Serce na wolności

60 tysięcy studentów z 48 uczelni w Pekinie odmówiło udziału w zajęciach. Był to oficjalny bojkot. Na Uniwersytecie Beida studenci skandowali i wokół panował wakacyjny nastrój. Na godzinę drugą zaplanowaliśmy pierwsze niezależne wybory, które miały się odbyć na dużym sportowym placu noszącym nazwę placu Czwartego Maja, a znajdującym się we wschodniej części miasteczka uniwersyteckiego.
4 maja 1919 roku, czyli prawie dokładnie 70 lat wcześniej, studenci Uniwersytetu Beida stanęli na czele demonstracji na placu Niebiańskiego Spokoju, który w owym czasie był sielankowym, pokrytym trawą polem. Protestowano przeciwko traktatowi wersalskiemu kończącemu I wojnę światową. Jedno z postanowień traktatu, ustanawiającego nowe granice, zezwalało Niemcom na przekazanie chińskiej prowincji Shandong, z której pochodzę, Japonii. Wojskowy rząd w Chinach był wtedy sprzymierzeńcem Japonii i powołując się na tę potajemną relację, Konferencja Pokojowa uzasadniała oddanie Shandong właśnie Japonii. Jednak przekazanie bogatej i mającej dostęp do morza prowincji Japończykom było ze strony ententy zignorowaniem suwerenności Chin.
Trudno porównywać studentów z 1919 roku do tych z 1989 roku. Młodzież, która sprzeciwiała się traktatowi wersalskiemu, wzięła przyszłość Chin w swoje ręce. Jej bojkot dał początek narodowemu ruchowi oporu, zwanemu Ruchem Czwartego Maja. Do strajku przyłączyli się robotnicy. Chiński rząd nigdy nie podpisał traktatu wersalskiego i wkrótce upadł.
Wychowani do uległości podnoszą głowę
Ruch Czwartego Maja dał początek rewolucji (rewolucji pod kierownictwem Ruchu Nowej Kultury postulującego upowszechnienie języka mówionego w literaturze, obalenie konfucjańskiego porządku społecznego i modernizację Chin na wzór zachodni – przyp. tłum.). To była prawdziwa siła. 70 lat później prawie 8 tysięcy studentów zgromadziło się na placu Czwartego Maja, aby egzekwować swoje prawo do głosowania (po raz pierwszy miały się odbyć wybory do Związku Studentów; do tej pory członkowie organizacji byli mianowani przez partię komunistyczną – przyp. tłum.), ponieważ w ten sposób chińska demokracja mogła poczynić krok naprzód. To było bardziej odkrywanie nieznanego niż rewolucja. Ale oczywiście cały czas mieliśmy w pamięci odwagę tamtych studentَów. Polityczna rzeczywistośćو zmusiła ich do szybkiego dojrzewania. Aby uratować Chiny, musieli stawić czoła skorumpowanemu rządowi. My chcieliśmy tylko przykuć uwagę monolitycznego i dzierżącego pełnie władzy przywództwa. Byliśmy dziećmi, ktَóre toczyły bَój i dojrzewały w systemie rządzonym przez pokolenie żądające pełnej uległości.
Kiedy udawałam się na plac Czwartego Maja, aby oddać mَj głos w siedzibie komisji przygotowującej wybory, pojawił się student i oznajmił, że premier Li Peng zwołał zebranie Biura Politycznego Partii, na ktَórym będą dyskutowane problemy przedstawione przez studentَów. To dawało jakąś nadzieję. W koٌńcu rząd zwrَócił uwagę na nasze żądania. Poprosiłam jednego ze studentَów, aby umieścić tę informację na tablicy ogłoszeٌń. Jeden z chłopakَów zaczął przygotowywać pięknie wykaligrafowany plakat. Wtedy inny student ostrzegł go, że nie powinien zostawiać żadnych śladَów swojego pisma, bo jeśli plakat wpadnie w ręce władz, to zostanie to wykorzystane, aby go skazać. Piszący natychmiast przełożył pędzel z prawej ręki do lewej i tak zakoٌńczył prace nad plakatem.
Wiatr niszczy najwyższe drzewa
Strach panował wszędzie, w stopniu, którego pewnie młodzi protestujący w 1919 roku nie znali. Kierujący wydziałem, na którym studiował Feng (Feng Congde, mąż autorki – przyp. tłum.), ostrzegł go, żeby nie angażował się zbytnio w działania studentَów, bo władze rejestrują wszystkie poczynania protestujących za pomocą ukrytych kamer. Kiedy się o tym dowiedziałam, zaczęłam się bardzo martwić o Fenga, bo ten nigdy nie bał się stawać na czele tłumu. Przypomniało mi się chiٌńkie przysłowie: „wiatr zawsze niszczy najwyższe drzewa w lesie”. Niedawno odkryliśmy w naszym tymczasowym biurze podsłuch. Władza była wszędzie; była to niewidzialna obecność.
W czasie wyborَów na placu Czwartego Maja przemَówienie wygłosił Wang Dan (jeden z głównych przywَdcَów protestu w 1989 r.; aresztowany w lipcu 1989 r.; po warunkowym zwolnieniu w 1993 r. władze zgodziły się na jego wyjazd do USA; obecnie mieszka na Tajwanie – przyp. tłum.). Po nim inni kandydaci. Wszyscy przedstawiali się i mَówili, w jakim kierunku ich zdaniem powinien dalej iść nasz ruch. Wydawało się, że wszystko toczy się bez problemَów. Obok mnie stała Tang i obserwowałyśmy to wydarzenie z odległości.
Nagle na mَównicę wskoczyło dwَóch studentَów. Nie byli na liście przemawiających. Chcieli zabrać głos. Inni studenci zaczeli krzyczeć: „Pozwَólcie im! Oni także mają prawo głosu!”. Na podium dostał się trzeci student i krzyknął do mikrofonu: „To szpieg! Nie słuchajcie go!” – i wskazał na jednego z dwَóch studentَów.
Przez tłum zebranych studentَów przetoczyła się fala okrzykَów oburzenia. Jakimś cudem przed mikrofonem wylądował Feng. Wiem, że przygotował się do przemَówienia wcześniej w bibliotece. Był tak zdeterminowany, żeby wygłosić mowę, że nie zauważył poruszenia tłumu.
„Miałem sen….” – zaczął Feng. Mowa Martina Luthera Kinga nie była zbyt dobrze znana chiٌńkim studentom, ale Feng ją uwielbiał. Kilka lat wcześniej zdobył nagrodę na konkursie recytatorskim, wygłaszając w języku angielskim właśnie mowę Kinga. Ale to nie było to, czego tłum oczekiwał w tym momencie. Nie interesował ich czyjś sen. Chcieli wiedzieć, dlaczego jeden z niezaplanowanych mَówcَów został oskarżony o szpiegowanie dla rządu. Tłum zaczął szydzić z Fenga; śmiechy tak się nasiliły, że musiał przerwać. W tym momencie do głosu doszedł Wang Dan i apelował do zgromadzonych, aby wykazali cierpliwość. Ale tłum zaczął się rozchodzić. Przyszli, aby własnymi rękoma oddać głos, a tymczasem poniosły ich nogi.
Feng, kandydaci i organizatorzy stali na podium odosobnieni i zażenowani. Wszyscy byliśmy dobici. Tang Ye wyglądała, jakby właśnie była świadkiem ulicznej egzekucji. Poklepałam ją po plecach, ale nie mogłam wykrztusić z siebie żadnych słów pokrzepienia. Wszyscy wrَóciliśmy do siedziby komisji w ciszy.
Student, ktَóry oskarżył samozwaٌńczego mَówcę o bycie szpiegiem, nazywał się Xiong Yan. Studiował prawo i pochodził z rodziny chłopskiej z Hunan, rodzinnej prowincji Mao Zedonga. Od początku pomagał w pracach komisji. Zdobył sobie nasze zaufanie swoim oddaniem sprawie, odwagą i bezpośredniością, a także tubalnym głosem. Słyszeliśmy, że otwarcie krytykował rząd już w 1987 roku. Partyjnych urzędnikَów, ktَórzy zajęci byli wypełnianiem własnych kieszeni, Xiong nazwał „dobrze odżywionymi duchami”.
Smoku, otwórz oczy
2 czerwca piosenkarz Hou Dejian i trzech intelektualistów Liu Xiaobo (laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 2010 r.; za udział w protestach 1989 r. skazany na dwa lata; od 2008 r. znowu przebywa w areszcie – przyp. tłum.), Zhou Duo i Gao Xin dołączyli do nas na placu Niebiańskiego Spokoju. Rozpoczęli strajk głodowy, aby okazać swoje wsparcie dla protestujących studentów. Nazwano ich później Czterema Dżentelmenami.
Obecność Hou Dejian przyciągnęła nową falę ludzi na plac. Studenci wołali do Hou, aby wykonał swój przebój pt. „Spadkobiercy Smoka”. W końcu cały plac nucił wraz z artystą. To była bardzo ciekawa piosenka. Jej słowa odwoływały się do uczuć, wśród których my wszyscy wyrastaliśmy. „Ogieٌń z armat i strzelb”, ktَóry „zniszczył spokَój nocy” to odniesienie do obcych armii, ktَóre najechały naszą stolicę w 1900 roku, aby zakoٌńczyć powstanie bokserَów (zbrojne wystąpienie ludowe w pَółnocno-wschodnich Chinach w latach 1899–1901, skierowane przeciwko cudzoziemcom i dynastii Qing – przyp. tłum.). Wtedy po raz ostatni strzały znieprawiły miasto. Kiedy Japoٌńczycy zajeli Beiping, jak wtedy w 1937 roku nazywano Pekin, uczynili to bez użycia ognia. W 1949 roku nie oddano nawet jednego strzału, gdy do stolicy wkroczyła Armia Ludowo-Wyzwoleٌcza Mao Zedonga. Kto mَógł przypuszczać, że ta sama armia 40 lat późnej przetoczy przez miasto czołgi i będzie strzelać do studentَów?
„Potężny smoku, potężny smoku, otwórz oczy, na zawsze otwórz oczy”. Ostatnia zwrotka piosenki rozbrzmiewała w powietrzu ponad placem przez cały dzieٌń. Dopiero po latach w pełni zrozumiałam wpływ tej pieśni i jej znaczenie w tak krytycznym dla historii Chin momencie.
Wstawaj, bo cię zastrzelę
Następnego dnia rano delikatny głos studentki przywitał nas wszystkich na placu przez megafon (…). Studenci powoli budzili się w namiotach. (…) Wiedzieliśmy, że po raz pierwszy, dwa tygodnie od momentu, kiedy wprowadzono stan wojenny, rozpoczęto przemieszczanie wojsk w mieście w kierunku placu Niebiańskiego Spokoju. Ludzie rozpoczęli budowanie barykad na ulicy Chang, tuż obok placu, aby zablokować ruch.
Około 23:00, gdy spokojny dzień zbliżał się do końca, usłyszeliśmy krzyk młodego chłopaka: „Oni naprawdę strzelają!”.
Od razu przykuł naszą uwagę. „Ustawmy się w linii, trzymając się za ręce” – kontynuował chłopak. Ping stanął obok mnie. Zaczął mówić, jak bardzo jest zmęczony, bo nie spał przez kilka dni. Nagle zauważyłam jakiś błysk. Usłyszałam huk. Mَój towarzysz upadł. Kopnęłam go i zaczęłam się śmiać. „Przestań się wygłupiać. Będziesz spać później”. Ale on nie odpowiedział. Miał otwartą buzię, a na twarzy łzy. Próbowałam go podnieść. Jego ręce utworzyły krąg. Był martwy. W plecach miał dużą dziurę.
O pَółnocy zaczęło do nas docierać coraz więcej wiadomości o ofiarach w innych częściach miasta. Nagle do mojego namiotu wdarł się robotnik. Wycelował w moim kierunku pistolet: „Chai Ling, tak wielu moich kolegَów robotnikَów oddało życie, aby was studentów chronić. Jeśli wycofacie się z placu, zastrzelę cię. I zastrzelę cię, jeśli nie przekonasz studentَów, aby się uzbroili i walczyli”.
Prَóbowałam go uspokoić, gdy w namiocie pojawił się jakiś student. Ten miał nóż. „Chai Ling, wielu studentَów zginęło. Poderźnę ci gardło, jeśli nie wydasz rozkazu, abyśmy opuścili plac”.
Jak typową chiٌńską kobietę wychowano mnie tak, aby mَówiła łagodnie, traktowała innych delikatnie. Ale miałam dość. Podeszłam do studenta; przysunęłam moje ciało tak blisko noża, jak to było możliwe. „Proszę bardzo, podetnij mi gardło” – powiedziałam. Chłopak oniemiał. Spojrzał mi w twarz, dziwnie się uśmiechnął i uciekł.
W oddali słyszałam trzaski z karabinَów i przerywane dźwięki broni automatycznej. Zrozumiałam, że jesteńmy w centrum bitwy.
(...) O drugiej nad ranem armia otoczyła plac Niebiaٌńskiego Spokoju i strzały zamilkły. W środku bezksięźycowej, ciemnej nocy nie widziałam, ile jest wokَół żołnierzy, ile czołgَów i broni znajdowało się na obrzeżach placu. Całe miasto tonęło w morzu ciemności.
Czy tata się załamie?
Śmierć to dla młodych ludzi zupełnie abstrakcyjne pojęcie, ale o tej ponurej godzinie stało się ono dla nas nagle tak prawdziwe. Nie było od niej ucieczki.
Pierwsza kolumna czołgَów zaczęła posuwać się w naszym kierunku. Strach, gniew dominowały wśrَód studentَów. Mnie ogarnęło poczucie bezradności. Wiedziałam, że nic nie mogę zrobić. Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. Chcieliśmy dialogu z rządem, a ten teraz chciał nas zabić.
W ciągu kilku minut wojsko zaczęło zaciskać nas ze wszystkich stron. Wyobrażałam sobie, jak zareagują moi rodzice, gdy dowiedzą się, że zginęłam. Czy mama to przeżyje? Czy tata się załamie? Co z pozostałymi w mojej rodzinie? Pomyślałam, że może to dobrze, że ja i Feng nie mieliśmy jeszcze dzieci. Zostałyby przecież sierotami, ktَórym w każdym momencie by przypominano, że ich rodzice byli „wrogami władzy”. Te myśli mnie samą przeraziły. Przecież złożyłam obietnicę, że będę strzec placu. I zamierzałam tej obietnicy dotrzymać.                                 
tłum. Hanna Shen
fragmenty książki "Serce na wolności”– opowieść autorki Chai Ling o demonstracji na placu Niebiańskiego Pokoju, jej ucieczce do USA i walce na rzecz praw jej rodaczek w Chinach.
Nowe Panstwo
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Bonum est diffusivum sui

Wojna bez zasad