Konflikt po koreańsku

Choć większość analityków politycznych i wojskowych uważa, że groźby północnokoreańskiego przywódcy Kim Dzong Una to tylko buńczuczne przechwałki, to każdy jednocześnie przypomina, iż rejon Półwyspu Koreańskiego to jedno z najbardziej zmilitaryzowanych miejsc na Ziemi.
To tu zlokalizowana jest czwarta pod względem liczebności armia świata – Wojska Lądowe Koreańskiej Armii Ludowej z 1,19 mln wojskowych. Do tego dochodzi jeszcze bogata rezerwa – ponad 7,7 mln gotowych do działań żołnierzy. Armia dysponuje 4 tys. czołgów, 18 tys. sprzętu artyleryjskiego oraz 21 tys. pocisków przeciwczołgowych i przeciwlotniczych. Koreańska Armia Ludowa ma w swoim arsenale około 8 ładunków jądrowych, choć ocenia się, że są po prostu zawodne. Wydatki na armię KRLD nie są oficjalnie znane, ale szacuje się je na prawie 5 mld dolarów rocznie, tj. ok. 20 proc. PKB Korei Północnej. Natomiast mająca dwukrotnie więcej mieszkańców Korea Południowa dysponuje 650 tys. żołnierzy i wydatkami budżetowymi na wojsko około 3 proc. PKB (26,1 mld dolarów). Co więc, jeśli Korea Północna zaatakuje?
Atak naziemny
Eksperci do spraw wojskowych z USA i ONZ mają przygotowanych kilka scenariuszy. Biorąc pod uwagę przewagę liczebną żołnierzy armii północnokoreańskiej, najbardziej możliwy wydaje się masowy atak naziemny wsparty ogniem artyleryjskim na Koreę Płd. W tym przypadku armia KRLD stawiłaby czoła wojskom południowokoreańskim nie tak licznym, ale jednak takim, które według brytyjskiego Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych są „jedną z najlepiej wyszkolonych armii na świecie, gotową odpowiedzieć na każdy atak ze strony Korei Północnej”. Wojsko Korei Płd. ma najnowsze uzbrojenie dostarczane głównie przez USA i Seul i cały czas się dozbraja. Rozważa się pozyskanie 60 najnowocześniejszych amerykańskich myśliwców F-35 lub głęboką modernizację 60 starszych F-15. Na dodatek trwają zaawansowane negocjacje w sprawie zakupu kilkuset nowoczesnych europejskich rakiet dalekiego zasięgu Taurus KEPD 350 (dzieło niemiecko-szwedzkiego koncernu). Według południowokoreańskiej gazety „Chosun Ilbo”, która powołuje się na anonimowego oficera lotnictwa, zakup jest traktowany priorytetowo. Nie należy się też spodziewać, że nowa konserwatywna prezydent Korei Południowej Park Geun-hye zareaguje na atak tak jak władze w Seulu w 2010 r. Trzy lata temu, 26 marca na Morzu Żółtym w wyniku trafienia torpedą wystrzeloną z okrętu podwodnego Korei Północnej zatonął południowokoreański okręt wojenny Cheonan. Śmierć poniosło 46 marynarzy. Seul nie podjął żadnych kroków wobec Phenianu. O prezydent Park analitycy mówią, że „takiego ataku nie puściłaby płazem”. Park ma doświadczenie z komunistycznym reżimem w Phenianie. Jej ojca, Park Chung-hee, prezydenta Korei Płd. w latach 1961–1979, kilkakrotnie próbował zabić reżim w Phenianie. W 1974 r. od kuli północnokoreańskiego agenta zginęła jej matka. Park Geun-hye mówi dziś więc do Phenianu, że w przypadku jakiejkolwiek prowokacji odpowiedź Seulu będzie „ostra i szybka”.
O gotowości do „szybkiej neutralizacji zagrożenia jądrowego i rakietowego ze strony Korei Północnej” mówi także minister obrony Korei Płd. Kim Kwan-jin. Minister dodał także, że Korea Płd. może „zadać ostrzegający cios Korei Północnej, jeśli pojawią się oznaki, że Phenian stwarza realne zagrożenie dla bezpieczeństwa jego kraju”.
Tymczasem liczebna armia KRLD ma dość przestarzały sprzęt wywodzący się jeszcze z czasów Związku Radzieckiego. Kim Dzong Un, powołując się na chińsko-północnokoreański pakt o wzajemnej pomocy zbrojnej funkcjonujący od lat 50., może zakładać, że otrzyma wsparcie ze strony Pekinu, a ten posiada największą armię świata.
Rola Pekinu
Ministerstwo Obrony ChRL opublikowało właśnie białą księgę, w której po raz pierwszy ujawniło strukturę swoich sił zbrojnych. Według dokumentu w jednostkach lądowych chińskiej armii służy 850 tys. oficerów, w marynarce wojennej 235 tys., a w lotnictwie 398 tys. Budżet obronny Chin wzrósł w ostatnim roku o 11,2 proc., do 100 mld dolarów. Wojsko zakupiło łodzie podwodne, niszczyciele i lotniskowce, ponadto toczą się prace nad konstrukcją samolotów bojowych.
Wiadomo, że w Korei Płn. stacjonują chińskie jednostki, ale w przygotowanym w zeszłym roku dla Kongresu USA raporcie Departament Obrony stwierdził, iż nie jest w stanie oszacować ich liczebności. W okolicy Półwyspu Koreańskiego ChRL posiada dobrze wyposażone floty: flotę Morza Północnego z siedzibą w Qingdao (w jej skład wchodzą min.
3 okręty o napędzie atomowym, 18 okrętów o napędzie spalinowo-elektrycznym i 10 niszczycieli), a także floty Morza Wschodniego i Południowego z siedzibami w Ningbo i Zhanjiang (z min. 2 okrętami o napędzie atomowym, 30 o napędzie spalinowo-elektrycznym i 16 niszczycielami). Chiny jednak, jak zauważa P.J. Crowley, rzecznik Departamentu Stanu za czasów Hillary Clinton, są coraz bardziej poirytowane nuklearnymi aspiracjami Kima i jego pogróżkami pod adresem Waszyngtonu i Seulu. Otwarty konflikt z Koreą Południową i USA, zakończony
porażką Phenianu, oznaczałby powiększenie wpływów Waszyngtonu w regionie i w końcu zjednoczenie Korei, a tego Pekin nie chce. Z pewnością w wyniku ataku KRLD na Koreę Płd jego ofiarą stałaby się dość liczna (ok. 700 tys. ludzi) społeczność chińska w Korei Płd. Pekin tego też nie chce. Efektem chińskiego niezadowolenia z polityki Kim Dzong Una jest na pewno poparcie przez Pekin sankcji ONZ nałożonych na KRLD. Jednocześnie obserwatorzy uważają, że ChRL jest zainteresowana utrzymaniem status quo na Półwyspie Koreańskim, a wzrok Pekinu tak naprawdę skierowany jest na Tajwan i na szereg spornych i bogatych w minerały wysepek na Morzach Południowochińskim i Wschodniochińskim. Zamieszanie (buńczuczne groźby, a nie wojna) w rejonie Półwyspu Koreańskiego odciąga uwagę od chińskich aspiracji i jest jak na razie Pekinowi całkiem na rękę.
Poza brakiem wsparcia militarnego ze strony Chin w wyniku ataku na Koreę Płd. przerwane zostaną także dostawy żywności z ChRL do KRLD. A brak jedzenia i lekarstw to permanentny problem Korei Płn. Dobrze powodzi się tylko partyjnym dygnitarzom i wojskowym, a wśród przeciętnych mieszkańców dochodzi nawet do przypadków kanibalizmu.
Zawieść może odwieczny sojusznik – Chiny, ale przede wszystkim żołnierze wojsk KRLD. Ponad połowa armii północnokoreańskiej cierpi z powodu chronicznego głodu i wyczerpania. Południowokoreańska agencja prasowa Yonhap zamieściła wypowiedź żołnierza zbiegłego z armii KRLD: „Kiedy dołączałem do armii, miałem 155 cm wzrostu i ważyłem 42 kg. Po dwóch latach służby ważyłem 31 kg. Pod koniec wypadły mi prawie wszystkie włosy, skóra pożółkła, żebra wystawały”. Wiadomo także, że gwałtownie wzrasta dezercja. Do ucieczek z Korei Płn. dochodzi głównie przez granicę z Chinami.
Tradycyjny naziemny marsz armii KRLD skończy się więc dość szybko porażką północnokoreańskiego przywódcy, młodego Kima. Co nie oznacza, że nie będzie strat. Będą – i to ogromne. Trzeba będzie pokonać część z ponad miliona żołnierzy i 4 tys. czołgów KRLD, którzy wedrą się na terytorium Korei Płd. Seul będzie bombardowany przez artylerię północy. Dodatkowym problemem mogą być żołnierze sił specjalnych (ok. 200 tys.), którzy po przedostaniu się na terytorium Korei Południowej mogą dokonać ogromnych zniszczeń. Mówi się, że Korea Północna wykonała liczne podkopy pod linią demarkacyjną, z których wiele nie zostało wykrytych. Niektóre z nich ciągną się na dziesiątki kilometrów i mają rozmiary pozwalające na ruch ciężarówkami. W takim przypadku podziemny atak armii komandosów byłby przerażający w skutkach. Możliwe byłoby także podłożenie w takim tunelu bomby atomowej.
Atak na USA
„Świecące słońce”, czyli Kim Dzong Un, grozi także „wyrównaniem rachunków ze Stanami Zjednoczonymi”. „Oficjalnie informujemy Biały Dom i Pentagon, że ciągle nasilająca się wroga polityka wobec KRLD i lekkomyślne groźby nuklearne będą zdruzgotane przez silną wolę całego personelu wojskowego i naród oraz mniejsze, lżejsze i zróżnicowane uderzenie nuklearne” – czytamy w oświadczeniu Sztabu Generalnego armii Korei Północnej z 17 kwietnia.
W ciągu ostatnich kilku dni reżim Kima przesunął co najmniej dwa pociski Musudan średniego zasięgu około 3 tys. km oraz pocisk międzykontynentalny KN-08 o zasięgu około 6 tys. km na swoje wschodnie wybrzeże, twierdząc, że zaatakuje wyspę Guam. Kim mówi także o ataku na kontynentalne Stany Zjednoczone. Jednak minister obrony USA Chuck Hagel w wypowiedzi na forum Komisji Sił Zbrojnych Izby Reprezentantów stwierdził, że Korea Płn. nie dysponuje pociskami rakietowymi dalekiego zasięgu, które mogłaby wykorzystać do zaatakowania USA bronią masowego rażenia. Hagel nie wykluczył, że w przyszłości Phenian może uzyskać taki potencjał. Amerykanie już dziś są gotowi na każdą ewentualność. Phenian prawdopodobnie posiada 8 ładunków jądrowych, ale USA mają 4650 głowic zamontowanych na różnych środkach przenoszenia. W okolicach Półwyspu Koreańskiego znajduje się 9 okrętów wojennych USA mających możliwość zestrzelenia koreańskiego pocisku, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. Według informacji agencji AFP, do macierzystej bazy w Japonii po udziale w manewrach nie powrócił amerykański niszczyciel USS Fitzgerald. Okręt pozostał na wodach Korei Południowej i będzie wspomagać tamtejszy system antyrakietowy. Okręt wyposażony jest w przeciwlotniczy kompleks śledzenia i naprowadzania Aegis. W okolicach Półwyspu Koreańskiego znajdują się także niszczyciele USS McCain i USS Decatur, a 11 kwietnia do Korei Południowej dotarł na platformie okrętowej radar morski (SBX). Potężne urządzenie może monitorować kierunek pocisków balistycznych nawet z odległości 5000 km.
Aby zademonstrować „zdolność Stanów Zjednoczonych do przeprowadzenia dalekiego, ale szybkiego i skutecznego ataku”, USA wysłało nad Koreę Płd. bombowce strategiczne B-52, niewidoczne dla radarów bombowce B-2 Spirit i dwa myśliwce F-22 Raptor. Amerykanie podkreślają, że atak Korei Północnej na USA oznaczałby jej szybki koniec i polityczne samobójstwo KRLD.
Według admirała Jamesa Winnefelda, wiceprzewodniczącego Kolegium Szefów Połączonych Sztabów, Stany Zjednoczone przygotowane są na każdy scenariusz, także na atak na bazy lub terytorium USA. „Mamy nadzieję, że ten młody chłopak [Kim Dzong Un] zostanie odstraszony. A jeśli nie, to my będziemy gotowi” – stwierdził admirał.
Atak biologiczny i chemiczny
Zarówno Waszyngton, jak i Seul są przygotowane na otwarty atak północnokoreański. Dużo gorsze do przewidzenia w skutkach wydają się ataki z wykorzystaniem broni biologicznej i chemicznej, które w odróżnieniu od broni atomowej są niewspółmiernie łatwiejsze w użyciu. Korea Północna dysponuje potężnym poligonem doświadczalnym – własnym narodem. Istnieją relacje uciekinierów, często ofiar eksperymentów „naukowych” i pracowników takich miejsc kaźni. Korea Północna prowadzi eksperymenty z bronią biologiczną i chemiczną na chorych umysłowo.
Informacje o istnieniu komór gazowych w Korei Północnej pojawiły się pierwszy raz w reportażu BBC z 2004 r. Były północnokoreański attaché wojskowy z Ambasady w Pekinie mówił w nim, że widział, jak w specjalnej komorze testowano gaz bojowy na rodzinie z trójką dzieci. Wszyscy zginęli w męczarniach.
Wiadomo, że wśród scenariuszy opracowanych przez reżim Kim Dzung Una istnieje ten mówiący o ataku z zastosowaniem bakterii wąglika i/lub ospy. Jak brzemienny w skutki może być taki atak, niech świadczy fakt, że by rozpylić śmiertelne zarazki, wystarczy jeden niewielki samolot, a na terenie gęsto zaludnionym 100 kg bakterii wąglika może uśmiercić 3 mln osób.
Według ekspertów północnokoreański atak na Seul i na 28,5 tys. amerykańskich żołnierzy w Koreańskiej Strefie Zdemilitaryzowanej będzie mógł być porównany do Holocaustu. Nic więc dziwnego, że USA skierowały do Korei Płd. specjalny batalion na wypadek ataków z użyciem broni biologicznej i chemicznej. Oddział, który w 2004 r. wcześniej został wycofany z Korei Płd., zajmie się wykrywaniem skażeń nuklearnych, biologicznych i chemicznych oraz dostarczaniem sprzętu i środków odkażających.
Jeśli nie wojna, to co?
Otwarty atak północy na południe i USA to samobójstwo dla komunistycznego reżimu. I mimo że północnokoreańska gazeta „Rodong Sinmun” stwierdza, iż „jedynie święta i sprawiedliwa wojna pozwoli na położenie kresu politycznym i wojskowym prowokacjom amerykańskich i południowokoreańskich militarystów”, to większość analityków zakłada, że taki scenariusz nie dojdzie do skutku, a groźby Kim Dzong Una należy traktować jako skierowane raczej na użytek wewnętrzny. To sposób osadzenia nowego i niedoświadczonego dyktatora na wodzowskim tronie. To gra, która ma przedstawić go lokalnym generałom w roli twardziela, wodza godnego swoich bohaterskich poprzedników – dziadka Kim Ir Sena i ojca Kim Dzong Ila.
Znawcy Korei Płn. mówią więc o tym, co może się wydarzyć w Phenianie, jeśli nie będzie wojny. Według analityków możliwe jest, iż Kim i jego komunistyczni poplecznicy opowiedzą się za tzw. rozwiązaniem chińskim, czyli za większym otwarciem w gospodarce. Kim może wierzyć, że tak jak w Chinach taka reforma może pozwolić kadrze partyjnej na wzbogacenie się. Ale takie rozwiązanie to także otwarcie odizolowanego do tej pory społeczeństwa KRLD na świat. Mające większe pole widzenia (porównania) społeczeństwo północnokoreańskie zacznie wyrażać swoje niezadowolenie. Profesor Andrei Lankov, ekspert do spraw Korei Płn. na Uniwersytecie Kookmin w Seulu, uważa, że Koreańczycy Północni z czasem zaczną naciskać na zjednoczenie z bogatą Koreą Południową. Nie na dzień dzisiejszy, bo społeczeństwo północnokoreańskie jest nadal bardzo zastraszone i za bardzo odizolowane, ale w dalszej przyszłości możliwy jest scenariusz „wiosny Phenianu” (na wzór „wiosny arabskiej”). Inny scenariusz zakłada, że bodziec może przyjść także z Chin. Znaczący wybuch nieposłuszeństwa obywatelskiego i zamieszki w Państwie Środka, a tu właśnie dochodzi do ok. 300 tys. protestów rocznie, mogą mieć wpływ na sytuację w Korei Północnej, mówi Andrei Lankov.
Nowe Panstwo

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Bonum est diffusivum sui

Wojna bez zasad