Wyspy wojny

Spór o Morze Południowochińskie jest dziś uważany przez wielu ekspertów za jedno z największych zagrożeń dla bezpieczeństwa regionalnego. Dwa archipelagi położone w tym rejonie, Wysp Paracelskich i Wysp Spratly, mają duże znaczenie strategiczne – tędy przebiegają ważne szlaki zaopatrzeniowe i trasy flot morskich. Tu także znajdują się złoża ropy naftowej, gazu ziemnego, bogate łowiska ryb i obfite ilości guana – naturalnego ptasiego nawozu.


Prawa do strategicznych terenów na Morzu Południowochińskim rości sobie wiele okolicznych państw, takich jak Chiny Ludowe, Wietnam, Filipiny, a także Malezja i Tajwan (Republika Chińska). Na straży swoich interesów w tym rejonie stoją też Stany Zjednoczone, Japonia, Korea Południowa, Indie, Australia i Rosja.

Od zawsze chińskie
Pekin stoi na stanowisku, że wody Morza Południowochińskiego „od zawsze” należały do chińskiej strefy wpływów. Władze komunistyczne powołują się na źródła historyczne – dane archeologiczne mówiące o tym, że już przed naszą erą rybacy chińscy dokonywali połowów w tym regionie. Dziś gwałtownie rozwijająca się gospodarka Państwa Środka i konieczność sprostania wymaganiom w sektorze energetycznym zmuszają Pekin do szukania nowych źródeł surowców. Chińczycy szacują, że złoża ropy naftowej w rejonie Morza Południowochińskiego wynoszą od 23 do 30 mld ton, a gazu około16 trylionów metrów sześciennych. Pekin zaczął więc coraz odważniej mówić o podboju regionu. Jesienią zeszłego roku Long Tao, wpływowy analityk Komitetu ds. Funduszy Energetycznych, a także członek działającego na Uniwersytecie w Zhejiang Centrum Badań nad Pokojem i Bezpieczeństwem, wezwał chiński rząd do wypowiedzenia wojny Wietnamowi i Filipinom i „przejęcia pełnej kontroli nad rejonem Wysp Paracelskich i Wysp Spratly na Morzu Południowochińskim”. Long Tao zamieścił swój komentarz na łamach „Global Timesa” („Huanqiu”), gazety wydawanej przez Komunistyczną Partię Chin Ludowych. Analityk wskazuje, że atak na Wietnam i Filipiny, które to państwa określa jako „najgłośniejszych wichrzycieli w rejonie”, odstraszy innych potencjalnych, i to większych, wrogów ChRL. Według Long Tao w wyniku działań wojennych Chiny przekształcą Morze Południowochińskie w „morze ognia”, jako że w rejonie Wysp Spratly znajduje się około tysiąca platform wiertniczych i lotnisk, z których jednak żadne nie należy do Chin. Jego zdaniem Pekin nie powinien obawiać się interwencji międzynarodowej. „USA zajęte są wojną z terroryzmem i Bliskim Wschodem [...] a więc nie mogą pozwolić sobie na nową wojnę na Morzu Południowochińskim. Nieustępliwe stanowisko USA będzie tylko blefem” – wyjaśnia chiński ekspert i podkreśla, że z czasem i tak zostanie osiągnięta stabilizacja w tym regionie „w wyniku strategicznej ugody”. Specjaliści uważają, że ten tekst można traktować jako swego rodzaju test dla USA i opinii międzynarodowej ze strony chińskich władz, bo przecież artykuł nie ukazałby się bez przyzwolenia rządu. W czerwcu tego roku ChRL dolała oliwy do ognia, rozpoczynając poszukiwania ropy na spornych terytoriach Morza Południowochińskiego. Prace wiertnicze nastąpiły tuż po wycofaniu się amerykańskiej marynarki wojennej z regionu.

Filipiny się zbroją
W odpowiedzi na chińskie dążenia do panowania na Morzu Południowochińskim państwa takie, jak Filipiny i Wietnam wykazują coraz większą determinację, aby stawić czoła Pekinowi. Rząd w Manili mówi o toczącym się w regionie wyścigu zbrojeń i podejmuje kroki mające „ulepszyć zdolności obronne Filipin”. Amerykanie mają dostarczyć flocie filipińskiej dwa nowe okręty wojenne. Toczą się też rozmowy na temat zakupu nowych myśliwców, ustanowienia przybrzeżnego systemu radarowego, a nawet zwiększenia liczby wojsk amerykańskich stacjonujących na Filipinach. Stany Zjednoczone zobowiązały się do pomocy w zbudowaniu „systemu obronnego Filipin”; jednak administracja Obamy używa określenia „minimalna pomoc”, co niepokoi Manilę. W ramach amerykańskiego programu Sprzedaży Sprzętu Wojskowego za Granicę w 2012 r. Waszyngton zgodził się zaopatrzyć Filipiny w sprzęt wartości 30 mln dol. Wielu z polityków filipińskich określa takie wsparcie nie tyle jako minimalne, ile jako zniewagę. Dodatkowo zupełnie niezrozumiałe dla Manili są takie decyzje, jak ta o sprzedaży w zeszłym roku 24 używanych myśliwców F-16 Indonezji, która nie ma formalnego traktatu obronnego ze Stanami. Filipiny podpisały układ o wzajemnej obronie z USA w 1951 r. i mimo że od długiego czasu zabiegały o myśliwce F-16, to ich nie otrzymały. Manila nie chce więc polegać tylko na Waszyngtonie. W lipcu tego roku rząd prezydenta Benigna Aquina ogłosił przetargi na zamówienia wojskowe na sumę 70 mld peso (5,5 mld zł). Władze ogłosiły także, że całkowity budżet pięcioletniego planu modernizacji Sił Zbrojnych Filipin wyniesie 500 mld peso (39,5 mld zł). W ciągu ostatnich miesięcy przedstawiciele Ministerstwa Obrony i władz wojskowych Filipin odwiedzili producentów uzbrojenia m.in. w Wielkiej Brytanii, we Francji, w Rosji, we Włoszech, w Hiszpanii, w Polsce i w Korei Płd. Japonia dostarczy Filipinom 12 łodzi patrolowych dla straży przybrzeżnej. Manila jest nawet gotowa zakupić morskie statki patrolowe od komunistycznego Wietnamu (statki opracowane na bazie rosyjskiej technologii), mimo że Hanoi jest rywalem Filipin. Oba kraje roszczą sobie prawa do Wysp Spratly. Siły Zbrojne Filip zakupiły już osiem polskich śmigłowców wielozadaniowych W-3 Sokół wyprodukowanych przez PZL Świdnik. W tej chwili prowadzone są rozmowy na temat wysłania do Filipin australijskich wojsk stacjonujących.

Bójcie się
Z drugiej strony Chiny Ludowe wysyłają ostrzeżenia pod adresem krajów dostarczających uzbrojenie Filipinom. „Japonia jest już zaangażowana w spór z Chinami o wyspy Diaoyu [na Morzu Wschodniochińskim – przyp.] i pomagając Filipinom w sporze terytorialnym z Chinami, może tylko doprowadzić do znacznej eskalacji napięcia w rejonie” – czytamy w jednym z komentarzy na internetowym państwowym serwisie informacyjnym China.org.cn. Pekin straszy Manilą także swoich ziomków, którzy na wakacje mogliby się udać na Filipiny. Władze komunistyczne w Chinach ostrzegają, że w wyniku narastającego sporu terytorialnego może dojść do aktów przemocy wobec chińskich turystów. Według Hong Lei, rzecznika chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Filipiny zachęcają obywateli w kraju lub za granicą do antychińskich protestów. „Takie zachowanie powoduje intensywne reakcje ze strony Chińczyków w kraju i za granicą. Mamy nadzieję, że Filipiny nie będą dalej szkodzić naszym obustronnym relacjom”. Od maja tego roku czołowe chińskie biura podróży, np. Ctrip i Beijing Cassam, wstrzymały wycieczki na Filipiny, mimo że kraj ten zajmuje 4. miejsce za granicą pod względem odwiedzin dla chińskich turystów.

Wietnam też ma dość
Wyspy Paracelskie leżą na Morzu Południowochińskim w odległości 400 km od wschodniego wybrzeża Wietnamu. W 1974 r. zostały one zajęte przez siły zbrojne ChRL. Wietnam uważa, że leżą one na wodach terytorialnych ich kraju. Spór pomiędzy Pekinem a Hanoi trwa, a w ostatnich miesiącach przybrał dość intensywną formę. 21 czerwca 2012 r. wietnamskie Zgromadzenie Narodowe przyjęło Prawo Morskie, które ma „podłożyć podwaliny do wykorzystania, zarządzania i ochrony wód morskich Wietnamu”. Od tego momentu Hanoi rozpoczęła wysyłanie samolotów myśliwskich SU-27 w celu patrolowania „okupowanych wysp”, jak Wietnam określa Wyspy Paracelskie. Już rok wcześniej Wietnam próbował skorzystać z bogatych zasobów Morza Południowochińskiego i rozpoczął prace wiertnicze w okolicach Wysp Paracelskich. Wtedy marynarka wojenna Chin otworzyła ogień do wietnamskiej platformy. W czerwcu 2012 r. sami Chińczycy przystąpili do prac głębinowych w rejonie spornych wysp, a 24 lipca na jednej z wysp należących do Wysp Paracelskich Chiny utworzyły nowe miasto, Sansha. Tu stacjonuje także garnizon, którego zadaniem jest „obrona wysp”. Wietnam rozpoczął dość aktywne działania zakulisowe mające doprowadzić do wspólnego zaangażowania się w rozwiązanie konfliktu wszystkich państw roszczących sobie prawa do spornych terenów. Oznaczałoby to, że Chiny musiałyby negocjować z całą grupą państw . To byłaby trudniejsza sytuacja dla Pekinu, który woli negocjować z każdym z krajów oddzielnie. Wśród samych Wietnamczyków spór z Chinami budzi emocje. Pod antychińskim sztandarem jednoczą się nawet wietnamscy uchodźcy, którzy nienawidzą rządzących ich krajem komunistów.

Na szczycie Stowarzyszenia Narodów Azji Płd.-Wsch. (ASEAN) w lipcu tego roku zarówno Chiny, jak i USA unikały poruszania drażliwych kwestii dotyczących sporów terytorialnych. Hillary Clinton ograniczyła się jedynie do stwierdzenia, że „problemy powinny być rozwiązywane zgodnie z prawem międzynarodowym i prawem morskim”. Słaba obecność USA w regionie Morza Południowochińskiego, chińska ofensywa i coraz większa asertywność ze strony mniejszych graczy, np. Wietnamu i Filipin, doprowadziły do ogromnej eskalacji napięcia. Wyspy na Morzu Południowochińskim są na drodze do stania się wyspami wojny.
Nowe Panstwo

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Bonum est diffusivum sui

Wojna bez zasad