Ogromne więzienie pod otwartym niebem
Na początku marca kolejny Tybetańczyk dokonał aktu samospalenia. Tsekho Tukchak uczynił to tuż przed kolejną rocznicą powstania w Tybecie w 1959 r. Gdy dokonywał tego czynu, krzyknął: „Niech żyje dalajlama i wolność dla Tybetu!”. Zostawił matkę, żonę i dwie córki. Jak mówią znajomi, był bardzo przejęty tym, co spotyka jego rodaków pod rządami komunistycznych Chin.
Od 2009 roku na podobną formę protestu – samospalenie – przeciwko chińskiej okupacji Tybetu zdecydowały się, poza Tukchakiem, 152 osoby. Jak zauważa tybetańska pisarka i poetka Tsering Woeser w swojej książce „Tybet w ogniu”, samospalenia, wymagającego niewielkiego planowania, można dokonać w pojedynkę w okamgnieniu, przez co jest praktycznie niemożliwe do zatrzymania, a jednocześnie jednoznacznie mówi o oporze. I tak staje się najbardziej dramatycznym sposobem wykrzyczenia prawdy o Tybecie, gdy wszystkie inne możliwości zostały stłumione.
W świecie zajętym pieniędzmi i wielką polityką sprawa Tybetu i losu jego mieszkańców rzeczywiście została wyciszona. I tylko takie dramatyczne akty jak ten Tsekho Tukchaka przypominają na moment, że oparta na obecności setek tysięcy chińskich żołnierzy okupacja Tybetu trwa i jest pogwałceniem przepisów międzynarodowych oraz fundamentalnego prawa Tybetańczyków do niepodległości.
Powstanie przeciwko chińskiemu okupantowi
Zanim w 1949 roku oddziały Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej wkroczyły do Tybetu, był on niepodległym państwem. Miał swoje własne: rząd, język, walutę i system prawny. Komunistyczne władze chińskie natychmiast rozpoczęły działania w celu zmiany tradycyjnych struktur społeczno-gospodarczych w Tybecie. I tak doszło do sekularyzacji dóbr klasztornych i kolektywizacji. To doprowadziło do wybuchu 10 marca 1959 r. antychińskiego powstania, krwawo stłumionego przez Chińczyków.
Według szacunków tybetańskiego rządu na uchodźstwie podczas walk powstańczych w 1959 r. zginęło blisko 90 tys. Tybetańczyków. Aresztowano i stracono tysiące tybetańskich mnichów. Większość świątyń i klasztorów ograbiono i zniszczono. Na karę śmierci chińscy komuniści skazywali każdego, kto posiadał w domu jakąkolwiek broń. W związku z tymi wydarzeniami ponad 80 tys. tybetańskich uchodźców wyemigrowało do Indii, a wraz z nimi duchowy przywódca Dalajlama XIV.
Lhakpa Dolma pamiętająca te tragiczne dni z 1959 r., których była świadkiem jako dziecko, tak je opisała dziennikarzom „History Today”, historycznemu czasopismu wydawanemu w Wielkiej Brytanii: „Bardzo dobrze pamiętam początek tybetańskiego powstania narodowego w Lhasie. 10 marca 1959 roku odbyło się masowe zebranie przed pałacami Potala i Norbu Lingka, na którym potępiono chiński reżim komunistyczny, a następnie ludzie przemaszerowali ulicą; podczas marszu ogłoszono, że Tybet jest niezależny i że Chiny muszą go opuścić. Przez cały czas chińscy żołnierze z bronią maszynową w pogotowiu obserwowali tłum z dachów, grożąc przez głośniki, że jeśli Tybetańczycy nie poddadzą się natychmiast, Lhasa zostanie ostrzelana... Mam żywe wspomnienia z przyłączenia się do marszu i kroczenia Bha-Khor, główną ulicą Lhasy. Na początku, jako dziecko, nie zdawałam sobie sprawy ze znaczenia tego historycznego marszu i wszystkiego, co się działo, dopóki nie usłyszałam groźby chińskich żołnierzy. Był to czas bardzo napięty i bardzo niepewny, a po dwóch dniach ostrzału i walk Chińczycy całkowicie kontrolowali miasto. To była tragedia dla Tybetańczyków, którzy nie wiedzieli, jaka będzie sytuacja pod chińskimi rządami, i byliśmy bardzo zaniepokojeni bezpieczeństwem Jego Świątobliwości Dalajlamy”.
Niszczenie narodu
Od narodowego powstania w Tybecie zamordowano ponad 1,2 mln jego mieszkańców, a tysiące są więzione i poddawane torturom. Utworzony przez Pekin Tybetański Region Autonomiczny jest niezależny tylko z nazwy. Chińskie władze robią wszystko, aby zanikła tożsamość tybetańska. Ponad 6 tys. klasztorów zostało zniszczonych w obszarach miejskich i części wiejskich, dużą liczbę mieszkańców stanowią chińscy koloniści, czyniąc z Tybetańczyków mniejszość w swoim własnym kraju. Pekin twierdzi, iż przyczynia się do rozwoju Tybetu. Jednak większość stanowisk pracy przyznawana jest Chińczykom. Wydawane są ogromne sumy na rozwój dróg i zakładów przemysłowych, co służy rosnącej militaryzacji Tybetu. Całkowicie zaniedbany jest rozwój edukacji i systemu opieki zdrowotnej. Komuniści stopniowo niszczą środowisko naturalne Tybetu. Działalność kopalni odkrywkowych, zaśmiecanie odpadami nuklearnymi i wycinka lasów na olbrzymią skalę doprowadzają do degradacji regionu nazywanego dachem świata.
Nowy Mao i jeszcze większe więzienie
Chiński prezydent Xi Jinping rozpoczyna właśnie drugą kadencję swoich rządów. Takich kadencji może być jeszcze kilka, bo w marcu tego roku na sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (OZPL), chińskiego parlamentu, dokonano zmiany w konstytucji ChRL, która pozwala Xi rządzić dożywotnio. Nic więc dziwnego, że do obecnego przywódcy Państwa Środka od razu przylgnęło określenie Mao 2.0.
Gdy Xi Jinping dochodził do władzy w 2012 r., pojawiła się nadzieja, że mogą nastąpić zmiany w chińskiej polityce wobec Tybetu, ale szybko okazało się, że Xi jest wiernym wyznawcą polityki stabilność ponad wszystko. A stabilność według przywódcy Chin to rządy KPCh i rozprawianie się ze wszelkimi przejawami tworzenia się społeczeństwa obywatelskiego. Podczas XIX Zjazdu KPCh w październiku ubiegłego roku Xi w swoim przemówieniu zagroził tym, którzy ośmieliliby się podważyć tę stabilność i którzy jak Tybetańczycy żyją pod okupacją: „Nie pozwolimy nikomu, żadnej organizacji lub jakiejkolwiek partii politycznej, w żadnym dowolnym momencie lub w jakiejkolwiek formie oddzielić jakąkolwiek część chińskiego terytorium od Chin”. Polityka Xi polega na zduszeniu wszelkiej formy oporu w Tybecie. W miastach utworzono setki nowych posterunków policji, co zezwala służbie bezpieczeństwa na dokładne monitorowanie mieszkańców. Ponad 20 tys. pracowników bezpieki zostało rozmieszczonych tylko po to, by śledzić codzienne życie mieszkańców tybetańskich wiosek. Te środki wraz ze ścisłą kontrolą Internetu i ogromną ilością kamer, nawet w klasztorach, mają na celu wykorzenienie wszelkich potencjalnych tzw. separatystów lub sabotażystów, wrogów tak cenionej przez Xi stabilności.
Podczas październikowego zjazdu KPCh cały Tybetański Region Autonomiczny został zamknięty dla turystów, zwiększono także chińskie siły bezpieczeństwa stacjonujące w prowincji, a w Internecie i mediach społecznościowych wprowadzono dodatkowe ograniczenia. W czasie trzygodzinnego przemówienia prezydenta Xi podczas zjazdu jedyną rzeczą, jaką Tybetańczycy mogli robić, było słuchanie tyrady komunistycznego przywódcy. Nawet dzieci w przedszkolu, pacjenci w szpitalach i więźniowie musieli obejrzeć przemówienie.
John Jones z Free Tibet, organizacji zrzeszającej Tybetańczyków i aktywistów podejmujących działania na rzecz wolności Tybetu, opisuje sytuację panującą obecnie w Tybecie jako „ogromne więzienie pod otwartym niebem”.
Rząd Xi Jinpinga także na arenie międzynarodowej zmusza inne państwa do milczenia na temat sytuacji w Tybecie, m.in. dotyczących łamania praw człowieka. We wrześniu ubiegłego roku Financial Times ujawnił, że niemiecka grupa wydawnicza Springer Nature, która rozszerza swoją współpracę z ChRL, zablokowała dostęp do co najmniej 1000 artykułów naukowych w Chinach, które dotyczyły tematów uznanych przez Pekin za wrażliwe, w tym Tajwanu, Tybetu i Hongkongu.
Partia o Tybecie prawdy nie powie
Komunistyczna Partia Chin poza represjami wobec Tybetańczyków prowadzi także kampanię propagandowo-edukacyjną, która powoduje, że sami Chińczycy mają wypaczony obraz Tybetu i Tybetańczyków.
Chiński dysydent i publicysta prawicowy mieszkający obecnie w USA Cao Changqing w artykule opublikowanym w 2008 r. pt. „Tybet: prawda a manipulacja”, opierając się m.in. na własnym doświadczeniu, choć także innych Chińczyków, pokazuje, jak do kwestii Tybetu podchodzą urodzeni w ChRL. Chińczyk wychowany w państwie, w którym nie ma wolności słowa, wolnych mediów, w którym rząd decyduje, jak interpretowana jest historia, wierzy, że Tybet niemal od zawsze był chiński, a dalajlama to terrorysta. Cao Changqing pisze, że wydana w maju 1993 r. przez pekińskie wydawnictwo Huaqiao książka pt. „Zapis niebywałych zmian w Tybecie” stwierdza m.in., że „zdławienie rebelii” w 1959 r. przyniosło „raj, jakiego wcześniej Tybetańczycy nie znali” i że „w Tybecie dokonała się tak duża zmiana, że można to nazwać cudem”. Jak podaje Cao, uznawany w ChRL za czołowego badacza Tybetu Ya Hanzhang przyznał, że pisał książki na zamówienie „z góry”, które miało służyć „walce ideologicznej”. Za pomocą takich kłamliwych i pisanych pod tezę publikacji rząd może mieć pewność, że żadne niepoprawne wiadomości nie zaśmiecają umysłów obywateli. Ale zdarzały się błędy. I to nawet samemu wielkiemu wodzowi Mao Zedongowi. W wydanej w 1945 roku książce „Rząd koalicyjny” Mao stwierdził, że Tybet ma prawo „do samostanowienia”, ale ten fragment w późniejszym wydaniu partia wykreśliła. W Hongkongu jeszcze kilka lat temu można było kupić pierwotne wydanie „Rządu koalicyjnego”.
Poddani praniu mózgów Chińczycy mają tylko taką wiedzę na temat Tybetu, jaką przekazuje im rząd. Cao Changqing podaje przykład swojej znajomej – członkini władz centralnych KPCh, która odwiedziła go w Nowym Jorku. Cao podarował jej książkę dalajlamy „O współczuciu”. „Jak zareagowała owa pani? »Dziwne, jego uśmiech wydaje się szczery i pełen miłości« – rzekła, patrząc na zdjęcie dalajlamy umieszczone na okładce, i przyznała, że nigdy nie widziała żadnej jego podobizny, ale to zdjęcie zupełnie nie pasowało do wizerunku, jaki utrwaliła w jej głowie propaganda komunistyczna – nie tak miał wyglądać »separatystyczny terrorysta i zdrajca«”. Po lekturze znajoma Cao zabrała dodatkową kopię książki dalajlamy do Pekinu, aby podarować ją znajomej.
Cao Changqing pisze, że nie bardzo zdziwiła go reakcja znajomej, bo sam doświadczył czegoś podobnego. W Chinach pracował jako dziennikarz, a jego wiedza na temat Tybetu ograniczała się do tego, co powiedział rząd. „Chociaż wydawało mi się, że Tybet to odległy i obcy ląd, to nigdy nie wątpiłem, że jest to część Chin. Dopiero kiedy przyjechałem do Stanów Zjednoczonych i zacząłem czytać prace opublikowane przez zachodnich i tybetańskich naukowców, zrozumiałem, że poglądy na temat Tybetu przedstawiane przez komunistów są jednostronne, a wiele z nich to po prostu nieprawda”.
Biorąc udział w Nowym Jorku w obchodach rocznicy powstania tybetańskiego, Cao Changqing zauważył, jak bardzo silny jest gniew młodego pokolenia Tybetańczyków wobec Chińczyków. Jeden z nich tłumaczył Cao: „Czy rzeczywiście nasza nienawiść jest bezpodstawna? Większość Chińczyków, jakich spotykamy, popiera chińską okupację Tybetu. Trudno nam więc zauważyć, że stanowisko komunistycznego rządu chińskiego różni się od podglądów Chińczyków”. Cao dochodzi więc w artykule do refleksji: „Może rzeczywiście powinniśmy się zacząć zastanawiać, dlaczego Tybetańczycy tak nas, Chińczyków, nienawidzą? Czy gdyby nie pogarda rządu komunistycznego i Chińczyków okazywana Tybetańczykom, to uczucie byłoby tak silne? […] Jestem święcie przekonany, że w Chinach, w których panowałby wolny przepływ informacji, większość Chińczyków uszanowałaby wybór Tybetańczyków, bo z głębi serca Chińczyków i Tybetańczyków wychodzi ten sam głos: wołanie o wolność!”. Cao Changqing uważa, że problemu Tybetu nie należy sprowadzać tylko do polityki wobec mniejszości czy nawet kwestii niepodległości Tybetu. Tu chodzi o wartości. „Jeśli wolność człowieka nie będzie traktowana jako najwyższa wartość, to Chiny nigdy nie staną się wolnym i demokratycznym państwem i nigdy nie będą w stanie sprostać problemom etnicznym czy sporom terytorialnym”.
Nowe Państwo
Od 2009 roku na podobną formę protestu – samospalenie – przeciwko chińskiej okupacji Tybetu zdecydowały się, poza Tukchakiem, 152 osoby. Jak zauważa tybetańska pisarka i poetka Tsering Woeser w swojej książce „Tybet w ogniu”, samospalenia, wymagającego niewielkiego planowania, można dokonać w pojedynkę w okamgnieniu, przez co jest praktycznie niemożliwe do zatrzymania, a jednocześnie jednoznacznie mówi o oporze. I tak staje się najbardziej dramatycznym sposobem wykrzyczenia prawdy o Tybecie, gdy wszystkie inne możliwości zostały stłumione.
W świecie zajętym pieniędzmi i wielką polityką sprawa Tybetu i losu jego mieszkańców rzeczywiście została wyciszona. I tylko takie dramatyczne akty jak ten Tsekho Tukchaka przypominają na moment, że oparta na obecności setek tysięcy chińskich żołnierzy okupacja Tybetu trwa i jest pogwałceniem przepisów międzynarodowych oraz fundamentalnego prawa Tybetańczyków do niepodległości.
Powstanie przeciwko chińskiemu okupantowi
Zanim w 1949 roku oddziały Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej wkroczyły do Tybetu, był on niepodległym państwem. Miał swoje własne: rząd, język, walutę i system prawny. Komunistyczne władze chińskie natychmiast rozpoczęły działania w celu zmiany tradycyjnych struktur społeczno-gospodarczych w Tybecie. I tak doszło do sekularyzacji dóbr klasztornych i kolektywizacji. To doprowadziło do wybuchu 10 marca 1959 r. antychińskiego powstania, krwawo stłumionego przez Chińczyków.
Według szacunków tybetańskiego rządu na uchodźstwie podczas walk powstańczych w 1959 r. zginęło blisko 90 tys. Tybetańczyków. Aresztowano i stracono tysiące tybetańskich mnichów. Większość świątyń i klasztorów ograbiono i zniszczono. Na karę śmierci chińscy komuniści skazywali każdego, kto posiadał w domu jakąkolwiek broń. W związku z tymi wydarzeniami ponad 80 tys. tybetańskich uchodźców wyemigrowało do Indii, a wraz z nimi duchowy przywódca Dalajlama XIV.
Lhakpa Dolma pamiętająca te tragiczne dni z 1959 r., których była świadkiem jako dziecko, tak je opisała dziennikarzom „History Today”, historycznemu czasopismu wydawanemu w Wielkiej Brytanii: „Bardzo dobrze pamiętam początek tybetańskiego powstania narodowego w Lhasie. 10 marca 1959 roku odbyło się masowe zebranie przed pałacami Potala i Norbu Lingka, na którym potępiono chiński reżim komunistyczny, a następnie ludzie przemaszerowali ulicą; podczas marszu ogłoszono, że Tybet jest niezależny i że Chiny muszą go opuścić. Przez cały czas chińscy żołnierze z bronią maszynową w pogotowiu obserwowali tłum z dachów, grożąc przez głośniki, że jeśli Tybetańczycy nie poddadzą się natychmiast, Lhasa zostanie ostrzelana... Mam żywe wspomnienia z przyłączenia się do marszu i kroczenia Bha-Khor, główną ulicą Lhasy. Na początku, jako dziecko, nie zdawałam sobie sprawy ze znaczenia tego historycznego marszu i wszystkiego, co się działo, dopóki nie usłyszałam groźby chińskich żołnierzy. Był to czas bardzo napięty i bardzo niepewny, a po dwóch dniach ostrzału i walk Chińczycy całkowicie kontrolowali miasto. To była tragedia dla Tybetańczyków, którzy nie wiedzieli, jaka będzie sytuacja pod chińskimi rządami, i byliśmy bardzo zaniepokojeni bezpieczeństwem Jego Świątobliwości Dalajlamy”.
Niszczenie narodu
Od narodowego powstania w Tybecie zamordowano ponad 1,2 mln jego mieszkańców, a tysiące są więzione i poddawane torturom. Utworzony przez Pekin Tybetański Region Autonomiczny jest niezależny tylko z nazwy. Chińskie władze robią wszystko, aby zanikła tożsamość tybetańska. Ponad 6 tys. klasztorów zostało zniszczonych w obszarach miejskich i części wiejskich, dużą liczbę mieszkańców stanowią chińscy koloniści, czyniąc z Tybetańczyków mniejszość w swoim własnym kraju. Pekin twierdzi, iż przyczynia się do rozwoju Tybetu. Jednak większość stanowisk pracy przyznawana jest Chińczykom. Wydawane są ogromne sumy na rozwój dróg i zakładów przemysłowych, co służy rosnącej militaryzacji Tybetu. Całkowicie zaniedbany jest rozwój edukacji i systemu opieki zdrowotnej. Komuniści stopniowo niszczą środowisko naturalne Tybetu. Działalność kopalni odkrywkowych, zaśmiecanie odpadami nuklearnymi i wycinka lasów na olbrzymią skalę doprowadzają do degradacji regionu nazywanego dachem świata.
Nowy Mao i jeszcze większe więzienie
Chiński prezydent Xi Jinping rozpoczyna właśnie drugą kadencję swoich rządów. Takich kadencji może być jeszcze kilka, bo w marcu tego roku na sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (OZPL), chińskiego parlamentu, dokonano zmiany w konstytucji ChRL, która pozwala Xi rządzić dożywotnio. Nic więc dziwnego, że do obecnego przywódcy Państwa Środka od razu przylgnęło określenie Mao 2.0.
Gdy Xi Jinping dochodził do władzy w 2012 r., pojawiła się nadzieja, że mogą nastąpić zmiany w chińskiej polityce wobec Tybetu, ale szybko okazało się, że Xi jest wiernym wyznawcą polityki stabilność ponad wszystko. A stabilność według przywódcy Chin to rządy KPCh i rozprawianie się ze wszelkimi przejawami tworzenia się społeczeństwa obywatelskiego. Podczas XIX Zjazdu KPCh w październiku ubiegłego roku Xi w swoim przemówieniu zagroził tym, którzy ośmieliliby się podważyć tę stabilność i którzy jak Tybetańczycy żyją pod okupacją: „Nie pozwolimy nikomu, żadnej organizacji lub jakiejkolwiek partii politycznej, w żadnym dowolnym momencie lub w jakiejkolwiek formie oddzielić jakąkolwiek część chińskiego terytorium od Chin”. Polityka Xi polega na zduszeniu wszelkiej formy oporu w Tybecie. W miastach utworzono setki nowych posterunków policji, co zezwala służbie bezpieczeństwa na dokładne monitorowanie mieszkańców. Ponad 20 tys. pracowników bezpieki zostało rozmieszczonych tylko po to, by śledzić codzienne życie mieszkańców tybetańskich wiosek. Te środki wraz ze ścisłą kontrolą Internetu i ogromną ilością kamer, nawet w klasztorach, mają na celu wykorzenienie wszelkich potencjalnych tzw. separatystów lub sabotażystów, wrogów tak cenionej przez Xi stabilności.
Podczas październikowego zjazdu KPCh cały Tybetański Region Autonomiczny został zamknięty dla turystów, zwiększono także chińskie siły bezpieczeństwa stacjonujące w prowincji, a w Internecie i mediach społecznościowych wprowadzono dodatkowe ograniczenia. W czasie trzygodzinnego przemówienia prezydenta Xi podczas zjazdu jedyną rzeczą, jaką Tybetańczycy mogli robić, było słuchanie tyrady komunistycznego przywódcy. Nawet dzieci w przedszkolu, pacjenci w szpitalach i więźniowie musieli obejrzeć przemówienie.
John Jones z Free Tibet, organizacji zrzeszającej Tybetańczyków i aktywistów podejmujących działania na rzecz wolności Tybetu, opisuje sytuację panującą obecnie w Tybecie jako „ogromne więzienie pod otwartym niebem”.
Rząd Xi Jinpinga także na arenie międzynarodowej zmusza inne państwa do milczenia na temat sytuacji w Tybecie, m.in. dotyczących łamania praw człowieka. We wrześniu ubiegłego roku Financial Times ujawnił, że niemiecka grupa wydawnicza Springer Nature, która rozszerza swoją współpracę z ChRL, zablokowała dostęp do co najmniej 1000 artykułów naukowych w Chinach, które dotyczyły tematów uznanych przez Pekin za wrażliwe, w tym Tajwanu, Tybetu i Hongkongu.
Partia o Tybecie prawdy nie powie
Komunistyczna Partia Chin poza represjami wobec Tybetańczyków prowadzi także kampanię propagandowo-edukacyjną, która powoduje, że sami Chińczycy mają wypaczony obraz Tybetu i Tybetańczyków.
Chiński dysydent i publicysta prawicowy mieszkający obecnie w USA Cao Changqing w artykule opublikowanym w 2008 r. pt. „Tybet: prawda a manipulacja”, opierając się m.in. na własnym doświadczeniu, choć także innych Chińczyków, pokazuje, jak do kwestii Tybetu podchodzą urodzeni w ChRL. Chińczyk wychowany w państwie, w którym nie ma wolności słowa, wolnych mediów, w którym rząd decyduje, jak interpretowana jest historia, wierzy, że Tybet niemal od zawsze był chiński, a dalajlama to terrorysta. Cao Changqing pisze, że wydana w maju 1993 r. przez pekińskie wydawnictwo Huaqiao książka pt. „Zapis niebywałych zmian w Tybecie” stwierdza m.in., że „zdławienie rebelii” w 1959 r. przyniosło „raj, jakiego wcześniej Tybetańczycy nie znali” i że „w Tybecie dokonała się tak duża zmiana, że można to nazwać cudem”. Jak podaje Cao, uznawany w ChRL za czołowego badacza Tybetu Ya Hanzhang przyznał, że pisał książki na zamówienie „z góry”, które miało służyć „walce ideologicznej”. Za pomocą takich kłamliwych i pisanych pod tezę publikacji rząd może mieć pewność, że żadne niepoprawne wiadomości nie zaśmiecają umysłów obywateli. Ale zdarzały się błędy. I to nawet samemu wielkiemu wodzowi Mao Zedongowi. W wydanej w 1945 roku książce „Rząd koalicyjny” Mao stwierdził, że Tybet ma prawo „do samostanowienia”, ale ten fragment w późniejszym wydaniu partia wykreśliła. W Hongkongu jeszcze kilka lat temu można było kupić pierwotne wydanie „Rządu koalicyjnego”.
Poddani praniu mózgów Chińczycy mają tylko taką wiedzę na temat Tybetu, jaką przekazuje im rząd. Cao Changqing podaje przykład swojej znajomej – członkini władz centralnych KPCh, która odwiedziła go w Nowym Jorku. Cao podarował jej książkę dalajlamy „O współczuciu”. „Jak zareagowała owa pani? »Dziwne, jego uśmiech wydaje się szczery i pełen miłości« – rzekła, patrząc na zdjęcie dalajlamy umieszczone na okładce, i przyznała, że nigdy nie widziała żadnej jego podobizny, ale to zdjęcie zupełnie nie pasowało do wizerunku, jaki utrwaliła w jej głowie propaganda komunistyczna – nie tak miał wyglądać »separatystyczny terrorysta i zdrajca«”. Po lekturze znajoma Cao zabrała dodatkową kopię książki dalajlamy do Pekinu, aby podarować ją znajomej.
Cao Changqing pisze, że nie bardzo zdziwiła go reakcja znajomej, bo sam doświadczył czegoś podobnego. W Chinach pracował jako dziennikarz, a jego wiedza na temat Tybetu ograniczała się do tego, co powiedział rząd. „Chociaż wydawało mi się, że Tybet to odległy i obcy ląd, to nigdy nie wątpiłem, że jest to część Chin. Dopiero kiedy przyjechałem do Stanów Zjednoczonych i zacząłem czytać prace opublikowane przez zachodnich i tybetańskich naukowców, zrozumiałem, że poglądy na temat Tybetu przedstawiane przez komunistów są jednostronne, a wiele z nich to po prostu nieprawda”.
Biorąc udział w Nowym Jorku w obchodach rocznicy powstania tybetańskiego, Cao Changqing zauważył, jak bardzo silny jest gniew młodego pokolenia Tybetańczyków wobec Chińczyków. Jeden z nich tłumaczył Cao: „Czy rzeczywiście nasza nienawiść jest bezpodstawna? Większość Chińczyków, jakich spotykamy, popiera chińską okupację Tybetu. Trudno nam więc zauważyć, że stanowisko komunistycznego rządu chińskiego różni się od podglądów Chińczyków”. Cao dochodzi więc w artykule do refleksji: „Może rzeczywiście powinniśmy się zacząć zastanawiać, dlaczego Tybetańczycy tak nas, Chińczyków, nienawidzą? Czy gdyby nie pogarda rządu komunistycznego i Chińczyków okazywana Tybetańczykom, to uczucie byłoby tak silne? […] Jestem święcie przekonany, że w Chinach, w których panowałby wolny przepływ informacji, większość Chińczyków uszanowałaby wybór Tybetańczyków, bo z głębi serca Chińczyków i Tybetańczyków wychodzi ten sam głos: wołanie o wolność!”. Cao Changqing uważa, że problemu Tybetu nie należy sprowadzać tylko do polityki wobec mniejszości czy nawet kwestii niepodległości Tybetu. Tu chodzi o wartości. „Jeśli wolność człowieka nie będzie traktowana jako najwyższa wartość, to Chiny nigdy nie staną się wolnym i demokratycznym państwem i nigdy nie będą w stanie sprostać problemom etnicznym czy sporom terytorialnym”.
Nowe Państwo
Komentarze
Prześlij komentarz