Zielarka lecząca malarię wychodzi z Noblem

W momencie gdy Unia Europejska za pomocą licznych regulacji i ograniczeń niszczy ziołolecznictwo, Nagrodę Nobla 2015 w dziedzinie medycyny otrzymuje przedstawicielka medycyny tradycyjnej, można powiedzieć – zielarka.

Jedną z laureatek tegorocznej Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii jest 85-letnia chińska naukowiec Youyou Tu specjalizująca się w badaniach w zakresie medycyny tradycyjnej. Chinka otrzymała nagrodę za odkrycie dotyczące nowych metod leczenia malarii.
Do 2011 r., kiedy Youyou Tu zdobyła amerykańską Nagrodę im. Alberta Laskera w dziedzinie klinicznych badań medycznych, była traktowana w swoim kraju jako badacz gorszej kategorii, bo nie miała stopnia naukowego doktora, nie studiowała ani nie prowadziła żadnych badań za granicą, nie jest też członkiem Chińskiej Akademii Nauk.
O krok od obozu pracy
Co więcej, gdyby nie zaangażowanie w projekt, nad którym pieczę sprawował sam Mao Zedong, to być może trafiłaby w okresie „rewolucji kulturalnej” tak jak jej mąż, do obozu pracy i została robotnicą. Według Mao naukowcy należeli do tzw. śmierdzącej kategorii, w związku z czym byli poddawani reedukacji przez pracę w laogai (obozach pracy). Do jednego z takich chińskich gułagów trafił małżonek Youyou Tu. Był to okres ogromnych represji, ale także czas, kiedy Chiny dziesiątkowała malaria. Trwała wojna wietnamska i na malarię umierało też wielu żołnierzy Wietnamu Płn., sojusznika ChRL u. Mao Zedong ustanowił więc tajną grupę, tzw. Projekt 523, której zadaniem było zmniejszenie śmiertelności wśród zakażonych. Youyou Tu, pracująca wtedy w Akademii Chińskiej Medycyny Tradycyjnej, stanęła na czele jednej z grup badawczych w ramach sekretnego projektu. Jej praca polegała na analizowaniu dochodowych osiągnięć medycyny tradycyjnej i badaniu setek chińskich ziół. You­you odkryła, że w zapisach klasycznych ksiąg sprzed ponad 1600 lat wymienione jest zioło spokrewnione z piołunem, zwane bylicą roczną, które ma właściwości przeciwmalaryczne. Po licznych testach laboratoryjnych chińskiej naukowiec udało się uzyskać z bylicy artemizynę. To właśnie ten związek roślinny okazał się przełomowy w leczeniu malarii.
Roślina, która leczy także raka
Dziś badania nad bylicą roczną i związkiem z niej pochodzącym kontynuują amerykańscy naukowcy. Badacze z Uniwersytetu Waszyngtona odkryli, że artemizyna może być potężnym lekiem antynowotworowym, nie tylko o wiele skuteczniejszym niż stosowana dotychczas chemioterapia, lecz także powodującym mniejsze skutki uboczne.
Wiadomo, że artemizyna silnie reaguje z jonami żelaza. Badania amerykańskich naukowców pokazują, że dzieląc się w szybkim tempie, komórki raka pobierają jednocześnie duże ilości jonów żelaza. Artemizyna może zaś niszczyć komórki raka bez szkody dla innych komórek organizmu. 
Badacze z Uniwersytetu Waszyngtona stworzyli już lek na bazie artemizyny, który przetestowano z ogromnym powodzeniem w warunkach laboratoryjnych przeciwko leukemii, nowotworom piersi i prostaty.
Rozpoczynają się właśnie badania wdrożeniowe. Są więc szanse na to, że do obiegu zostanie
wprowadzony lek w miarę tani i prosty w stosowaniu, bo artemizyna jako produkt roślinny jest związkiem łatwo dostępnym.

Zioła na cenzurowanym
Lecznicze właściwości ziół odkrywano przez wieki, a zgromadzoną wiedzę przekazywano z pokolenia na pokolenie. Lata poświęcone badaniom nad leczniczymi właściwościami roślin i sukces chińskiej naukowiec Youyou Tu to dowód na to, jak ogromne możliwości ma medycyna oparta na naturze i to, jak ważne są ustnie przekazywane receptury zielarskie czy zielniki. Tymczasem kroki podejmowane w ostatnich latach przez Unię Europejską, tj. regulacje, konieczność zdobywania zezwoleń i zatwierdzeń na produkty lecznicze przed ich wprowadzeniem do obrotu, zabijają ziołolecznictwo. Urzędnicy unijni twierdzą, że działania przez nich podjęte mają służyć zapewnieniu większego bezpieczeństwa w dostępie do naturalnych substancji leczniczych. Jednak praktyka stosowania dyrektyw UE podaje w wątpliwość celowość wielu z tych restrykcji. Tak naprawdę często utrudniają one tylko dostęp do zielarskich specyfików.
Zgodnie z jednym z europejskich przepisów na opakowaniu ziół nie może się pojawić informacja, na co one pomagają, chyba że producent uzyska specjalny certyfikat, potwierdzający lecznicze właściwości danej rośliny. A do zdobycia takiego certyfikatu potrzebne są badania specjalistyczne, na które stać tylko duże koncerny. Rezultat jest taki, że mniejsi producenci i zielarze nie mają szans na przetrwanie.

Gazeta Polska Codziennie

Komentarze

  1. Biurokracja UE zabija kontynent. Nie tylko w medycynie. Kto ma oczy szeroko otwarte to widzi. Kto nie chce widzieć nic zachwyca się UE i jej regulacjami wszystkiego

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Bonum est diffusivum sui

Wojna bez zasad