Chińska sieć zła - książka, którą trzeba przeczytać

Chiny uważają, że Zachód okaże słabość w swoim wsparciu dla Tajwanu i że jeśli Zachód
będzie szukał kompromisu w sprawie Ukrainy, to będzie też chciał kompromisu w kwestii Tajwanu. Nasza słabość wobec Rosji w kwestii Ukrainy tylko ośmieli Chiny do wystąpienia przeciwko Tajwanowi. Były spekulacje i obawy, że Chiny zaatakują Tajwan niemal w tym samym czasie, kiedy miała miejsce inwazja Putina na Ukrainę. Myślę, że jednym z powodów, dla których Pekin tego nie zrobił, była na początku silniejsza, niż oczekiwał Pekin, reakcja Zachodu na rosyjską agresję – mówi Benedict Rogers w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie" brytyjski dziennikarz, założyciel organizacji Hong Kong Watch, konserwatysta i katolik, autor książki "Chińska sieć zła". 


Hanna Shen: Powstało wiele książek na temat Chin, ale Pana jest szczególna, bo przedstawia całe spektrum chińskiej tyranii. Jak narodził się pomysł przedstawienia Chin z takiej perspektywy?

Benedict Rogers: Napisałem już kilka innych książek, które głównie koncentrowały się na Mjanmie (Birmie). Chciałem, aby Chiny były tematem mojej kolejnej publikacji, bo to kraj, na którym skupia się teraz moja działalność. Ale jest tyle książek o Chinach i pomyślałem, czy ja mógłbym tu dodać coś nowego i wartościowego. Uświadomiłem sobie, że nie ma pozycji, która, jak Pani zauważyła, opisywałaby wszystkie aspekty kryzysu w kwestii praw człowieka w Chinach. Podjąłem także tematy natury relacji Komunistycznej Partii Chin (KPCh) z dwiema sąsiadującymi z Chinami dyktaturami, tj. Mjanmą i Koreą Płn., oraz zagrożeń ze strony Chin dla Tajwanu. 

Niedawno Margarita Simonjan, redaktor naczelna rosyjskiej RT i jedna z głównych propagandzistów Putina, w wywiadzie dla chińskiej gazety „Global Times” opowiadała o rusofobii i sinofobii na Zachodzie. Pekin i Moskwa lubią przedstawiać tych, którzy krytykują ich reżimy, jako nienawidzących Chin i Chińczyków lub Rosji i Rosjan. „Chińska sieć zła” zaczyna się od Pana osobistych doświadczeń w Chinach i z Chińczykami. To było celowe?

Tak. Uważałem, że należy przeciwstawić się tej chińskiej narracji – krytykujesz KPCh, to jesteś antychiński. Nie jestem antychiński. Wprost przeciwnie, kocham Chiny i Chińczyków. Byłem w Chinach wiele razy i mieszkałem tam przez kilka miesięcy jako 18-latek. Mam wielu chińskich przyjaciół. Właściwie to dlatego, że kocham Chiny, pragnę, aby prawa człowieka były tam przestrzegane i by powstrzymać przerażające okrucieństwa, jakie tam mają miejsce, tak aby Chińczycy byli wolni i mogli się w pełni realizować. Celowo więc pierwszy rozdział mojej książki jest taki osobisty, by pokazać, że nie jestem antychiński. Jestem prochiński, ale jestem przeciw KPCh.

A ten sprzeciw powoduje, że doświadczył Pan aktów agresji ze strony KPCh, np. w 2017 r. nie wpuszczono Pana do Hongkongu. Co takie ataki mówią nam o naturze chińskiego reżimu? W Polsce niektórzy eksperci próbują przedstawić nam obraz bardzo stabilnej władzy KPCh.

Takie akty pokazują, że w rzeczywistości ten reżim czuje się bardzo niepewnie i jest wręcz paranoiczny, w związku z czym dużo słabszy, niż my to odbieramy. Jeśli niepokoją ich działania jednostki, np. moje, i w związku z tym uciekają się do regularnych gróźb, np. poprzez anonimowe listy wysyłane do mnie, do moich sąsiadów, a nawet do mojej mamy, to dowodzi to, że nie są tak silną i stabilną władzą, jak chcą, żeby ich widziano.

Porozmawiajmy o Hongkongu. Wielu młodych Hongkończyków zostało zmuszonych do ucieczki z miasta. Przedsiębiorca medialny, katolik Jimmy Lai jest w więzieniu, a były biskup Hongkongu kard. Joseph Zen prawie tam trafił. Właśnie w Parlamencie Europejskim na wydarzeniu prowadzonym przez europoseł Annę Fotygę przedstawił Pan raport nt. wolności religijnej w Hongkongu. Jakie jest główne przesłanie tego raportu?

Główne przesłanie jest takie: wolność religijna w Hongkongu to ostatnia wolność, jaka się jeszcze tam utrzymuje po tym, jak wszystkie inne, m.in. wolność wypowiedzi, wolność do zrzeszania się, do zgromadzeń, zostały zniszczone. Jest ona pod ogromną presją. Wolność kultu religijnego, definiowana jako swoboda uczęszczania do kościołów, świątyń i synagog, pozostaje nienaruszona. Jednak w wypowiedziach duchownych podczas kazań panuje już powszechna autocenzura. Prawie wszyscy przywódcy religijni nie głoszą kazań na tematy związane ze sprawiedliwością, z godnością ludzką, prawami człowieka i wolnością. Istnieje również rosnąca presja na sektor edukacji ze względu na wpływ KPCh na program nauczania. Trzeba wiedzieć, że co najmniej 60 proc. szkół finansowanych przez rząd Hongkongu jest w rzeczywistości prowadzonych przez kościoły. Odgrywają więc one bardzo dużą rolę w edukacji i prowadzeniu szkół i teraz są pod dużą presją. Kampania Xi Jinpinga sinizacji religii, która prowadzona jest w Chinach, teraz dociera do Hongkongu i są jeszcze testy na patriotyzm. A wiadomo, że kiedy mówimy o sinizacji i patriotyzmie w wydaniu KPCh, to nie mówimy o kulturze czy miłości do kraju, ale o lojalności wobec partii. To, co dzieje się w Hongkongu w zakresie wolności wyznania, różni się od tego, co dzieje się w Chinach. W ChRL sytuacja jest znacznie bardziej dramatyczna i dotkliwa. Tam mamy zamykanie i niszczenie kościołów i krzyży. Tego nie ma w Hongkongu. Nie ma też aresztowań przywódców religijnych, choć były już próby zatrzymania duchownych, wspomniała pani o kard. Zenie. W Hongkongu widzimy podstępne, swego rodzaju powolne duszenie wolności religijnej i zmuszanie ludzi religijnych do kompromisów, do których nigdy nie powinni być zmuszani.

A jak w obliczu tych prześladowań religijnych ze strony KPCh, właściwie wojny Chin z chrześcijaństwem, spojrzeć na działalność papieża Franciszka, np. na umowę podpisaną przez Watykan z Pekinem – kiedy rozmawiałam z kard. Josephem Zenem, powiedział, że nie byłoby to możliwe za pontyfikatu Jana Pawła II – czy też na milczenie Franciszka w sprawie Hongkongu i ludobójstwa w Xinjiangu?

Nie kwestionuję dobrych intencji papieża Franciszka, czyli próby normalizacji stosunków między Chinami a Watykanem, normalizacji sytuacji chrześcijan w Chinach oraz zapewnienia im lepszej ochrony. Jednak w rzeczywistości porozumienie z Pekinem przyniosło odwrotny efekt. Prześladowania nasiliły się. O ile mi wiadomo, żaden z katolickich biskupów i księży przetrzymywanych w więzieniach przed zawarciem porozumienia nie został zwolniony, a nawet doszło do kolejnych aresztowań biskupów.

Ale najgorszą sprawą jest to, o czym pani wspomniała, że Pekin kupił milczenie papieża. Franciszek nie zabiera głosu w kwestii Hongkongu. Nie mówi o prześladowaniach chrześcijan w Chinach i prawie milczy na temat ludobójstwa Ujgurów. I jest chyba pierwszym papieżem w najnowszej historii, który nie chciał się spotkać z Dalajlamą. To bardzo smutne, bo przecież jest to papież, który z reguły dużo mówi o niesprawiedliwości i konfliktach; właściwie co niedzielę, gdy odmawia „Anioł Pański”, mówi o jednej czy drugiej części świata, ale ta jedna, o której milczy, to Chiny, w tym także Hongkong. Tak więc bardzo krytycznie podchodzę do umowy Watykanu z Pekinem, bo zamiast poprawić sytuację chrześcijan, to ją pogorszyła.

W przemówieniu podczas rosyjskiej agresji na Gruzję w 2008 r. prezydent Polski Lech Kaczyński przewidział: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”. I mamy teraz brutalną rosyjską agresję na Ukrainie. Obecnie widzimy też, że wsparcie Zachodu dla Ukrainy słabnie. Beneficjentem tego jest oczywiście Putin, ale co dla Chin oznacza to słabnące poparcie Zachodu i możliwość zmuszenia Ukrainy do podpisania jakiegoś wynegocjowanego porozumienia pokojowego?

To bardzo niebezpieczny z punktu widzenia Zachodu sygnał dla Pekinu. Chiny uważają, że Zachód okaże słabość w swoim wsparciu dla Tajwanu i że jeśli Zachód będzie szukał kompromisu w sprawie Ukrainy, to będzie też chciał kompromisu w kwestii Tajwanu. Nasza słabość wobec Rosji w kwestii Ukrainy tylko ośmieli Chiny do wystąpienia przeciwko Tajwanowi. Były spekulacje i obawy, że Chiny zaatakują Tajwan niemal w tym samym czasie, kiedy miała miejsce inwazja Putina na Ukrainę. Myślę, że jednym z powodów, dla których Pekin tego nie zrobił, była na początku silniejsza, niż oczekiwał Pekin, reakcja Zachodu na rosyjską agresję. Uważam za niezwykle istotne, abyśmy utrzymali to wsparcie dla Ukrainy, bo w przeciwnym razie – jak mówił wasz śp. prezydent – ośmieli to Putina do dalszych posunięć w Europie i z pewnością ośmieli Pekin w kwestii Tajwanu.

„Chińska sieć zła” ukazała się w Polsce w szczególnym momencie – Rosja kontynuuje barbarzyńską wojnę przeciwko Ukrainie, której Chiny nigdy nie potępiły, wzmacnia się trójstronny sojusz Rosji, Chin i Korei Północnej, Hamas brutalnie zaatakował Izrael i tego Pekin też nie potępił. Czy KPCh jest mózgiem tej nowej osi zła? Czy te wojny wpisują się w ich plan osiągnięcia globalnej hegemonii do 2049 r.?

Obawiam się, że bardzo się wpisują, choć nie jestem przekonany, że to Chiny za nimi stoją w tym sensie, że to nie one je zainicjowały. Pekin zdecydowanie buduje nową oś zła przede wszystkim z Rosją, ale także z Koreą Północną, Iranem i innymi reżimami autorytarnymi. Istnieją także wyraźne powiązania, poprzez Iran, Chin z Hamasem. Więc tak, Chiny manipulują, manewrują i czerpią korzyści ze wszystkich tych konfliktów. Widzieliśmy to już, gdy Stany Zjednoczone i ich sojusznicy bardzo pospiesznie opuścili Afganistan, pozostawiając próżnię, w którą natychmiast weszły Chiny i zbudowały stosunki z talibami. Pekin wykorzystuje każdą okazję do obrócenia światowych kryzysów na swoją korzyść.

W swojej książce cytuje Pan amerykańskiego kongresmena Chrisa Smitha, który powiedział, odnosząc się do masakry na placu Tiananmen: „Musisz wybrać między czołgiem (tank) a Nieznanym Buntownikiem (Tank Manem – mężczyzną, który stanął na drodze czołgów jadących w stronę placu Tiananmen – przyp. red.). Nie ma drogi pośredniej”. Dziś w odniesieniu do relacji z Chinami stoimy przed tym wyborem. Jednak wiele krajów zachodnich nadal szuka drogi pośredniej. Zamiast o zagrożeniach ze strony Chin mówi się o wyzwaniach. Francja i Niemcy nie chcą decouplingu (rozdzielenie zależności gospodarczych z ChRL, przenoszenie produkcji przemysłowej i łańcuchów do innych regionów i krajów – przyp. red.). Czy Zachód nie nauczył się niczego na błędach z Rosją?


Istnieje niebezpieczeństwo, że zapominamy lub wyrzucamy z pamięci te lekcje. Rok lub dwa lata temu miałem większe nadzieje, że po połączeniu wszystkiego, czego nauczyliśmy się w pandemii COVID-19, roli Chin w niej, ich oszustw i tuszowania prawdy, a także rosnącej świadomości zagrożeń, jakie w systemach 5G stwarzają chińskie firmy telekomunikacyjne takie jak Huawei, i dzięki dowodom, które pojawiły się w ostatnich latach na temat tego, co dzieje się z Ujgurami w Xinjiangu, i tego, co wydarzyło się w Hongkongu w ciągu ostatnich kilku lat, Zachód zaczyna się budzić i że widać oznaki zmiany polityki. Jednak teraz wydaje się, że wiele krajów wycofuje się i chce wrócić do „business as usual” w relacjach z Chinami. To wielki błąd.

Stopień, w jakim Chiny zinfiltrowały Zachód, ilustruje niedawny skandal szpiegowski w Wielkiej Brytanii. W marcu badacz posiadający przepustkę do brytyjskiego parlamentu i pracujący dla think tanku zajmującego się Chinami został aresztowany pod zarzutem szpiegostw
a na rzecz ChRL. Zwerbowany prawdopodobnie w Chinach, był uśpionym agentem przez lata. Rząd brytyjski mówi teraz o „ogromnej” skali chińskiego szpiegostwa. Czy zgadza się Pan z tą oceną?

To bardzo poważna sprawa i myślę, że nasze agencje wywiadowcze MI5, MI6, a także parlamentarna Komisja ds. Wywiadu i Bezpieczeństwa, która opublikowała raport na ten temat latem br., nie wysyłałyby publicznych ostrzeżeń, gdyby nie było na to dowodów. W zeszłym roku mieliśmy głośną sprawę prawnika Christine Lee, osoby, która może nie była szpiegiem, ale z pewnością zajmowała się wywieraniem wpływu i infiltracją. Aktywnie zakłócała procesy polityczne w parlamencie Zjednoczonego Królestwa i, jak wspomniany przez panią szpieg pracujący dla jednego z think tanków, miała łatwy dostęp do czołowych polityków. Chiny wyraźnie prowadzą ciągłą kampanię wpływu, infiltracji, zastraszania i szpiegostwa. Musimy to traktować bardzo poważnie. Oczywiście inne kraje także stwarzają takie zagrożenia, ale Chiny są pod tym względem najbardziej wyrafinowane i konsekwentne.

Pod rządami komunistów Kościół katolicki i Polacy nie mogli pozostać neutralni w walce z komunizmem. Pan też jest katolikiem i wiara musiała odegrać ważną rolę w tym, że zdecydował się Pan bronić praw człowieka i wolności wyznania w Chinach, Hongkongu itp.

Wiara to najważniejszy czynnik inspirujący mnie do tego, co robię. Moja wiara i moja praca na rzecz praw człowieka i wolności są ze sobą powiązane od samego początku. Zostałem chrześcijaninem na uniwersytecie w 1994 r. i zaledwie kilka miesięcy później usłyszałem przemówienie członkini Izby Lordów, baronowej Cox, niestrudzonej działaczki na rzecz praw człowieka i wolności religijnej, i to właśnie ta mowa sprawiła, że zaangażowałem się w pracę, którą do dziś wykonuję. 10 lat temu przyjąłem katolicyzm. To było w Mjanmie, a stało się dzięki i z rąk mojego przyjaciela kard. Charlesa Bo, arcybiskupa Rangunu. I od tego czasu wiara motywuje mnie i prowadzi, tak jak i chrześcijanie, których poznałem, m.in. Jimmy Lai i kard. Zen.

Niezależna.pl

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Tajwańskie maszyny trafiały do Rosji

Mieszanka chińskiego autorytaryzmu i zachodniego wokeizmu