Przeciwko sile zła chińskiego reżimu

Petycja - prośba o wsparcie działań Ti-Anny

Większość rówieśników 24-letniej Ti-Anny Wang kończy właśnie szkoły, rozpoczyna kariery, zakłada rodziny. Tymczasem główny cel, jakiemu młodziutka Ti-Anna podporządkowała swoje życie, to uwolnienie ojca, Wang Bingzhanga, który od 2002 r. przebywa w chińskim więzieniu.

Z Ti-Anną spotkałam się na początku grudnia br. w Tajpej, tuż po jej wizycie u tajwańskiego prezydenta Ma Ying-jeou i po spotkaniu z tajwańskimi parlamentarzystami, podczas którego zabiegała o wsparcie jej walki o wypuszczenia z więzienia jej ojca. Kilka dni później Ti-Anna zeznawała wraz z pastorem Bobem Fu z organizacji China Aid i córkami innych więźniów politycznych w Chinach przed Kongresem amerykańskim.
Walczę o ojca i innych więźniów
– Mój los został chyba przesądzony w momencie, gdy otrzymałam imię Ti-Anna – mówi córka Wang Bingzhanga. Miała nazywać się Anna, ale 1989 r., kiedy przyszła na świat w Kanadzie, przyniósł masakrę studentów na placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie. Ojciec chciał upamiętnić ofiary i tak z wybranego już imienia zrobiono Ti-Anna, bo przypomina to chińską nazwę placu – Tiananmen. Ti-Anna przyznaje, że przez pewien czas jako nastolatka nie mogła zrozumieć, dlaczego ojciec tak bardzo zaangażował się w ruch na rzecz demokratyzacji Chin, iż prawie porzucił dom. Ale przez ostatnie lata, gdy spotkała inne osoby, m.in. chrześcijan, które doświadczyły opresji ze strony chińskiego reżimu, gdy rozmawiała z bliskimi ofiar, zrozumiała, co kierowało jej tatą. Postępowanie ojca wynikało z ogromnej miłości do swojego kraju – Chin – i poczucia obowiązku. – Oczywiście kocha rodzinę i kocha medycynę, którą studiował, ale przede wszystkim jest patriotą i wierzy, że Chińczycy zasługują na to, aby żyć w wolnym kraju i że on powinien przyczynić się do realizacji tego celu – tłumaczyła mi Ti-Anna.
Dziś córka Wang Bingzhanga przyznaje, że kieruje nią to samo poczucie obowiązku. – Chodzi nie tylko o mojego tatę, lecz także o innych cierpiących z powodu prześladowań w ChRL. Muszę walczyć o wolność dla mojego ojca. Muszę dzielić się tym, czego doświadczyła nasza rodzina, aby uświadomić światu, jak łamane są prawa człowieka w komunistycznych Chinach, bo jeśli ja tego nie zrobię, to kto?
Ojciec chrzestny chińskiej opozycji
Wang Bingzhang urodził się w 1947 r. w prowincji Hebei na północy Chin. Ukończył medycynę na Akademii Medycznej w Pekinie i przez kilka lat pracował jako lekarz. W 1979 r. otrzymał stypendium rządu chińskiego na dalsze studia na Uniwersytecie McGill w Kanadzie. Tu trzy lata później otrzymał doktorat z patologii. Był pierwszym obywatelem Chin od momentu powstania Chińskiej Republiki Ludowej, który doktoryzował się na zachodniej uczelni. Wang mógł powrócić do Chin i kontynuować swoją karierę, ale zdecydował się zaangażować w walkę o wolne Chiny.
„Nowy ruch demokratyczny, jaki powstaje właśnie w Chinach, potrzebuje aktywistów. Począwszy od dziś, zaprzestaję mojej działalności jako lekarz i rozpoczynam moją misję jako ten, który będzie diagnozował choroby chińskiego społeczeństwa. Odkładam skalpel chirurga i biorę w swoje ręce narzędzia, jakie powinien mieć reformator, który chce uleczyć wrzody i nowotwory, na jakie cierpią Chiny. Przede mną ciężka i wyboista droga, ale to także droga ku nadziei i światłu” – napisał Wang w artykule, który ukazał się w 1982 r. w „Światowym Dzienniku”, chińskojęzycznej gazecie w USA.
Wang Bingzhang organizował spotkania i seminaria w Ameryce Północnej, Europie Zachodniej, a także w Azji. Głównym ich tematem było, jak obalić partię komunistyczną w Chinach Ludowych. Na początku lat 80. Wang założył czasopismo pt. „Chińska Wiosna”, które szybko zyskało wielu wiernych czytelników wśród chińskiej społeczności w USA i Kanadzie, a także w Hongkongu i na Tajwanie; w 1983 r.
dr Wang stworzył Związek na Rzecz Demokratyzacji Chin.
Po masakrze na placu Tiananmen do USA i Kanady przybyła fala młodych chińskich dysydentów. Wang Bingzhang pomagał im się zorganizować – nic więc dziwnego, że nazwali go „ojcem chrzestnym chińskiej opozycji”. W 1998 r. dr Wang, mając w ręku fałszywy paszport, udał się do Chin, gdzie próbował założyć partię Demokracja i Sprawiedliwość, ale został aresztowany przez reżim komunistyczny. W tym samym roku Chiny czekała wizyta prezydenta Clintona i Pekin starał się o członkostwo w Światowej Organizacji Handlu, władze komunistyczne były więc dość „łaskawe” dla dysydentów. Wang Bingzhang po kilku dniach aresztu został wydalony z ChRL. Ale owa łaskawość komunistów nie trwała długo.
Terrorysta i szpieg
Po powrocie do USA (żona i dzieci mieszkali w Kanadzie) Wang kontynuował swoją działalność mającą na celu, jak to sam określił w książce pt. „Podręcznik chińskiego ruchu demokratycznego”, wydanej w 1997 r., „wypędzenie marksizmu i leninizmu z Chin”. Na początku 2002 r., gdy dr Wang przebywał w Tajlandii, został zatrzymany i przesłuchany przez tamtejszą policję na polecenie Komunistycznej Partii Chin Ludowych; policjanci nie mogli jednak znaleźć żadnego dowodu zbrodni ze strony opozycjonisty i wypuścili go po kilku godzinach. Kilka miesięcy później Wang był już w Wietnamie, gdzie wraz z dwoma innymi dysydentami (Yue Wu i Zhang Qi) został uprowadzony przez chińskich agentów bezpieki i przewieziony do Chin Ludowych.
W lutym 2003 r. odbył się jednodniowy proces Wanga. Jak mówi Ti-Anna, „ojcu nie przedstawiono żadnych dowodów winy ani nie pozwolono przemawiać w czasie rozprawy”. Na sali sądowej była siostra Wanga Yuhua i to ona opowiedziała Ti-Annie, co wydarzyło się w czasie rozprawy. „Gdy czytano wyrok, ojciec krzyknął: »Porwano mnie. To nielegalny proces«. Potem poprosił ciocię, aby przyniosła mu Pismo Święte”.
Wang Bingzhang otrzymał wyrok dożywocia za prowadzenie działalności terrorystycznej i za szpiegowanie na rzecz Tajwanu. Od tego czasu dr Wang przebywa w izolatce w więzieniu Shaoguan
w płd.–wsch. prowincji Kanton. Rodzinie pozwala się na półgodzinną wizytę raz w miesiącu. Na widzeniu może być tylko jedna osoba. Bliscy za każdym razem widzą, jak pogarsza się stan fizyczny i psychiczny Wanga. Wolno mu pisać jeden list miesięcznie do rodziny. Dwa razy dziennie jest wyprowadzany na kilkuminutowy spacer; musi brać udział w tzw. sesjach politycznych, gdzie ma np. pisać „wyznania win”. Gdy odmawia, jest bity. Po torturach często decyduje się na strajk głodowy, a w odpowiedzi władze wstrzymują odwiedziny najbliższych. W ciągu ostatnich dwóch lat rodzina zauważyła niepokojące zachowanie Wanga. Podczas widzeń miewa napady gniewu, krzyczy. – Nie przypomina to w niczym mojego ojca – mówi Ti-Anna. Bliscy boją się, że Wang traci zmysły. Do tego dochodzą trzy zawały, jakie ojciec Ti-Anny miał w czasie pobytu w więzieniu.
Rodzina apeluje do komunistycznych władz w Pekinie, aby uwolniły Wanga i zezwoliły na jego powrót do USA ze względu na stan zdrowia. Chiński reżim pozostaje jednak głuchy na te błagania.
Yuhua, siostra Wanga, uważa, że sposób, w jaki komunistyczny reżim traktuje jej brata, ma być ostrzeżeniem dla innych dysydentów: „tak skończycie, jeśli będziecie prowadzić kampanię na rzecz demokratyzacji Chin”.
Stańmy po ich stronie
Ti-Anna aby móc komunikować się z uwięzionym ojcem, musiała nauczyć się chińskiego. – Urodziłam się i wychowałam w Kanadzie. Moim językiem jest angielski – mówi. Na początku tego roku córka Wanga spędziła kilka miesięcy w Tajpej w jednej z tutejszych szkół języka chińskiego. Aby w pełni włączyć się w kampanię na rzecz uwolnienia ojca, Ti-Anna przerwała także na rok studia na Uniwersytecie McGill. Na początku grudnia tego roku znowu przybyła na Tajwan, tym razem, aby zaapelować do uważanego za prochińskiego prezydenta Tajwanu Ma Ying-jeou, aby zwrócił się do Pekinu z prośbą o uwolnienie jej ojca; wspierający dążenia Ti-Anny pastor Bob Fu z organizacji Chin Aid uważa, że to właśnie rząd Tajwanu ma moralny obowiązek włączyć się w walkę o uwolnienie Wanga, który był oskarżony o szpiegowanie na rzecz wyspy.
„Prawa człowieka są coraz bardziej gwałcone w Chinach; sytuacja nie różni się w tej chwili niczym od terroru, jaki panował w czasie masakry na placu Niebiańskiego Spokoju i tuż po niej” – mówi Fu „Nowemu Państwu”. Obawiając się o losy więźniów politycznych w ChRL, pastor Fu rozpoczął kampanię na rzecz uwolnienia 16 czołowych więźniów sumienia w Chinach, wśród których jest właśnie Wang Bingzhang, a także laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 2010 r., pisarz Liu Xiaobo, i chrześcijanin, prawnik Gao Zhisheng.
Zaraz po powrocie z Tajwanu do USA Ti-Anna stanęła przed amerykańskimi kongresmenami, apelując o pomoc w uwolnieniu jej ojca i pozostałych 15 więźniów sumienia. Wraz z nią przemawiały także inne córki uwięzionych: Grace Gao – córka Gao Zhisheng; Dannielle Wang, której ojciec Wang Zhiwen jest członkiem zakazanego w ChRL ruchu Falun Gong i od 1999 r. przebywa w chińskim więzieniu; Lisa Peng – 16-letnia córka Peng Minga porwanego w Tajlandii i tak jak Wang skazanego za działalność terrorystyczną i szpiegowską. Młode kobiety mówiły o losie, jaki spotkał ich ojców, lecz także o prześladowaniach, jakich doświadczają pozostali członkowie ich rodzin. „Wszyscy nasi krewni w Chinach, babcia, dziadek, ciocie, są na czarnej liście i przez to pozbawieni podstawowych praw. Mój ojciec od kilku lat przebywa w areszcie, a cała jego rodzina jest represjonowana” – zeznawała w Kongresie Grace Gao. Ti-Anna mówiła o tym, że jej zaangażowanie w kampanię na rzecz uwolnienia ojca doprowadziło do tego, że władze chińskie przestały wydawać jej wizę. Ti-Anna od pięciu lat nie może udać się do Chin na widzenie z ojcem.
Przysłuchujący się tym historiom amerykańscy kongresmeni byli wstrząśnięci. „Nadszedł czas, abyśmy podjęli bardziej zdecydowane kroki, by bronić tych bohaterskich ludzi” – powiedział po przesłuchaniach republikański kongresmen Chris Smith i zaapelował do administracji Obamy, aby nie przymykała oczu na to, że komunistyczny reżim „nadal łamie sumienia, ciała i serca, stosując systematyczne i bezlitosne represje”.
Niestety, jak twierdzi Bob Fu, prezydent Obama wydaje się ignorować temat łamania praw człowieka, zwłaszcza prześladowań na tle religijnym w Chinach, i stąd pastor Fu w trakcie zeznań w Kongresie zaapelował do amerykańskich polityków, aby poparli starania Ti-Anny i pozostałych córek chińskich więźniów. „Dziś to my musimy stanąć obok tych dzielnych kobiet walczących o swoich bliskich – one reprezentują tysiące, tych, którzy nie ugięli się przed siłą zła chińskiego reżimu”. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Bonum est diffusivum sui

Wojna bez zasad