa w Boga”, Lai zaśmiał się i stwierdził, że w Chinach nie ma takich obaw. „Myślę, że zapobieganie chorobom to dobra rzecz. Jeśli możemy zmodyfikować niektóre choroby genetyczne, dlaczego po prostu tego nie zrobić? Wszystko zależy od tego, kto z tego korzysta, prawda?” – próbował tłumaczyć swoje stanowisko chiński naukowiec.
A obawy są ogromne, bo wraz z eksperymentami na zwierzętach pojawia się pokusa, by wykorzystać technologię dalej. Chiny są już pierwszym krajem, który opublikował badania na temat wykorzystania metody CRISPR/Cas w pracy nad ludzkimi embrionami. Na łamach internetowego magazynu Protein & Cell chiński zespół kierowany przez Junjiu Huanga z Uniwersytetu Sun-Jat-sena w Guangzhou szczegółowo opisał próby modyfikacji ludzkich embrionów pozyskanych z klinik leczących bezpłodność. Praca została odrzucona przez pisma „Nature” i „Science” m.in. z powodu zastrzeżeń natury etycznej.

Niezdrowa miłość zamiast 
Podejście do braci mniejszych zmienia się na lepsze w krajach takich jak Tajwan czy Japonia. Czworonogi nie są tam już tylko siłą roboczą czy źródłem pożywienia. Ale pojawił się nowy problem – psy i koty zaczynają być traktowane jako coś zamiast drugiego człowieka – dziecka, przyjaciela. Dane opublikowane przez Japońskie Stowarzyszanie Producentów Karm dla Zwierząt Domowych mówią o tym, że w 2009 r. w Kraju Kwitnącej Wiśni było 23,3 mln zwierząt domowych i jednocześnie 17 mln dzieci poniżej 15. roku życia. Podczas gdy liczba zwierząt trzymanych w domach rośnie, Japonia od lat jest krajem o jednym z najniższych wskaźników urodzeń.
„Nie mam dzieci, ale naprawdę kocham moje dwa psy” – powiedziała brytyjskiej gazecie „Guardian” Toshiko Horikoshi, chirurg oczny z Tokio. Zwierzaki pani doktor mają swój własny pokój i projektanta strojów. W ich garderobie są m.in. kapelusze, sukienki i okulary. W stolicy Japonii można znaleźć wiele butików, w których osoby takie jakie Horikoshi mogą kupować najnowsze modele strojów dla swoich pupili.
Biznes zaspokajający potrzeby właścicieli zwierzaków w Japonii jest wart ponad 15 mld dolarów i obejmuje poza butikami także m.in. restauracje z żywnością dla smakoszy albo z organicznym jedzeniem, ośrodki spa i te prowadzące zajęcia jogi. Oczywiście wszystko dla psów i kotów!
„W japońskim społeczeństwie naprawdę trudno, aby kobieta miała dziecko i utrzymała pracę […] tak więc moja partnerka zdecydowała, że nie będzie miała dzieci i dlatego mamy psa” – tłumaczył dziennikarzom „The Guardian” Akiba pracujący jako kamerzysta.
Podobnie sytuacja wygląda na Tajwanie. „Niełatwo wychować dzieci; a psa musisz tylko żywić. Nie musisz zapewnić mu edukacji” – powiedział amerykańskiemu magazynowi „The Atlantic” jeden z wystawców na targach psów w 2013 r. w tajwańskim mieście Taichung.
Zarówno w Japonii, jak i już na Tajwanie, istnieją kocie kawiarenki. To miejsca, w których klienci płacą za godzinę, by pić kawę (lub czasami alkohol), odpoczywać, czytać mangi (popularny japoński komiks) i bawić się z kotami. Są to pomieszczenia tak zaprojektowane, poprzez starannie dobrane meble, oświetlenie, materiały do czytania i podkład muzyczny, by wywołać wrażenie przebywania we własnym mieszkaniu. Nic dziwnego, że takie kawiarenki znajdziemy głównie w centrach miast w Japonii, gdzie jest wysoki odsetek ludzi żyjących samotnie. Lorraine Plourde ze Stanowego Uniwersytetu Nowojorskiego w Purchase, naukowiec, która badała fenomen japońskich kocich kawiarni, nazywa je „miejscami, które mają leczyć” – leczyć z samotności. 
O Japończykach często mówi się, że zamieniają się w „botchi-zoku”, czyli samotne plemię. Nie zakładają rodzin, nie rozwijają przyjaźni. Uciekają od ludzi, czasem jednak budzi się potrzeba towarzystwa drugiej żywej istoty i to pragnienie mają zaspokajać właśnie kocie restauracje. 
Nowe Państwo

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Bonum est diffusivum sui

Wojna bez zasad