Dziedzica zaadoptuję

W kręgu kultury europejskiej można adoptować osobę niepełnoletnią, bo adopcja jest dla nas równoznaczna z przejęciem opieki nad kimś, kto jeszcze nie potrafi się o siebie zatroszczyć. Zupełnie inne podejście do adopcji wykształciło się w Japonii
Procedury adopcyjne w Japonii do łatwych nie należą. Proces jest długotrwały i zniechęcający. Według danych japońskiego Ministerstwa Zdrowia, Pracy i Opieki Społecznej, na 7 tys. par, które w latach 2006–2010 ubiegały się o adopcję dziecka, tylko 309 uzyskało zgodę. Paradoksalnie, to właśnie Japonia jest państwem, w którym dochodzi do największej liczby adopcji na świecie: ponad 80 tys. rocznie. To nie dzieci się jednak adoptuje. 98 proc. adoptowanych stanowią dorośli mężczyźni w wieku od 20 do 30 lat. – To zjawisko niespotykane na tak dużą skalę  w innych krajach – twierdzi Vikas Mehrotra z kanadyjskiego Uniwersytetu Alberty, badający zjawisko adopcji dorosłych w Japonii.
Adoptowany syn i zięć w jednym
Adopcja dorosłych w Państwie Kwitnącej Wiśni stała się idealnym rozwiązanie dla właścicieli rodzinnych biznesów, którzy nie mają odpowiednich następców do przejęcia familijnego interesu. – To po prostu bardzo pragmatyczna decyzja, pozwalająca na przetrwanie rodzinnego biznesu – tłumaczy Mariko Fujiwawa, socjolog z Instytutu Hakuhodo. W pokonaniu problemów związanych z procedurami adopcyjnymi pomagają w takich przypadkach specjalnie wyspecjalizowane firmy doradcze i prawnicze. Kandydata na przyszłego syna wybiera się z reguły spośród najbardziej obiecujących menedżerów w firmie. Adoptowany może być tylko o dzień młodszy od swoich przyszłych rodziców, których nazwisko przyjmie. Nowy syn przysięga wierność swoim „nowym” przodkom. Często zdarza się, że już adoptowany syn poślubia biologiczną córkę nowych rodziców, stając się wtedy „muko-yoshi”, czyli adoptowanym zięciem. Jeżeli kandydat na dziedzica ma już żonę, możliwa jest i jej adopcja. Biologiczni rodzice zaadoptowanych przez biznesmenów dorosłych dzieci otrzymują „rekompensatę” w wysokości kilku milionów yenów (1 mln yenów to ok. 10 tys. USD).
Dobry menedżer znaczy adoptowany
Do adopcji dochodzi nie tylko dlatego, że rodzina nie ma męskiego potomka. Japońscy właściciele rodzinnego biznesu wydają się wierzyć w słowa amerykańskiego przemysłowca szkockiego pochodzenia Andrew Carnegie, który twierdził, że „nic tak nie zabija talentu i energii jak odziedziczone bogactwo”; wielu japońskich szefów uważa, że ich synowie nie nadają się do przejęcia familijnego biznesu i wolą adoptować bardziej kompetentnego menedżera, który w ich firmie pracuje od początku swojej kariery, przechodząc przez wszystkie możliwe stanowiska, zanim stanie na szczycie.
Znane na całym świecie japońskie firmy, takie jak Toyota czy Canon, są zarządzane właśnie przez muko-yoshi. Adoptowanym zięciem jest także obecny szef Suzuki Motors Corporations Osamu Suzuki, urodzony w 1953 r. w rodzinie Matsuda. W wieku 28 lat został zaadoptowany przez Shunzou Suzuki, ówczesnego szefa firmy Suzuki, a następnie poślubił jego córkę Shoko. Sam Osamu był także wyznawcą teorii Andrew Carnegie i nie bardzo wierzył w zdolności kierowania firmą przez swojego biologicznego syna. Na swojego następcę wskazywał zięcia. – Jeśli chodzi o wiek i doświadczenie, Ono (imię zięcia), jest bardziej wykwalifikowany od mojego syna – tłumaczył Osamu. Tragiczna śmierć Ono spowodowała, że Osamu odłożył marzenia o wcześniejszej emeryturze i nadal zarządza firmą.
Zdarza się, że zaadoptowany syn nie jest jednak w stanie sprostać stawianym mu oczekiwaniom i wtedy po prostu zostaje wydziedziczony, a rodzina rozpoczyna poszukiwania nowego kandydata na „syna”.
Agencje szukające dziedziców
Znalezienie odpowiedniego kandydata w kraju, w którym współczynnik dzietności jest jednym z najniższych na świecie (1,3 dziecka na kobietę), jest coraz trudniejsze. W takiej sytuacji pomocą służą firmy specjalizujące się w prześwietlaniu przeszłości kandydatów do adopcji i w aranżowaniu małżeństw (tzw. omiai) korzystnych dla familijnego biznesu. Jedną z takich agencji prowadzi Chieko Date. Ta przedsiębiorcza Japonka pomogła już znaleźć ponad 600 przyszłych dziedziców dla rodzinnych firm. W wypowiedzi dla dziennika „The Independent” Chieko chwali się, że żaden z adoptowanych dzięki jej staraniom mężczyzn nie został wydziedziczony. Zanim dojdzie jednak do adopcji, jej firma musi przeprowadzić wiele spotkań z potencjalnymi kandydatami i ich biologicznymi rodzicami, sprawdzić historię jego rodziny i upewnić się, że nie ma on np. długów. Coraz częściej, jak mówi Chieko, zgłaszają się do niej młodzi mężczyźni, widzący w adopcji szansę na zrobienie kariery. „Wspinanie się na wyższe szczeble w japońskich firmach jest niezwykle trudne. Wielu młodych i ambitnych mężczyzn wyszukuje firmy, których szefowie mają córki, i zgłasza się do mnie, abym pomogła im w zaaranżowaniu adopcji i małżeństwa” – wyjaśnia Chieko.
Furtka dla gejów
W trakcie prześwietlania kandydata Chieko Date musi także sprawdzić, czy nie jest on aby homoseksualistą. Taki kandydat od razu odpada. Jednak, paradoksalnie, jednym z beneficjentów  łatwych adopcji dorosłych w Japonii stali się w ostatnich latach właśnie homoseksualiści. Adopcja (podobnie jak w wielu stanach USA) stała się ukrytą formą legalizacji związków gejowskich. Małżeństwa homoseksualistów są nielegalne w Kraju Kwitnącej Wiśni, a poparcie dla nich w społeczeństwie jest niewielkie. Homoseksualiści, nie mając szans na przeforsowanie jakichkolwiek zmian w prawie, zwrócili się więc ku adopcji swoich partnerów, widząc w tym, jak twierdzą, możliwość zabezpieczenia praw majątkowych i dziedziczenia. W urzędzie miejskim, w rejestrze rodzin „koseki” homoseksualiści wpisywani są jako rodzic i dziecko. Prawo japońskie mówi, że jeśli relacje w takim związku wykraczają poza właściwe dla relacji ojciec–dziecko, związek jest unieważniany. Z tego prawa korzystają czasem niezadowolone rodziny homoseksualistów, którzy poddali się adopcji. Po prostu donoszą władzy, na czym polega ich faktyczna relacja, a wtedy adopcja ulega unieważnieniu.
Gazeta Polska

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Bonum est diffusivum sui

Wojna bez zasad