Manewry podzieliły militarnych potentatów

Po zakończonych w poniedziałek wspólnych ćwiczeniach okrętowych Chin i Rosji na Morzu Południowochińskim napięcie w regionie nie opada. Japonia zapowiedziała właśnie prowadzenie z USA wspólnych patroli na spornych wodach. Z kolei Waszyngton nawiązał porozumienie z Indiami w sprawie manewrów nieopodal chińskiej granicy.

Region Morza Południowochińskiego, na którym odbyły się manewry, często nazywany jest beczką prochu. Prawa do strategicznych terenów rości sobie wiele okolicznych państw, m.in. Chiny, Wietnam, Filipiny, a także Malezja i Tajwan. Na straży swoich interesów w tym rejonie stoją także Stany Zjednoczone, Japonia, Korea Południowa, Indie, Australia i Rosja. Państwa w regionie Morza Południowochińskiego, m.in. Filipiny i Wietnam, czują się jednak zaniepokojone ekspansją Pekinu w ich pobliżu związaną np. z budową sztucznych wysp na morzu pod bazy wojskowe. Również sam fakt, że w trakcie manewrów chińsko-rosyjskich była prowadzona misja zajęcia terenów, tylko powiększył wspomniane obawy.
Na ćwiczenia chińskich i rosyjskich okrętów odpowiedziała już Japonia. Podczas przemówienia w amerykańskim think tanku „Center for Strategic and International Studies” japońska minister obrony Tomomi Inada zapowiedziała, że Kraj Kwitnącej Wiśni będzie prowadził patrole wspólnie ze Stanami Zjednoczonymi na Morzu Południowochińskim. Inada dodała także, że Tokio będzie kontynuowało program pomocy krajom w obszarze akwenu, ze wzmocnieniem ich potencjału morskiego włącznie. Kilka dni temu władze w Tokio potwierdziły gotowość zaopatrzenia Wietnamu w nowe okręty patrolowe. Planowane jest również dostarczenie Filipinom dwóch okrętów patrolowych i pięciu samolotów rozpoznawczych.
Nieobojętne na rozwijające się partnerstwo Moskwy i Pekinu są także Stany Zjednoczone, które wzmacniają sojusze w Azji. Jeszcze przed zakończeniem manewrów chińsko-rosyjskich w Indiach w stanie Uttarakhand, graniczącym z Chinami, rozpoczęły się wspólne ćwiczenia armii USA i Indii o kryptonimie „Yudh Abhyas”. Ich lokalizacja nie jest przypadkowa. To właśnie w Uttarakhand chińskie siły zbrojne sukcesywnie naruszają granicę indyjską. Ostatni taki incydent miał miejsce 19 lipca br. Wówczas ok. 300 chińskich żołnierzy wkroczyło do Indii i przebywało tam ponad pół godziny. Zdaniem lokalnych władz w ostatnich latach doszło do blisko 40 podobnych incydentów.
Ćwiczenia amerykańsko-indyjskie w regionie graniczącym z Chinami odbywają się trzy miesiące po wspólnych manewrach morskich USA, Indii i Japonii w Zatoce Bengalskiej. Media w Indiach przedstawiają oba ćwiczenia jako wyraźny sygnał dla Chin, że Indie nie pozwolą, aby jakikolwiek kraj kontrolował Morze Południowochińskie oraz że władze w New Delhi nie lękają się zagrożenia ze strony państw wspierających terroryzm. Ostatnia kwestia dotyczy działań Pekinu, który według indyjskich władz ma wspierać oddziały partyzanckie współpracujące z Pakistanem i terrorystów działających w Indiach.
Warto przypomnieć, że trzy tygodnie temu przedstawiciele USA i Indii podpisali tzw. Logistics Exchange Memorandum of Agreement (LEMOA), czyli porozumienie o współpracy. Umożliwia ono wzajemne korzystanie z baz wojskowych przez siły zbrojne obu krajów. W oświadczeniu, jakie ukazało się po podpisaniu umowy, zaznaczono, że dokument jest strategicznym krokiem ku budowaniu wzajemnych więzi obronnych w celu przeciwdziałania morskiej aktywności wojskowej Chin w regionie.

Gazeta Polska Codziennie

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chińskie więzienia: tortury i interes

Bonum est diffusivum sui

Wojna bez zasad